45.

79 6 3
                                    

- Ja cię strasznie przepraszam, [t.i], przysięgam, że nic nie pamiętam i w życiu na trzeźwo bym nic takiego nie zrobił - ledwo odebralam i usłyszałam spanikowany głos Jacksona w słuchawce.

- Chwila, Jack, uspokój się - przerwałam mu - o czym ty w ogóle mówisz?

- To ty nic nie wiesz?! - był bardziej zdziwiony niż ja.

Za to Shu stał obok z bardzo niezręcznym wyrazem twarzy.

- No nie wiem.

- Boże, i po co ja tak panikowałem? Z resztą i tak byś się pewnie dowiedziała... - czułam coraz większy niepokój, co najprawdopodobniej wyczuł japończyk. Zdziwiło mnie, że zdobył się na odwagę, żeby mnie objąć - słuchaj, wyśle ci coś teraz, ale błagam, nie rozłączaj się, nie krzycz i nie panikuj, dobrze?

- No powiem ci, że mnie stresujesz - moje serce przyspieszyło na myśl tego, co on może mi wysłać.

- Moja siostra to zołza i musiała wszystko wszystkim pokazać, niedługo będziesz mieć mnóstwo paparazzi na karku, przepraszam cię, serio! - dostałam coś na mess. przełączyłam się na głośnik i zobaczyłam, co takiego.

Że. Co.

- Kiedy to było? - zapytałam spanikowana, wpatrując się w zdjęcie ukazujące moją osobę na kolanach Storma.

I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że byliśmy oboje głęboko pochłonięci... wręcz całkowicie pochłonięci...

Nie przechodzi mi to przez gardło.

Po prostu się całowaliśmy.

Zrobiło mi się zimno i gorąco na raz. Jestem przekonana, że spaliłam buraka i zbladłam w jednym momencie, przeczesałam włosy i wzięłam głęboki wdech i wydech.

Cały Twitter o tym huczał.

- Jack, przepraszam, jestem poza domem. Zadzwonię do ciebie, kiedy będę mogła, dobrze?

- Dobrze, tylko proszę cię, nie zapomnij o tym - jego głos był serio przejęty. Aż za bardzo.

Rozłączyłam się.

- Wiedziałeś o tym, Shu? - zapytałam spanikowana do tego stopnia, że mój głos brzmiał jakbym pozbyła się emocji z mojego życia.

- Widziałem was wtedy, ale uznałem, że nie kłamaliście, kiedy mówiliście, że jesteście przyjaciółmi - był chyba bardziej czerwony niż ja - stwierdziłem, że po prostu jesteście pijani - nagle popatrzył na mnie przestraszony - czy ja zrobiłem coś, czego nie powinienem?!

Czułam się źle, że tak go wystraszyłam, bo w końcu byłam wieczną singielką.

- Nienienie, Shu, spokojnie, jestem sama! Serio! - instynktownie położyłam dłonie na jego ramionach - Jackson to mój przyjaciel.

Patrzył na mnie swoimi niebieskimi, szeroko otwartymi oczami.

Świat znowu się zatrzymał. Nagle uderzyło mnie to, jak chłopak zmienił swoje zachowanie w stosunku do mnie. Przecież na lotnisku, kiedy zobaczyliśmy się pierwszy raz w życiu, był taki zimny. A teraz..?

Odwrócił wzrok. Boże, on jest strasznie słodki.

I wtedy uświadomiłam sobie, że przecież będziemy musieli się pożegnać za jakiś tydzień. W tym samym momencie, kiedy zdobył się na odwagę, żeby się do mnie przybliżyć.

Prawie doszło do mojego drugiego pocałunku w ciągu w zasadzie dwudziestu czterech godzin.

- Lubię cię, naprawdę - odsunęłam się od niego, niestety psując moment - ale niedługo wracam do Stanów. Nie chcę, żebyś zaraz czuł się zraniony.

- Rozumiem - westchnął - tak jest zawsze. Kiedy poznam dziewczynę to albo jest z innej wyspy, albo nawet kraju. Kiusiu jest ogromna i jakimś cudem nie spotkałem jeszcze nikogo - zaczął smutno. Wiedziałam, że po prostu chce się wygadać, a nie brac mnie na litość. Przez ten dość krótki czas zdążyłam się przyzwyczaić, że czasem zaczyna ventować w przypadkowych momentach.

Odprowadził mnie do apartamentu opowiadając o tym, jak nigdy nie może trafić na dobrą laskę i swoim ostatnim zawodzie miłosnym. Poprzednia dziewczyna zdradzała go z trzema chłopakami w pewnym momencie nawet się z tym do końca nie kryła, bo była przekonana, że Shu nic z tym nie zrobi, bo ją kocha.

Całe szczęście zdobył się na ten bardzo odważny ruch i z nią zerwał.

Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozeszliśmy się do domów. Wyglądał na spokojniejszego niż wcześniej. I widocznie było mu lżej. Mimo sytuacji, która między nami zaszła, postanowiliśmy, że nie anulujemy naszych planów na jutro... W zasadzie dzisiaj. Jeśli wyjdzie źle, do kolejnego nie dojdzie w najbliższym czasie, jeśli będzie okej, dobrze dla nas.

Weszłam do swojego pokoju, wykończona, wciąż myślami na Twitterze. Miałam ochotę zostać w Japonii na zawsze. Albo najlepiej wyprowadzić się na jakieś zadupie i w życiu więcej nie wychodzić na zewnątrz.

Czekałam tylko aż Cruz do mnie zadzwoni, nakrzyczy i Bóg wie co jeszcze. Oczywiście zadzwoniła. Darła się na mnie przez pół godziny, nie chciała słuchać czegokolwiek, co próbowałam powiedzieć i rozłączyła się obrażona. Czułam się jak śmieć i chciało mi się płakać.

I płakałam.

Po miłym czasie spędzonym na oglądaniu ulubionych miejsc Shu i ukrywaniu się przez paparazzi nadszedł dzień powrotu do USA. Stresowałam się. Niby data naszego powrotu była znana tylko nam, Cruz (która dalej była na mnie śmiertelnie obrażona), Jacksonowi i osobie, która pomaga nam z bagażami.

Ale serce zdecydowanie pękło mi na lotnisku w Stanach.

Jackson czekał na mnie od jakiegoś czasu, bo nasz samolot miał lekkie opóźnienie.

- Hej, Jack - powiedziałam, przeciągając się. Czułam się strasznie niezręcznie, ale on chyba średnio przejmował się tym, co zaszło między nami tydzień temu.

Chyba za dużo myślę.

- Tęskniłem, [t.i] - rozłożył ręce (lol moja siostra właśnie nazwała Jacksona "jacket" 💀💀💀) aby mnie uściskać, a ja nie chciałam zmieniać atmosfery na bardziej niezręczną. Dlatego też bez zawahania przytuliłam się do niego.

- Nikogo innego nie ma..? - zapytałam rozczarowana, rozglądając się chwilę po tym, jak oderwałam się od Storma.

- Jeśli szukasz tej swojej przyjaciółeczki Cruz, nie było jej tu - momentalnie posmutniałam - ej, co jest?

- Obraziła się na mnie. Boję się, że to koniec - walczyłam dzielnie, żeby się nie rozpłakać. I całkiem nieźle mi szło, chyba dlatego, że nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył.

- To moja wina?

Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz