Kataklizm

46 5 1
                                        

Gdy stanęli na szczycie wzgórza górującego nad rozległą posiadłością, aż zatchnęli się widokiem jaki przed nimi się rozciągał. Cała dolina była zmieniona w doskonale utrzymany park płynnie przechodzący w sielski ogród, przez co pałac stojący na przedzie wyglądał bardziej jak wiejski dworek niż posiadłość znacznego arystokraty. Aż nie mogli uwierzyć, że właściciel zgodził się poświęcić to wspaniałe założenie na pułapkę na ich mistrza i przyjaciela. Było niemal pewne, że po zakończeniu wszelkich walk nie zostanie tu kamień na kamieniu, nie wspominając o egzotycznych kwiatach, krzewach i drzewach, których sprowadzenie, zasadzenie, a następnie utrzymanie musiało kosztować nie dość, że dużo pieniędzy, to również wysiłku wyspecjalizowanych ogrodników.

Pięć osób stało i zastanawiało się nad tym gdzie też mogli schować się shinobi zastawiający tę pułapkę. Jednakże jakie było zaskoczenie zgromadzonych gdy po delikatnym podmuchu wiatru, zostało ich już tylko czworo.

- Gdzie jest sensei? – Zapytała Sakura, która teraz rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu swojego mistrza.

- Tam poszedł. – Odpowiedział jej Kakashi, który sam był zaskoczony tym jak skutecznie Uzumaki krył się przed wzrokiem potencjalnych obserwatorów podczas zbliżania się do pałacu. Mimo tego, że wiedział gdzie go szukać, to i tak miał problem z utrzymaniem na nim swojego skupienia.

- Ach. – Mruknęła dziewczyna, próbując udawać, że cokolwiek widzi, na co jej koledzy tylko się uśmiechnęli, choć i oni z trudem przyznawali przed samymi sobą, że nic nie dostrzegają.

Przez następne kilka minut nic się nie działo. Delikatny zefirek lekko kołyszący okolicznymi drzewami wprowadzał relaksującą, odprężającą atmosferę. Każdy kto nie miał dość silnej woli, wyciszył się, ciesząc się tą magiczną chwilą. Oczywiście dotyczyło to również, a może przede wszystkim, zgromadzonych ninja z trzech krajów. Przebywali na swoich stanowiskach już od kilku dni, więc zrozumiałe było, że będą wycieńczeni psychicznie i taka aura powoli acz nieubłaganie usypiała ich czujność.

To co nastąpiło w następnej sekundzie było o tyle zaskakujące, co jednocześnie przekraczało zdolności objęcia tego rozumem. Zgromadzeni shinobi z przerażeniem patrzyli na tytaniczny wiatr, który zdawałoby się powoli rozrywał budynek na strzępy. Wydawało im się, że byli doskonale ukryci, nie bez powodu właśnie ta posiadłość została wybrana na pułapkę, bo po prostu miała wbudowane w mury doskonałe pieczęci. Zostały one ustawione jeszcze w czasach Uzushiogakure i były dziełem największych mistrzów z klanu Uzumaki. Ich zadaniem było ukrywanie czakr osób znajdujących się nie tylko w samym budynku, ale wręcz na terenie całej posiadłości. Dlatego byli pewni, że zasadzka jest doskonała, więc fakt, że zostali zaatakowani z wyprzedzeniem, był dla nich tak szokujący i to właśnie sprawiło, że zareagowali dopiero po kilkunastu sekundach od momentu rozpoczęcia się tego Armagedonu. Inaczej nie dało się opisać tego co się działo, bo taki wiatr na pewno nie był dziełem natury, ale też żaden z nich nigdy nie słyszał o jutsu pozwalającym wykonywać tego typu ataki. Szaleńcza wichura w końcu ucichła, ale tylko po to, by opadający kurz ujawnił samotną postać powoli wkraczającą w rumowisko jeszcze do niedawna będące wschodnią częścią pałacu. Drobny blondyn, wręcz dzieciak, zdawał się zupełnie nie na miejscu i tylko jego ochraniacz na czoło oraz burza roztrzepanych blond włosów identyfikowały go jako tego, na którego czekali. Mieli złapać go w pułapkę, a to on ich zaskoczył.

- No cóż. – Usłyszeli jego zrelaksowany głos. – Sporo was przetrwało, ale to chyba zasługa zalegających tu wszędzie pieczęci tłumiących, a nie waszych umiejętności. – Podsumował, a im trochę głupio się zrobiło, co oczywiście wywołało wściekłość, że jakiś dzieciak, nie ważne za jak silnego uważany, śmie ujmować ich umiejętnościom.

- Uraaa! Uraaa! – Zabrzmiało ze wszystkich stron i genini, chunini oraz jounini rzucili się na tego impertynenta.

Naruto spojrzał na wrzeszczącą masę zbliżającą się do niego i na spokojnie rozłożył ramiona, a następnie tak jakby chciał, by wszyscy doskonale to widzieli, zaczął składać różne pieczęci dla każdej dłoni.

- Czy on? – Zapytał Sasuke, który tak jak go sensei nauczył, wzmacniał swój wzrok czakrą i tym sposobem mógł widzieć na odległość równie dobrze jak ktoś kto korzystał z lornetki. – Składa pieczęci do dwóch różnych jutsu na raz?

- Tak. – Potwierdził Kakashi. – Słyszałem o czymś takim. – Dodał. – Ale zawsze wydawało mi się, że to tylko pobożne życzenia słabeuszy niezdolnych do prawdziwej walki. - W tym momencie z nieba spadł drobny deszcz, który może sam w sobie nie był groźny, ale towarzyszyły mu wyładowania elektryczne. I tak połączone jutsu zyskało na sile, w krótkim czasie powalając wszystkich pozostałych przy życiu geninów i chuninów. Natomiast jounini zdali sobie sprawę z tego co się dzieje i okrywszy się czakrą zdołali ochronić się przed porażeniem tym może prostym, ale na pewno widowiskowo przeprowadzonym atakiem.

- Wykonuje kolejne pieczęci. – Tym razem odezwał się Sai, który z zapartym tchem przyglądał się najpotężniejszemu shinobi, przynajmniej z punktu Korzenia, nieżyjącego już Shimury Danzo. – Nie rozpoznaję znaków. – Dodał, bo tak się składa, że wcześniejsze były mu znane, więc wiedział czego się spodziewać. Nie tym razem. Chociaż. – Wszyscy padnij! – Krzyknął, powalając na ziemię stojącą obok niego Sakurę, pozostałym nie trzeba było powtarzać, ale i tak Uchiha wylądował na glebie dosłownie w ostatnim momencie, ledwie zdoławszy się uchronić przed porwaniem przez huraganowy wicher jaki spadł na posiadłość. Mimo wyjących potępieńczo mas powietrza przetaczających się nad ich głowami, znaleźli w sobie dość odwagi, by zerknąć na to co dzieje się w dole i.

Nie zdawali sobie sprawy z tego, że możliwe jest wystąpienie tornada na tyle silnego, by porywało samą ziemię. Drzewa, a nawet co mniejsze skały nie dziwiły nikogo, ale oni mieli przed sobą lej powstały w wyniku działania kataklizmu jakiego świat jeszcze nie widział.

Naruto - W tleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz