- Fugaku-san. - Hokage, Sarutobi Hiruzen przywitał wchodzącego przywódcę klanu Uchiha, odkładając właśnie przeglądany raport z akcji przeciw organizatorom nielegalnych walk psów. Chciał o coś zapytać, szczególnie o pewne detale wyraźnie nie ujęte w tym raporcie. Na przykład, ciekawiło go to w jaki sposób jedna z najbardziej rozpoznawalnych osób, nie tylko w Konoha, ale i na całym świecie, zdołała dostać się w sam środek tego przestępczego przedsięwzięcia. Jednakże wstrzymał się z wydaniem z siebie jakiegokolwiek dodatkowego dźwięku, widząc na rękach mężczyzny małego, wyjątkowo drobnego blondyna z charakterystycznymi bliznami. Chłopiec akurat spał, przez co jego twarz była wygładzona doświadczanym poczuciem bezpieczeństwa.
- Aaaa! - Dziecko nagle krzyknęło, a Hokage aż podskoczył, bo twarz malca jeszcze przed chwilą przypominająca aniołka, teraz wyglądała jak kogoś poddawanego okrutnym torturom. - Aaaa! - Kontynuował szkrab, wiercąc się z taką mocą, że nawet tak silny mężczyzna jak Fugaku, miał problem z utrzymanie go w ramionach.
- Co się dzieje?
- Czy Hokage-sama ma wiedzę o tym co dzieje się z dzieckiem Czwartego i Krwawej Habanero?
- Oczywiście. - Obruszył się Sarutobi. - Pies w przerwach między misjami ma na niego oko.
- To za mało.
- Dlaczego tak uważasz?
- Nie będę strzępił języka, bo - Nie skończył tylko w chwili przerwy w szamotaniu się dziecka podał zwój. - Najlepiej jak pan sam to przeczyta. - Dodał, w ostatnim momencie odsuwając się, bo chłopiec szarpnął się tak, że z łatwością zwaliłby całą zawartość biurka. Najgorsze było to, że wciąż robił to we śnie, a mimo wyraźnego wysiłku jaki musiał wsadzać w każdą próbę ruchu, nie wydał z siebie więcej dźwięków.
Gabinet ogarnęła upiorna cisza, która pogłębiała się w miarę jak Trzeci zagłębiał się treść raportu, a przynajmniej tę część z jaką dotychczas nie miał okazji się zapoznać. Z początku chciał zrugać Uchihę za przekazanie mu tak okrojonego oficjalnego sprawozdania z akcji, ale teraz nie miał wątpliwości, że sam postąpiłby podobnie. Szczególnie, że chodziło tu o bezpieczeństwo Tego chłopca i, jak właśnie się przekonywał, również Wioski. Chociaż dopiero czytając to co przywódca Uchiha zawarł w tym zwoju, zdał sobie sprawę z tego do jakiego stopnia zawierzył radzie, a przede wszystkim pewnej osobie, którą uważał dotychczas za godną zaufania i robiącą wszystko dla dobra Konoha. Teraz już wiedział jak dał się zmanipulować, jak bardzo w jego oczach umniejszono rolę tego blondyna w całym misternym układzie sił odpowiadających za bezpieczeństwo Liścia. Aż zadrżał z ogarniającego go przerażenia, ale i ... Nagle odrzucił zwój i poderwał się na nogi, powodując, że ciężki fotel, na którym dotychczas siedział, aż odfrunął do tyłu, wybijając dziurą w ścianie. Dziurę, przez którą wściekły Hokage ruszył by w końcu wymierzyć sprawiedliwość, by przypomnieć światu, a szczególnie grupie pewnych osób, dlaczego jest nazywany Profesorem i nie chodzi tu tylko o jego zacięcie do nauczania.
Shimura Danzo spacerował po głównym parku Wioski i delektował się soczystą zielenią wczesnej wiosny. Nie robił tego sam, bo oprócz zawsze towarzyszących mu ANBU Korzenia, tym razem obok niego szli Mitokado Homura i Utatane Koharu. Przy czym jedyna kobieta w tej grupie, robiła to z wyraźną niechęcią, z ledwością ukrywając swoją pogardę dla każdego kto nie jest shinobi. Do takiego stopnia obchodziła ją tylko i wyłącznie władza zapewniana przez stanowisko, że nie miała najmniejszych skrupułów przed zdradą Konoha, byle tylko ją wzmocnić. Przywódca Korzenia cieszył się z tego jej podejścia do świata i wykorzystywał to tak bardzo, że już teraz posiadał tyle haków na nią, że w zasadzie mógł zrobić z nią co tylko chciał. Ale podobnie było z Homurą, jednakże on wbrew pozorom był znacznie inteligentniejszy i Danzo musiał się trochę nagimnastykować, by zdobyć dowody niezbędne do manipulowania nim. Właśnie chciał coś powiedzieć, wykorzystując to, że nie wyczuwał w okolicy nikogo kto byłby w stanie ich podsłuchać, ale wstrzymał się, doświadczając aury zagrożenia. Aury szybko zbliżającej się do ich pozycji, która mimo pełnej jawności nie była powstrzymywana przez mijanych ANBU Hokage. To zasiało zwątpienie w jego sercu, bo to znaczyło, że to mogła być tylko jedna osoba. Sam Sarutobi Hiruzen, który najpewniej właśnie przejrzał na oczy i zdołał rozwikłać całą misterną sieć kłamstw jaką utkał wokół niego. Oboje radnych też w końcu wyczuło zbliżające się niebezpieczeństwo i z przerażeniem obejrzeli się na właśnie znikającego w Shunshin no Jutsu Danzo. Postanowili sami postąpić podobnie i już kończyli składanie ręcznych pieczęci gdy spadł na nich żywioł, którego swego czasu obawiał się cały świat.
Oboje mieli szczęście, bo zginęli tak szybko, że praktycznie bezboleśnie.
Tym czasem Shimura klął na czym świat stoi, jednocześnie zastanawiając się nad tym, kto też go zdradził, bo nie wierzył w to, że ten stary głupiec, nie ważne, że jego równolatek, sam zdołał dojść do prawdy. Szybko pakował liczne papiery zalegające w różnych szafkach równo ustawionych na jednej ze ścian. Teraz zaczął żałować tego, że żądał od swoich podwładnych raportów na piśmie z każdej akcji, nawet tych nielegalnych, które jednoznacznie ustawiały go w roli zdrajcy Liścia. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że musi zabrać je wszystkie, bo po prostu nie ma czasu na ich posegregowanie. Na chwilę zatrzymał się nad ostatnim dokumentem, tym w którym wyjaśniono mu jak uprowadzono i oddano na śmierć tego małego demona. Syna blond śmiecia, który zdradził Wioskę wiążąc się nie dość, że z kobietą spoza wioski, to w dodatku z Uzumaki i Jinchuriki w jednym. Zawahał się, zastanawiając się nad tym czy nie lepiej zniszczyć ten świstek, ale w końcu zmienił zdanie i schował go do zwoju, tak jak pozostałe. Jednakże nim zdążył sięgnąć po kolejny, nastąpił grzmot, huk i rumor pomieszany z krzykami przerażenia, mimo pieczęci blokujących, wydawanymi przez jego ludzi, a on już wiedział, że bez walki nie zdoła umknąć. Ale zdał sobie też sprawę z czegoś jeszcze, nawet jeśli wygra, to i tak będzie musiał umykać.
Oczywiście jeśli wygra.
Konoha drżała i to nie był efekt odczuwanych emocji tylko czysto fizyczne doświadczenie. Już niemal wszystkie szyby w oknach popękały, a na murze okalającym Wioskę pojawiły się szramy, z każdą chwilą stające się coraz większe. Po kolejnym wstrząsie, część obwarowań runęła, tak jak dwa kwartały zabudowań, które zapadły się pod ziemię. Niestety dziura, która je pochłonęła nie była naturalnym lejem krasowym, tylko dziełem jednego człowieka walczącego z kilkudziesięcioma innymi. Jego adwersarze mieli twarze zasłonięte całkowicie białymi, pozbawionymi jakichkolwiek cech charakterystycznych maskami, a przewodził im opierający się na lasce starzec. W zasadzie to nie odbiegał wiekiem od atakującego go osobnika, ale w sile już zdecydowanie mu nie dorównywał. Z bólem serca patrzył na śmierć swoich podwładnych, którzy na jego rozkaz szli na rzeź, bo inaczej nie dało się nazwać tego co się z nimi działo. Mimo wyraźnej przewagi liczebnej, nie mieli szans na zbliżenie się do Trzeciego Hokage, Sarutobi Hiruzena. Właśnie dotarło do niego, że w swoim zadufaniu zupełnie zapomniał, że jego dawny przyjaciel z drużyny nie bez powodu jest nazywany Profesorem. I teraz gdy patrzył na otaczającą go śmierć, pierwszy raz w swoim życiu zapłakał nad bezproduktywnie zmarnowanym życiem.

CZYTASZ
Naruto - W tle
FanfictionGłówny bohater to Naruto, oczywiście. Ale co się działo gdy go nie było w pobliżu lub czyje działania doprowadziły go do miejsca, w którym właśnie się znalazł? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.