37.

71 5 0
                                    

- Wciąż śpisz? - usłyszałam i automatycznie poderwałam się do siadu. Jackson zaczął się śmiać, bo zapewne wyglądałam komicznie. 

- I co się śmiejesz? - spojrzałam na niego. Miał lekko mokre włosy i z jakichś przyczyn bluzę, a ja już czułam, że dzień będzie gorący.

Chwila, która godzina i dlaczego jestem o poranku w nie swoim pokoju..?

Nagle wszystko sobie przypomniałam.

- CZEGOŚ MNIE NIE OBUDZIŁ?! POSZŁABYM DO SIEBIE! - spanikowana się wydarłam, już myśląc o tym, że jestem największym zawodem rodziców wszechczasów. Ojciec zabije mnie, albo co gorsza, Storma.

- Musisz mi przebaczyć, nie miałem serca cię budzić - przekrzywil głowę - wyglądałaś na tak zmęczoną, że po prostu się nie dało.

- Zmęczyłeś mnie, to masz. To tobie się chciało grać w Minecrafta - zamyśliłam się - właśnie, następnym razem gramy w Just Dance, tak jak obiecałeś.

- Nie złamię danego słowa, obiecuję - przejrzał parę szuflad, coś wyciągnął i już miał skierować się do łazienki, ale zatrzymał się w progu - nie chcę cię wypraszać, ale niedługo wychodzę na trening, a rodziców, ani Dei nie ma.

- Jasne, już się zabieram. I tak muszę się ogarnąć, bo wyglądam jak ostatni menel.

- Nie obrażaj mi przyjaciółki - wszedł do łazienki i wyciągnął suszarkę - i nie mówię, że musisz już iść, tylko uprzedzam, że nie zostawię otwartych drzwi.

- W sumie mój tata pewnie będzie gdzieś w okolicy... I nie mam co robić, więc moze zabrałabym się z tobą, jeśli nie masz nic przeciwko? Popatrzę sobie trochę - uśmiechnęłam się jak najśliczniej i czekałam na odpowiedź.

I tak wiedziałam, że nie będzie miał nic przeciwko, ale z grzeczności często pytam. Albo przychodzę z niespodzianką, kiedy jesteśmy w Chłodnicy.

- Czy ja ci kiedyś odmówiłem? - spojrzał się na mnie pobłażliwie, ale dojrzałam w jego wyrazie twarzy również nutkę rozbawienia.

- No nie. Ale przez grzeczność wypada zapytać.

- Przez grzeczność wypada wyglądać jak człowiek, jak chcesz jechać, to masz dwadzieścia minut góra na ogarnięcie się, a jak nie, to odjeżdżam bez ciebie - włączył suszarkę.

A podobno nie wolno wyzywać jego przyjaciółki, hm?

Mniejsza, poszłam do siebie do pokoju. Żadnego z rodziców nie było, Bogu dzięki. Umyłam się z prędkością światła, uczesałam i w ogóle zrobiłam wszystko, co robi normalny człowiek w łazience.

Pora się ubrać.

Wybrałam jakiś dość jaskrawy top, spódnicę ze spodenkami pod spodem, bo akurat wiało za oknem i postanowiłam nie ryzykować świeceniem majtkami w stolicy Japonii, do tego moje nowe ulubione buty i naszyjnik od taty, naprawiony przez Jacksona. Cały strój był w bardzo ładnych [kolor/kolory, jak wolisz] odcieniach.

Zamknęłam apartament i prawie spóźniona poleciałam na dół. Jackson czekał już w samochodzie, a kiedy mnie zobaczył wzniósł oczy do nieba.

- Myślałem, że jesteś szybsza - pierwsze, co usłyszałam po zapakowaniu się do auta, to jego przytyk.

- A to już zależy - odpowiedziałam, zapinając pas bezpieczeństwa - ale jeśli chce się wyglądać dobrze, trzeba na to poświęcić trochę czasu. Z resztą, po co ja to tobie tłumaczę, kiedy pewnie sam to dobrze wiesz.

- Znowu nieświadomie powiedziałaś mi komplement? - spojrzał się na mnie dziwnie - ostatnio robisz to coraz częściej. Chcesz żeby wywaliło mi ego? - zaśmiał się.

- Jeju no, tak wyszło - założyłam ręce na piersiach i wydęłam usta z frustracją.

- Nie obrażaj się - znowu się zaśmiał.

- Za późno - mruknęłam całkiem poważnie.

Przez chwilę nic się nie działo, ale po tej jeszcze spokojnej chwili Jack przyspieszył z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.

- Ej, ale weź zwolnij! - powoli zaczynałam panikować.

- Jak przestaniesz się na mnie obrażać - docisnął gaz jeszcze bardziej.

- Nie pomagasz sobie! - nie odpowiedział, tylko jechał jeszcze szybciej. Naprawdę panikowałam - zatrzymaj się! - powiedziałam już lekko łamiącym się głosem, rozpinając pas. Widział, że nie żartuję.

Kiedy się zatrzymał na uboczu, otworzyłam drzwi, wyszłam z auta i nimi trzasnęłam. Byłam spanikowana, smutna, zła i zawiedziona na raz.

- No weź, nie fochaj się, to tylko głupie żarty - wysiadł za mną.

- Masz rację! To było głupie, bezmyślne i samolubne!

- [t.i]-

- Zamknij się, zostaw mnie samą! - z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy. Moje serce wciąż waliło z zawrotną prędkością, wciąż byłam wściekła i spanikowana.

- ...Ale jak wrócisz? - podszedł bliżej i wyglądał, jakby chciał mnie przytulić. Ale ja nie miałam na to ochoty.

- Zamówię taksówkę, teraz spadaj!

- Przepraszam cię, [t.i], nie powinienem tego robić i obiecuję, że już nigdy więcej nie będę jeździł za szybko, kiedy będziesz ze mną jechała.

- A w dupie to mam - odeszłam i zadzwoniłam po taksówkę. Trafiłam na rzadki okaz Japończyka, który całkiem nieźle mówił po angielsku.

Jackson jeszcze próbował mnie przekonywać, ale nie chciało mi się słuchać. Pojechałam do apartamentu, nawet na niego nie patrząc. Miałam dość jak na jeden dzień. Spojrzałam na godzinę i doszłam do wniosku, że w sumie Cruz na sto procent jeszcze nie śpi, więc do niej zadzwoniłam.

- HALO?! - niemal od razu usłyszałam jej krzyk. Chyba się stęskniła - [T.I]?! STĘSKNIŁAM SIĘ!

- Ja też, Cruz - zaśmiałam się. Dawno jej nie widziałam i mój humor poprawił się w momencie, gdy zobaczyłam jej twarz w jakiejś fioletowej masce i rozwalony kok na głowie - Co tam w Ameryce?

- To nie jest ważne, gadaj co się wydarzyło u ciebie! - przyjrzała się mi uważniej - płakałaś?

- Nie ważne... Czekaj chwilę, ogarnę sobie też maskę i będziemy siedzieć razem jak ufoludy - zniknelam na chwilę z kadru i wróciłam w zielonej mazi.

- Dobra, teraz gadaj, kogo mam zabić.

- Nikogo. Jackson zrobił coś głupiego i-

- Wiedziałam, jak to się skończy! Mówiłam ci, ale nie słuchałaś, jak zwykle.

- To mała sprzeczka, ile razy z tobą się pokłóciłam? - uniosłam brew, a moja przyjaciółka zaczęła trudzić się w liczeniu, ale szybko się poddała.

- Na tysiąc procent mniej razy niż z nim.

- Nie jestem przekonana. W ogóle wiesz, że oddał mi ten wisiorek od taty? - uśmiechnęłam się na samą myśl, że mam moją kochaną pamiątkę spowrotem.

- Serio? Jesteś pewna, że to ta sama?

- No, tata przecież zamówił grawerowanie dedykacji na tyle, więc nie ma innej opcji. Poza tym widać, że ma tylko parę fragmentów nowych - przybliżyłam go do kamery, a Ramirez badała wisiorek wzrokiem tak dokładnym, jak Inspektor Gadżet, albo Sherlock Holmes.

- Powiedzmy, że wierzę. Ale i tak chce to dokładnie obejrzeć, kiedy wrócisz.

- Dobrze, na życzenie. A teraz gadaj, co w Ameryce!

Rozmawiałyśmy długo. Cruz poszła spać dopiero po północy jej czasu, ale całe szczęście był piątek. Za to ja czekałam beztrosko na powrót rodziców, bez świadomości, jaką informację przywiezie mi Tata...

Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz