3.

191 7 9
                                    

Za szklanymi drzwiami stały tłumy fanów i reporterów, a ja siedziałam samotnie w białym korytarzu szpitala. Spojrzalam za szkło i gdy zauważyłam tamtego chłopa, co mu wyleciałam przed maskę, od razu chciałam się zmyć.

Swoją drogą, dopiero zauważyłam, jak wysoki jest.

Siedziałam w miejscu i tępo patrzyłam na niego, gdy pokonywał tłum ludzi i wślizgiwał się przez drzwi na korytarz. Bez żadnego pozwolenia.

I skurczybyk miał do wyboru około czterdziestu krzeseł i oczywiście musiał usiąść obok mnie.

- Po co tu przyszedłeś?

- Gość zepsuł mi wyścig - walczyłam ze sobą, żeby nie wybuchnąć złością, ale w sali koło której siedzieliśmy lekarz zajmował się tatą.

Na wyświetlaczu telefonu, który akurat miałam w rękach pokazało się nowe powiadomienie, a do moich uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk. Oczywiście typ musiał zajrzeć mi przez ramię.

- Psycholog za darmo każdego dnia, oferta ważna do wyczerpania idiotów - powiedział, widząc milion innych takich powiadomień.

- Patrząc na ciebie, nigdy się nie wyczerpią.

- Ranisz - powiedział z sarkazmem, opierając się o ścianę.

- Głupich nie żal - odpowiedziałam mu szybko, bez zastanowienia. I mało brakowało, a bym tego pożałowała.

Tamten popatrzył na mnie zaintrygowany, a po chwili wystawił do mnie rękę.

Że co? Dosłownie dopiero co zwyzywał mnie od kretynek i jeszcze obraża mi ojca.

- Jackson Storm - uśmiechnął się delikatnie, jednak na tyle, aby pokazać swoje ostre kły.

Z jednej strony do twarzy mu było, ale z drugiej to było przerażające.

- [t.i] McQueen - niepewnie ścisnęłam jego dłoń. Miałam przeczucie, że coś kombinuje.

Zapadła niezręczna cisza, a on cały czas bezwstydnie patrzył się na mnie tym oceniającym wzrokiem.

Chciałam schować się pod kocem i zwinąć w kulkę, nawet jeśli mój wzrost mi na to nie pozwalał.

- Ile masz wzrostu? - czy on ma jakiś, nie wiem, radar? Skąd wie, o czym myślę?

- ponad sto osiemdziesiąt - odpowiedziałam niechętnie.

- Wysoka jesteś, jak na kobietę oczywiście - z reguły nie jestem niemiła, ale należę do bardzo emocjonalnych osób i miałam wrażenie, że zaraz go strzelę.

- Po co tu ze mną siedzisz?

- Mam być szczery?

- o kłamstwo nie pytam.

- Bawisz mnie. To dla mnie pewien rodzaj rozrywki - spojrzał na swój zegarek i westchnął, gdy zobaczył godzinę - niestety, musze zostawić cię w samotności. Mam umówiony masaż za niedługo. Żegnaj~

- Oby na zawsze - patrzyłam jak wychodzi do tłumu i przepycha się przez niego, ignorując dziennikarzy i fanów.

Jaki on jest pusty.

I do tego winny temu wszystkiemu. To nie mógł być przypadek, że akurat kiedy przejechał koło taty, w aucie coś się stało.

Obecność tego tłumu już pomału doprowadzała mnie do szału, mama poszła do najbliższego marketu po coś do zjedzenia dla nas, bo ten szpital jest jakiś biedny.

Z tego wszystkiego nawet nie wiedziałam, kiedy z mojego oka popłynęła pierwsza łza.

Usłyszałam moją ulubioną piosenkę, spojrzałam na telefon. Kto inny jak nie Cruz?

Szybko włożyłam słuchawki i odebrałam.

- Jak się masz? Co z twoim tatą? Wszystko ok? Wyjdzie z tego? Będzie się dalej ścigał? - zasypała mnie stosem pytań, a przecież na większość z nich nawet nie znałam odpowiedzi.

- Cruz, ja...- przerwał mi doktor otwierający drzwi - oddzwonię!

- Czekaj, co się dzie-

Akurat mama również weszła na korytarz.

- Drogie panie - zaczął mężczyzna - zapraszam do środka.

Moje serce chyba przekroczyło prędkość dźwięku, gdy wchodziłyśmy przez próg pomieszczenia.

Czułam się okropnie.

Zobaczyłam tatę podpiętego do kroplówki. Prawie tak samo, jak ostatnim razem. Serce pękło mi na pół. Cieszyłam się, że przeżył, naprawdę, ale oglądanie go w takim stanie nie jest wesołym przeżyciem. Mało kto cieszyłby się widząc swojego rodzica w ten sposób.

Mama przytuliła mnie mocno, a ja kolejny raz dzisiaj się popłakałam. Chwilę później poszła rozmawiać z lekarzem, a ja zostałam sama z tatą.

Był cały poobijany, a na ramieniu miał grubą warstwę bandaży. Usiadłam na skraju łóżka, czekałam bardzo długo zanim mama weszła do sali.

Siedzialysmy tam kilka godzin w ciszy. W końcu mama zebrała się do domu, ja wolałam zostać w szpitalu.

Pożegnała się ze mną i wyszła.

To nie tak, że nie chciała zostać przy tacie, ale musiała pojechać po rzeczy dla mnie i dla siebie. Ja zostałam za nas obie.

Siedziałam przy tacie długo, bo gdy postanowiłam się zdrzemnąć, słońce pomału zaczynało wschodzić. Moje powieki były tak ciężkie, że po prostu nie byłam w stanie ich unieść, gdy raz zamknęłam oczy i tak zostało do rana. Spałam z tyłkiem na krześle, a głową na materacu. Nie powiem, niezbyt wygodna pozycja.

Było już jasno. Obudziła mnie czyjaś dłoń na mojej głowie.

Na początku myślałam, że to mama, ale od razu odrzuciłam tą myśl. Zaspana, niosłam wzrok. Moje serce zabiło szybciej, a senność odeszła w niepamięć.

- Tata! - chciałam się na niego rzucić, ale byłoby to raczej ryzykowne, więc delikatnie objęłam go, nie dotykając żadnego urazu.

- Czemu nie ma cię w hotelu? - również mnie objął, z tą różnicą, że mógł to zrobić tylko jedną ręką.

- Chciałam być przy tobie, gdy się obudzisz. I chyba połowicznie mi się udało..?

Zaśmiał się cicho.

- Miło mi to słyszeć, śpiąca królewno.

Spojrzałam na niego pytająco, a on jedynie wskazał wzrokiem na zegar wiszący na sali. Było chwilę po jedenastej.

- Muszę zawołać lekarza - odkleiłam się od taty i wyszłam na chwilę z sali, aby wrócić z panem doktorem.

Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz