1.

384 13 29
                                    

Kolejny zwyczajny dzień. Wstałam o szóstej, w końcu ponoć należę do "rannych ptaszków". Za oknem było już jasno, więc wyszłam na balkon.

Od razu poczułam, jak moją twarz otula ciepło promieni wschodzącego słońca. Oparłam się o barierkę, wpatrując w widoki.

Kocham Chłodnicę Górską.

Po chwili usłyszałam znajomy dźwięk, dochodzący z mojego brzucha.

Pora zjeść śniadanie.

Założyłam moje różowe kapcie i biały, ciepły szlafrok, po czym zeszłam na dół, do kuchni. Zajrzałam do lodówki z nadzieją, że znajdę tam masło orzechowe, ale nie było go tam.

Zamknęłam i otworzyłam lodówkę drugi raz myśląc, że tym razem jakimś magicznym sposobem się tam zespawni. Jednak nie było go tam.

Nie chciało mi się robić jajecznicy, więc postawiłam na grzanki z serem.

Modliłam się, że tym razem ich nie spalę.

O dziwo nie spaliłam.

W międzyczasie zaparzyłam sobie herbatę i naszykowałam książkę, którą będę czytać przez następne kilka godzin, zanim wstaną rodzice. Zabrałam ze sobą prowiant i lekturę, podreptałam po cichu na górę, do mojego pokoju i usadowiłam się wygodnie w leżaku na balkonie.

Nie wiem, ile czasu minęło, ale usłyszałam pukanie, zaraz po tym wyszła do mnie mama.

- Dzień dobry, słońce - uśmiechnęła się do mnie i, mimo mojego wieku, tradycyjnie ucałowała moje czoło. Można się spodziewać, że je wytarłam, ale nigdy tego nie robiłam i raczej się to nie zmieni.

- Hej, mamo.. - oddałam uśmiech, na widok mojej mamy raczej ciężko się nie uśmiechnąć.

- Długo już nie śpisz? - spojrzałam na zegarek. Matko moja, już po jedenastej!

- Nie zauważyłam, która godzina i sterczę tu jak walec! - zerwałam się jak poparzona i wbiegłam do pokoju, szybko wzięłam pierwsze lepsze ubrania z szafy i pobiegłam do łazienki, aby się ubrać.

Po prostu miałam iść o jedenastej na lody z Cruz. Jest ode mnie starsza, ale dogadujemy się świetnie.

Zbiegłam piorunem na dół, gdzie brunetka już na mnie czekała.

- ...Więc jedzie pan do Kalifornii, panie McQueen, prawda? - tylko słyszałam jej głos, ale w głowie widziałam tą nadzieję w jej wielkich, brązowych oczach. Jest fanką wszelkich wyścigów i motoryzacji, czego nie można powiedzieć o mnie.

"Tato, błagam powiedz, że nie, błagam nie.."

- Jasne, dlaczego miałbym nie jechać? - na samą myśl uśmiechał się do siebie.

- Hej... - powiedziałam cicho, bo chciałam jedynie dać znać o swojej egzystencji, a nie przerywać rozmowę.

- [t.i]! - ojciec rozczochrał mi włosy, które i tak były już w nieładzie - Ranny ptaszek zaspał?

- Ranny ptaszek czytał książkę - spojrzałam na przyjaciółkę - wybacz, Cruz..

- Nic się nie stało, przynajmniej mogłam zamienić słowo z moim idolem! - iskierki radości błysnęły w jej oczach.

Ta.. Cruz też chce kiedyś profesjonalnie rajdować i na wzór, jak zapewne wielu innych, upatrzyła sobie mojego ojca.

Pożegnałam się z rodzicami i ruszyłam w stronę najbliższej lodziarni.

- Masz jakąś rzadką minę, [t.i], co się stało?

- Wyścig w Kalifornii jest w moje urodziny. Zawsze jakiś wypada akurat w ten dzień. Rok w rok - ostatnie zdanie powiedziałam z lekką złością i wyrzutem - i co roku, poza kasą i tortem od mamy, dostaję wejście do boxu.

- Może porozmawiaj z mamą, ona napewno coś wymyśli..

- Nie chcę, żeby ojciec rezygnował z wyścigu ze względu na mnie. Poza tym, to by nie przeszło.

- Nie musi rezygnować - stanęłyśmy przed przejściem dla pieszych i rozejrzałyśmy się - wyścig nie trwa cały dzień - poklepała mnie po plecach, uśmiechając szeroko.

- Mam złe przeczucie. Aż ciarki mnie przechodzą na myśl o tym wyścigu - ruszyłyśmy przez pasy na drugą stronę jezdni.

Poszłyśmy do naszej ulubionej lodziarni. Cruz klasycznie wybrała lody o smaku mango i czekolady, a ja tym razem wybrałam cytrynowe i jogurtowe.

Słońce grzało niemiłosiernie, więc musiałyśmy pospieszyć się z konsumpcją.

Trochę żal, bo lody były naprawdę dobre.

- Dalej nie masz ulubionych lodów? - zagadała do mnie moja przyjaciółka. Była umazana lodami od brody po czubek nosa, ale to nie było dziwne w jej wykonaniu.

- Tylko ty jesz codziennie te same, Cruz.

- Jestem pewna, że nie tylko ja. Poza tym, dziwisz mi się?

- Tak - odparłam - nie rozumiem, jak można lubić mango. I to w połączeniu z przepyszną czekoladą. Fuj, marnotrawstwo.

- Powiedziała osoba, która je pizzę z ananasem. Jak można łączyć pyszną pitcunię z jakimś podrzędnym ananasem? 0 taste.

- Ej, ale nie obrażaj mi mojej ulubionej pizzy, kpopiaro - spojrzałam na nią wymownie.

- To ty w kółko słuchasz jakiejś podejrzanej muzyki! - ugryzła rożek, który zachrupal przyjemnie dla ucha.

- Przynajmniej nie słucham BTS.

- KIEDY JA NIBY SŁUCHAŁAM BTS?!? - udawała, że zakrztusiła się lodem.

- Może zajrzyj na Spotify? Odświeży ci się pamięć - uśmiechnęłam się wrednie.

Wyciągnęła z kieszeni telefon, włączyła go i zdziwiona spostrzegła, że na wyciszonym telefonie leci jej jakaś k-popowa playlista.

Popatrzyła na mnie wkurzona.

- TO TY, SZUJO MALA!

- Co mówiłaś? Tu z góry nie słychać. Powtórz głośniej - wciąż robiłam jej na złość. Tylko w jej towarzystwie się tak zachowywałam, bo nie miałam innych przyjaciół, czy bliskich znajomych.

- Mam na ciebie focha do końca dnia. Nie, tygodnia.

- Już widzę, jak zawzięta Cruz Ramirez nie odzywa się do mnie, [t.i] McQueen - zachichotałam - daję ci dziesięć minut, góra piętnaście.

Burknęła coś niezrozumiałego i dalej siedziałyśmy w ciszy.

Równo gdy wybiło dziesięć minut odkąd powiedziała, że się na mnie obraża, odezwała się.

- Chodźmy do biblioteki - popatrzyła na mnie prosząco - potrzebuje wypożyczyć lekturę...

- Mówiłam - pokazałam jej zegarek, na co prychnęla.

- Biblioteka.

- no dobrze, chodźmy - ruszyłyśmy w stronę tego cudownego miejsca, z którego przeczytałam prawie wszystkie możliwe książki, poza romansami. Nigdy mnie do tego nie ciągnęło.

Wypożyczyła książkę i ruszyłyśmy do parku. Tam spędziłyśmy resztę dnia.

×××××××××××××××××××××××××××××××××××

Jak coś nie mam nic do bts tak jak bohaterki, cała konwersacja jest na żarty.

Miłego dnia/wieczoru/nocy 💗

Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz