- Że co?! - Cruz wydarła się najgłośniej, jak się dało.
- No to. Wcale nie jest taki zły, jak się wydaje.
- Zawrócił ci w głowie? Dodał czegoś do picia? Walnął w łeb i ci się kulki rozeszły?! - Panikowała, a ja powstrzymywałam chichot.
- Przeprosił - odpowiedziałam sucho. Chciałam ją trochę powkurzać, bo jak mnie nie ma w szkole, to kto jej dostarczy rozrywki?
Znaczy poza babą od matmy.
- Ale śmieszne. Nabijaj się dalej, proszę bardzo.
- Dobra, zmieńmy temat, bo złość piękności szkodzi - uśmiechnęłam się do niej - kupiłam ci parę fajnych rzeczy, już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć twoją reakcję!
- Co takiego?
- Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić. A nie chce tego robić, bo wiesz, że cię zbytnio kocham.
- Coś w tym jest. Tez cię uwielbiam - udało mi się ją udobruchać - dobra, muszę kończyć, bo Ava przyszła dać mi te korki z matmy, do których mnie zmusiłaś.
- Na pewno tylko żeby dać ci korki? - strzeliłam lennyface'a, a Cruz rozłączyła się.
Nie wytrzymała poziomu mojej głupoty.
A ja chcę wrócić do domu. Brakuje mi moich przyjaciół. I pokoju. I książek. Czytanie na telefonie to nie to samo, co trzymanie papieru w dłoniach.
* * *
Przez ostatnich parę dni żyło mi się dobrze. Tacie świetnie szło w wyścigach, z resztą Jacksonowi też (nawet w jednym wyścigu pojechałam ja, bo się założyłam z tym chłopem, że znowu mu utrę nosa i, uwaga, wygrałam po raz kolejny), poza tym, okazało się, że jest całkiem spoko, kiedy się nie unosi. W jeden piątek do drugiej oglądaliśmy netflixa i mój tata przyszedł sprawdzić, czy żyję, bo wyciszyłam telefon i nie odbierałam.
Innym razem prawie zabiłam go poduszkami, oczywiście musiał się zrewanżować.
To ciekawe, jak człowiek może zmienić się o 180 stopni, kiedy po ludzku powie, co mu leży na wątrobie.
Niestety tego pięknego popołudnia nie było go w apartamencie, więc po skończeniu nauki i rozmowie z Cruz, postanowiłam ruszyć tyłek.
Szłam akurat na dwór. Nudziło mi się trochę, a uczyłam się już dłuższy czas i mój mózg chyba wyparował. Gdy otworzyłam drzwi na zewnątrz, nieoczekiwanie w moje oczy uderzyła chmara fotonów. Oślepłam na kilka sekund.
- Ała! - wydarłam się sama do siebie. W końcu wypaliło mi siatkówki.
- Co się dzieje, młoda? - Swift spojrzał na mnie przerażony, bo wiłam się jak wampir w słońcu.
- Uhm... No cóż, siedziałam w ciemnym pokoju długo i jakoś tak...
- Już od dawna podejrzewałem, że jesteś wampirem - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - kto cię ugryzł? Można sobie jakoś załatwić?
Parsknęłam niezręcznym śmiechem, a Swift strzelił lennyface'a.
- Czyli ten Storm, hm? - klasnął w dłonie - wiedziałem!
- Co wiedziałeś?
- Zupełnie poważnie, skoro już poruszyłem jego temat, to chyba muszę ci coś wyznać... - potarł dłonią kark - to ja mu dałem twój numer-
Słucham.
- Że co? Ale dlaczego?!
- Bo... No jakby, chłopak prosił mnie i prosił, był okropnie zdesperowany i w końcu zapytałem, po co mu ten numer i przyznał się, że mu się spodobałaś i...
- Kłamał - nie dałam mu skończyć - chciał mnie wkurzać. I długo mu się udawało - szkoda, że dowiaduję się takich rzeczy dopiero kiedy się pogodziliśmy. Naprawdę udawał takie coś tylko po to, aby mnie pognębić?
Poczułam się zdradzona, wykorzystana, oszukana i opuszczona.
Jak mógł?
Nigdy się tak nie zawiodłam.
Może to dziecinne, ale postanowiłam się już do niego nie odzywać. Nie chcę mieć nic wspólnego z tym kłamcą.
- Myślałem, że dobrze się dogadujecie ostatnimi czasy..? - położył mi dłoń na ramieniu - Młoda, nie załamuj się, może chłopak nie ma pojęcia, jak się gada z dziewczynami.
- On ma dziewczynę - burknęłam - Courtney. Cicha laska, ładna i mistrzyni makijażu. Totalne przeciwieństwo mnie.
- Jesteś zawiedziona? - Swift próbował okazać mi jak najwięcej wsparcia i zainteresowania problemem.
- Nie tym, że mnie nie chce, bo w życiu nie myślałam, że mu się podobam. Boli mnie to, że kłamał w takiej sprawie. Żeby się ze mnie pośmiać - teraz w zasadzie nawet nie wiedziałam, czy on faktycznie mnie polubił, czy po prostu czekał, aby znowu wbić mi nóż w plecy.
- Może spróbuj to z nim wyjaśnić?
- Nie mam ochoty na niego patrzeć.
- Wątpię, że to dobre rozwiązanie. Wydaje mi się, że on jest po prostu zagubiony i próbuje jakoś zwrócić na siebie uwagę. Wiesz, takie wołanie o pomoc, czy coś, a ty powinnaś wiedzieć lepiej niż ja, co tam się z nim dzieje - westchnął - zakładam, że nie każdy ma takich kochających rodziców jak ty, hm?
- Powiedzmy że może o to chodzić - powiedziałam niechętnie.
- Wasze pokolenie będzie chyba chodzić na terapię za nasze. Współczuję wam, młodzieży.
- Dzięki... - Wciągnęłam dużo powietrza. Czułam, że powoli zaczęło zbierać mi się na płacz. Nie chciałam się już odzywać, bo wiedziałam, że załamie mi się głos.
- Zgaduję, że chciałabyś pobyć sama, więc życzę miłego dnia. Powinnaś to wszystko przemyśleć na spokojnie, młoda. Jakbyś mnie szukała z pewnie będę na dole grał w bilarda z chłopakami i zapewne twój ojciec dołączy, gdy wróci.
Kiwnęłam głową i ruszyłam wgłąb wielkiego ogrodu.
* * *
- Hej, co tak milczysz, hm? Zazwyczaj piszesz, gdy mnie nie ma - musiałam go spotkać. Szukał mnie.
Debil.
Nie odpowiedziałam mu. Stałam jak głupia, nie patrzyłam na niego.
- Stało się coś? - podszedł bliżej zaniepokojony - halo, słyszysz mnie?
Obdarzyłam go spojrzeniem moich pięknych oczu, mimo, że na to nie zasłużył.
I tak się gapiłam, aż nie zapytał.
- Ktoś ci coś zrobił?
Poczułam gulę w gardle, ale mimo to musiałam go opieprzyć.
- Tak, ty. Jesteś okropny, fałszywy i zapewne teraz też udajesz, że jakkolwiek cię obchodzę! Bardzo bawi to ciebie i tych twoich kolegów, że udało ci się mnie wziąć na litość, wczesniej okłamując Swifta? A co by na to powiedziała twoja dziewczyna?!
Zamurowało go.
CZYTASZ
Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x reader
Fiksi Penggemarzaimki: she/her kolor włosów narzucony wybaczcie SPOKOJNIE TU SA ZHUMANIZOWANE AUTA Pisze to specjalnie dla jednej osoby hihi Okładka: https://pin.it/3d4yRoU Oczywiście lekko edytowana przeze mnie. Możliwe, że niedługo zmienię ją na całkowicie na...