30.

83 8 6
                                    

- Możemy nie przy obcych? - odpowiedział cicho, spoglądając na mnie, więc udawałam, że nie patrzę w ich stronę.

- Kto tu niby jest obcy?! - Jack się wręcz wściekał.

- Twoja koleżanka. Nie znam jej i nie chcę się z tobą kłócić w jej towarzystwie.

- Ale ja ją znam!

- Zamilcz! - Mężczyzna również się wściekł.

- Bo co? Nie będziesz mi rozkazywał!

Jego ojciec wyminął go i wyszedł zdenerwowany z sali, a Jack wybiegł za nim. Chyba stanęli za drzwiami, bo wszystko słyszałyśmy.

I tak siedziałyśmy, niezręcznie patrząc wszędzie, byle nie na siebie.

- Posłuchaj, Jack, chcę pozostawić po sobie jak najwięcej dla ciebie, twojej siostry i waszej matki. Po prostu przestań się na mnie z tego powodu denerwować.

- Nie pomyślałeś kiedyś, że wolałbym, żebyś po prostu z nami spędził czas?! Nie jestem dzieckiem, wiem, że nie masz go zbyt dużo i chciałbym może mieć z tobą chociażby dużo wspomnień, a nie kasy - o ile się nie przesłyszałam, jego głos się załamał. Biedny Jack, nie wyobrażałam sobie nawet, co on może przeżywać - z resztą, nie wiem, czy zauważyłeś, zarabiam wystarczająco dużo, żeby na nic im nie brakowało!

- Tylko ja nie jestem w stanie spędzać z wami czasu, Jackson! Nie mogę i już - slyszałam głębokie westchnięcie pana Storma.

- Jak niby nie możesz? Po prostu rzuć tą robotę w cholerę, nie musisz tam harować! - nakręcał się. I to bardzo. Bardzo się spięłam, co zauważyła jego mama i położyła dłoń na moim ramieniu.

- Oni się ciągle kłócą. Takie charaktery.

- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że ja też mam swoje uczucia? - męski głos przerwał dalszą wypowiedź pani Storm.

- No co ty nie powiesz?! I mimo tego, że je masz, nie zależy ci na nas?! - serce mi wręcz pękało, gdy tego słuchałam. Znałam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jest bliski płaczu, nawet go nie widząc. Chłopak po prostu jest taki twardy i niedostępny tylko z wierzchu, a jako, że postanowił otworzyć się akurat przede mną, doskonale wiedziałam, kiedy maska, którą często nakładał, pękała.

- Zależy! I dlatego nie mogę na was patrzeć! Widzę, jacy jesteście smutni, a chcę zapamiętać was wesołych! Po prostu czuję, że nie daję wam szczęścia-

- Szczęścia na pewno nie da nam twoje uciekanie, to ci gwarantuję - przerwał ojcu - Mama pogodziła się z tym, że niedługo jej ciebie zabraknie, ja nie jestem dzieckiem, które tego nie rozumie, a twoje własne dziecko potrzebuje ciebie teraz najbardziej na świecie. Dea dopiero co obudziła się ze śpiączki, a ty już wychodzisz ze szpitala, kiedy powinieneś siedzieć tam i próbować ją podnieść na duchu - przerwał na chwilę - Przegapiła zawody przez tamtego debila i trochę zajmie jej powrót do formy, ale znasz ją doskonale i wiesz, że jeśli jej nie wesprzesz, ciężko jej będzie to zrobić! Chcesz zobaczyć ją jeszcze raz jak skacze?! - spojrzałam na jego siostrę, która teraz markotnie leżała na szpitalnym łóżku z chyba zaszklonymi oczami.

- Oczywiście, że chcę, przecież to moja cór-

- To zawijaj do niej, a nie wymykasz się znowu do tej pieprzonej roboty, skoro jest dla ciebie ważniejsza!

- Dobrze, Jackson, masz rację. Po prostu daj mi chwilę na ochłonięcie, dobrze?

Nie usłyszałam odpowiedzi. Jack wszedł do sali, próbując się uśmiechnąć do siostry, a jego mama wyszła do swojego męża.

W końcu postanowiłam dać głos.

- Co trenujesz? - spojrzałam na Dearil, która od razu zwróciła wzrok na mnie.

- Skok o tyczce - w jej oczach aż błysnęło, ale po chwili zgasło - miałam jechać na mistrzostwa, ale nie wyszło. A podobno miałam szansę.

- Oczywiście, że miałaś - jej brat się oburzył - nazwisko Storm o czymś mówi, prawda?

- Dobra, dobra. Siedzisz w towarzystwie McQueen, która już dwa razy skopała ci tyłek na torze - żartobliwie udałam snobkę i zadarłam nosa.

- A ja znam taką jedną, co ma na nazwisko Morgenstern - młoda się wtrąciła, zbijając nasze argumenty. Jak można się nie bać kogoś, kto ma na nazwisko Morgenstern - chodziłam z nią na kickboxing.

- Wygrałaś - oboje skapitulowaliśmy.

- Spokojnie, jest małym, słodziutkim kurduplem.

- A, to chyba wiem, o którą chodzi - Jack zamyślił się.

- No pewnie, że wiesz. Jak mnie odwiedziła ze swoją starszą siostrą, wiesz, tą z pasemkami, to miałeś wrażenie, że próbuje cię wyrwać.

Zaczęłam się śmiać.

- Nie miał bym nic przeciwko, przecież jest w moim wieku - zaczął ruszać brwiami, a ja pokładałam się ze śmiechu.

- Ta, a ja później musiałabym zbierać baty od młodej, że celowo jej siostrę zeswatałam - Dea wywróciła oczami.

- Spoko, zeswatałbym cię z nią i byłby koniec dramy.

- Jackson Storm! Zamknij mordę! - rzuciła w niego poduszką - z resztą jak już tak wszystkich swatamy, to nie możemy zapomnieć o twojej przyjaciółeczce - jak Boga kocham, gdy robią lennyface wyglądają tak samo - Masz kogoś na oku, [t.i]?

- Szczerze to nie.

- Żadnych chłopców? Dziewczyn? Nikogo? - patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

- Postacie z książek się nie liczą, nie?

Oboje spojrzeli na mnie jak na debila.

Są identyczni jak dwie krople wody.

- Nie? - Zarzuciła swoimi długimi, falowanymi włosami i uniosła brew.

- Jak taka mądra jesteś, to może ty się pochwalisz?

- No osobiście chyba już nie mam chłopaka, bo napisałam do niego, kiedy się obudziłam, nie odpisał, zadzwoniłam, nie odebrał i w ogóle nie wiem, co się dzieje. Powinien wiedzieć, że miałam wypadek, bo chodzimy do jednej szkoły. Także nie, nie mam nikogo na oku - powiedziała zadziwiająco dziarsko - cieszę się, że szybko zobaczyłam, jak mu na mnie zależało. Teraz robię sobie przerwę od płci brzydkiej.

- Z której strony jestem brzydki? - Jackson się obruszył.

- Jeśli nie jesteś brzydki, to może jesteś kobietą?

Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz