57.

67 4 2
                                    

- Jak się czujesz? - usłyszałam kiedy tylko otworzyłam oczy następnego dnia rano i przez chwilę przypominałam sobie dlaczego jestem w pokoju mojego chłopaka, a nie swoim.

Ale wtedy katar i bolące gardło mi przypomniały.

- Beznadziejnie - żeby nie powiedzieć chujowo - mam zawalony nos i gardło mnie boli jak tylko próbuje coś powiedzieć - wychrypiałam.

- Słyszę właśnie - spojrzał na mnie, uśmiechając się pocieszająco, ale w jego oczach widziałam, że się martwi - Za chwilę przyniosę ci herbatę, ok? Jesteś głodna?

- Głodna nie jestem, ale herbatą nie pogardzę.

- Prawidłowa odpowiedź - pokazał swój już ikoniczny uśmiech, za którym nie jedna dziewczyna piszczała (ja nie, bo zdążyłam przywyknąć) i zniknął za drzwiami. Zostałam na chwilę sama.

Ale tylko na chwilę. Nie minęła minuta, a ja usłyszałam jak coś uderza w szybę okna. W pierwszej chwili pomyślałam, że jakiś ptak myślał, że da się tu wlecieć, ale kiedy dźwięk powtórzył się drugi i trzeci raz, podniosłam się z łóżka i wyjrzałam przez okno.

Cruz. Znowu.

 - Czego tu szukasz? - otworzyłam okno, bo na dworze było dosyć ciepło i nie bałam się, że mój stan mógłby się pogorszyć.

- [t.i], zablokowałąś mnie wszędzie, nie mogłam się z tobą skontaktować,  a chcę porozmawiać! Byłam u ciebie w domu, ale twój tata powiedział mi, że jesteś u Jacksona i-

- Nie mamy o czym rozmawiać - przerwałam jej - idź stąd.

- Nie ruszę się stąd dopóki nie pogadamy!

- A namiot ze sobą wzięłaś? - wszystko byłoby świetnie gdybym nie odebrała sobie powagi atakiem kaszlu. Spojrzała na mnie zmartwiona, a ja po prostu zaczęłam zamykać okno.

- Nie i nie mam takiego zamiaru - kiedy zobaczyła, że zamykam okno, zbulwersowała się - Hej! nie uciekaj! [t.i], przepraszam, wiem, że przesadziłam!

- No co ty nie powiesz? 

- Zależy mi na tobie, proszę cię... to się już nie powtórzy! 

- Nie, Cruz. Nie zapomnę tego, że nigdy nie powiedziałaś mi, że Jack to twój były - wzruszyłam ramionami i spojrzałam na nią beznamiętnie.

- Jemu jakoś wybaczyłaś!

- Bo on cię nie zdradził, za to ty zachowałaś się jak ostatnia szmata. teraz mnie zostaw, nie mam siły na dyskusje, źle się czuję - powoli zaczęłam zamykać okno.

- Mówisz tak tylko dlatego, że on tobą manipuluje! - wylądała na zdesperowaną - wyprał ci mózg, nie widzisz tego?! przeciez przyjaźniłyśmy się tyle czasu, [t.i], chcesz to zaprzepaścić?!

- Nie będziesz tak o nim mówić - nawet nie chciało mi się krzyczeć, zamknęłam okno i ułożyłam się spowrotem na łóżku. Słyszałam co prawda bardzo stłumione pieklenie się Cruz, ale postanowiłam ją ignorować. Nie warto sobie na nią psuć krwi. Wyglądało, jakby jej zależało, żeby się wytłumaczyć, ale czy chciałam tego słuchać? Nie. Jedyne o czym bym słuchała to jej opowieść o tym, dlaczego zdradziła wtedy Jacksona, a to jest już przeszłość i nie są i nie będą razem. Znałam go już dobrze i wiedziałam, że nie wybaczy czegoś takiego jak zdrada. Ale czy można mu się dziwić?

- Pies sąsiada znowu ujada? - nie wyobrażam sobie, jak zdezorientowany musiał być Jack, kiedy wszedł do pokoju i niczego nie świadomy pomylił Cruz z psem, wywołując u mnie gigantyczny wybuch śmiechu. Który przerodził się w niekontrolowany kaszel w ciągu kilku sekund, jednak opanowany z drobną pomocą mojego chłopaka.

Opowiedziałam mu moją małą przygodę z byłą przyjaciółką, a jako, że jeszcze nie wyniosła się spod okna, to powiedział, że się do niej przejdzie. Obserwowałam wszystko z okna, tylko z ciekawości oczywiście.  Kłócili się kilka minut, a ona nakręcała się coraz bardziej. Do takiego stopnia, że zaczęła podskakiwać do Jacksona z łapami. 

- Słuchaj, Cruz, skoro nie boisz się prowokować mnie - tak, zaczęłam podsłuchiwać przez uchylone okno - to jesteś albo niezrównoważona, albo po prostu głupia. Odpuść już, to moje ostatnie ostrzeżenie.

- Ja nie odpuszczam, rozumiesz?! Chcę się z nią zobaczyć i jej wyjaśnić!

- A ona nie chce cię widzieć, pogódź się z tym.

Cruz nie przestawała się szamotać, było jedynie coraz gorzej. Jack szybko wszedł do domu i najprawdopodobniej z szatańską szybkością przekręcił zamek, bo ona mimo prób nie mogła ich otworzyć. Kilkanaście sekund później powrócił z PISTOLETEM? (cytujac: "the state of arizona does not require you to obtain a license or register in order to purchase or own a gun. if you are at least 18, you may purchase a legal firearm from a private individual.")

- Ja się ciebie nie boję, moja mama najpewniej też, ale tu żyje moja siostra i ja sobie zwyczajnie nie wyobrażam, żeby taka świruska jak ty siedziała pod moim domem i w przypływie szału zaatakowała ją, kiedy wychodzi z domu, rozumiesz? 

- To pewnie atrapa, nie przestraszysz mnie.

Chyba udało jej się wyprowadzić Jacksona z równowagi, bo strzelił w trawnik między nimi. Odskoczyła przestraszona, nakrywając głowę rękami.

- Taka właśnie atrapa. Wypierdalaj.

*    *    *

Z choroby wyszłam stosunkowo szybko, jednak jakieś dwa tygodnie później znowu złapało mnie jakieś dziadostwo. Nie wiem, co mi się stało ale bolały mnie dosłownie wszystkie mięśnie i wszystkie stawy. Nawet kucnąć, żeby zawiązac buty nie mogłam, nie wspominając o jakimś bieganiu czy wchodzeniu po schodach.

- Cholera jasna, znowu? - jęknęłam, kiedy niemal potknęłam się o własną sznurówkę, to znaczy nadepnęłam lewą nogą na sznurówkę prawego buta i niebezpieczne przechyliłam się w przód, nie mając możliwości podparcia się. Całe szczęście w ostatniej chwili sznurowadło wysunęło się spod mojego ciężaru i Bogu dzięki nie runęłam jak długa na chodnik. A mnie, jako wysoką osobę, bolałoby to mocniej niż na przykład Naomi.

- Co się stało? - Jack popatrzył na mnie bez jakiegokolwiek śladu zrozumienia dla mojej beznadziejnej sytuacji.

- Od rana bolą mnie stawy a znowu rozwiązała mi się sznurówka, Sherlocku. W domu przerobię ją na spaghetti - zaśmiał się na mój wybitnych lotów żart.

Było już ciemno, a lampy i neony na ulicach Chłodnicy dodawały do i tak romantycznej atmosfery czegoś magicznego.

- Pomogę ci - bez zastanowienia zabrał się za wiązanie niesfornego sznurowadła w moim bucie a ja zachichotałam.

- Jasne, ćwicz już klękanie przede mną, to będziesz dobrze przygotowany - puściłam mu oczko i uśmiechnęłam się szelmowsko.

- To raczej ty powinnaś ćwiczyć klękanie przede mną - odpowiedział mi tym samym i wstał, pozostawiając kokardę na moim bucie w perfekcyjnym stanie.

- Zbereźnik! - uderzyłam go lekko, na żarty. Chociaż nawet jakbym spróbowała go walnąć serio, to pewnie by tego nie poczuł.

- To tylko niewinny żart - szybko mnie do siebie przyciągnął i pocałował w czoło - szczerze, w życiu na poważnie o tym nawet nie pomyślałem.

- Nie podobam ci się?

- Przepraszam?

Daj Mi Spokój. | Jackson Storm x readerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz