7.

1.3K 66 33
                                    

Pov Peter

W końcu zacząłem się budzić. Myślałem, że pierwsze co zobaczę po otworzeniu oczu, to uśmiechający się Pan Stark, ale tak nie było. Co prawda, byłem w czyście, sterylnym pomieszczeniu, ale nie był to, ani szpital, ani wieża Avengers. Rozejrzałem się w okół. Jedynymi przedmiotami w pomieszczeniu było łóżko i stojąca obok kroplówka, do której byłem podłączony.

Po chwili do sali wszedł wysoki blondyn ubrany w mundur żołnierski. U prawego boku miał niedużą przypinkę z ośmiornicą. Wiedziałem, że skąś kojarzę ten symbol. Mężczyzna podszedł do łóżka i kazał mi wstać. Złapał mnie pod rękę i wyprowadził z pomieszczenia. Idąc, mijaliśmy wiele pomieszczeń, ale mie widziałem, co jest w każdym z nich, przez przyciemnione szyby.

Po chwili zatrzymaliśmy się przed jedną salą. Wyższy otworzył przede mną drzwi, więc wszedłem do środka. Ściany były ciemne, ale nie że taki był kolor farby, tylko od brudu, z pokrywającym to kurzem.

Na środku stał biały fotel. Blondyn wyszedł, a następnie zamknął za sobą drzwi. Myślałem, że jestem sam, dopóki z cienia nie wyszedł mężczyzna w podeszłym wieku. Miał ciemny, długi płaszcz i buty na platformie. Gdyby nie one byłby niższy ode mnie.

- Usiądź na fotelu.- powiedział wyjątkowo ozięble, ale w miarę sprawnie wykonałem jego polecenie.

Przypiął mnie pasami. Obrócił się na chwile, ale gdy był z powrotem, trzymał w ręce strzykawkę z podejrzaną zawartością.

- Co wy chcecie mi zrobić- zacząłem krzyczeć.
- Było miło... naprawdę chcesz to tak zacząć Peter.
- Skąd wiesz jak się nazywam?!
- Wiemy o tobie wszystko... np to że jesteś Spidermanem.

Pokręciłem przecząco głową, co miało sugerować to, ze mu nie wierze.

- A teraz bądź grzecznym chłopcem i pozwól mi przeprowadzić na tobie kilka testów.

Zacząłem się wyrywać, niestety bezskutecznie. Mężczyzna wbił mi igle w ramie. Przez chwile jeszcze miałem sile się wyrywać, ale potem jakby cała energia ze mnie wyparowała i zemdlałem.

Obudziłem się w brudnym pokoju. Na podłodze była zaschnięta krew, a na ścianach narzędzia. Wole nie wiedzieć do czego służą. Miałem się tego za chwile przekonać, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem.

Leżałem tak jeszcze chwile, gdy przez mój pajęczy zmysł usłyszałem kroki na korytarzu. Podcząłgałem się pod drzwi i przystawilem ucho do dziurki na klucz, a następnie zacząłem się przysłuchiwać. W okol było tyle osob, które wymieniały ze sobą zdania, że wszystkie wypowiedzi mieszały mi się i nie wiedziałem kto co powiedział.

Kroki nasiliły się, a ja odsunąłem się od drzwi. Znaczy chciałem, ale nie zdążyłem. Osoba, która weszła do pomieszczenia powiedziała:

- Wstawaj.

Posłusznie wykonałem polecenie, więc chwile później szedłem korytarzem, niewiadoma gdzie. W głowie powtarzałem tylko, że ktoś napewno mnie uratuje. A tak przynajmniej wolałem myśleć.

Szliśmy już kilka minut, a ja zacząłem się rozglądać na boki, w celu zobaczenia... czegokolwiek...

Niestety zamiast tego co postanowiłem, poczułem mocne uderzenie w twarz.

- Po co się rozglądasz?- spytał mężczyzna idący obok.
- Po nic...
- To idź prosto, jak ci każą.

Doszliśmy pod jakąś sale, gdzie znowu mnie przypięli. Obok zauważyłem potężną maszynę, którą miał ktoś za chwile obsługiwać. Usiadłem na fotelu i zostałem do niego przypięty. Wysoki blondyn podszedł do maszyny i włączył czerwony na niej przycisk.

Po chwili moim ciałem wstrząsnęła fala przechodzącego prądu. Z mojego gardła wydobył się głośny krzyk. Starszy nasilił moc prądu, wiec dawało to jeszcze większy ból. Po chwili po prostu zemdlałem.

Pov Stark

Wybiegliśmy za chłopakiem z wieży. Wiedziałem, że za bardzo nie ma, gdzie wracać, więc zastanawiał mnie fakt, dlaczego ucieka.

Usłyszałem odgłos trąbienie i krzyk dzieciaka. W okol były tylko światła. Światła skierowane na ziemie, gdzie powinno leżeć ciało dzieciaka, nastolatka, który jest za młody na smierć. Niestety nie leżało tam nic innego niż nic. Nic, a powinno być to ciało.

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

Minął już tydzień od zaginięcia nastolatka. Tydzień, w którym nie zrobiłem nic, co pomogłoby mi dojść do sedna sprawy.

Spiderman zniknął z ulic, co dawało mi kolejne argumenty i podejrzenia. Że Peter jest Spidermanem. To nie może być prawda. Ten wrażliwy chłopak, nie mógłby latać nocami po dachach budynków i ratować mieszkańców Nowego Yorku.

Brzmiało to tak nieprawdopodobnie, że aż sam zacząłem w to wierzyć.

Postanowiłem wyjść na spacer. Szedłem chodnikiem, gdy znalazłem się w jakiejś ciemnej uliczce. Przede mną stał dzieciak, nastolatek.

- Chce pan wiedzieć, gdzie jest Spiderman?- zapytał zbyt pewnym według mnie głosem.
- Nie interesuje mnie Spiderman.- odpowiedziałem, jak zwykle ozięble. Nie była to jednak prawda. Bałem się o pajęczaka.
- A co gdyby pewnego dzieciakowi imieniem Peter coś się stało?

Już byłem gotowy coś wykrzyczeć, ale jednym gestem dłoni, powstrzymał mnie, abym nie mówił niczego.

- Nie ma nic za nic.- warknął- zegarek.

Od niechcenia zdjąłem przedmiot z lewego nadgarstka i podałem chłopakowi.

- Opuszczony budynek w lesie. 20 km od wjazdu. Tylne wejście.

Powiedział i poszedł. A ja ocknąłem się i przeanalizowałem informacje. Po czym wróciłem do wieży.

Pov Peter

Gdy znów się obudziłem, w pomieszczeniu było na tyle ciemno, że niecnie widziałem. Słyszeć, z resztą tez nic.

Chciałem wstać, ale nie udało mi się przez ból w dolnych kończynach. Podparłem się rękoma o ziemie i podniosłem się do pionu. Udało mi się podejść do drzwi, które wymacałem w ciemności.

Otwarte!

Wyszedłem po cichu na korytarz, gdzie nikogo nie było. W oddali zauważyłem tylko sylwetki postaci. Nie wiem kogo. Zacząłem iść korytarzem, z zamiarem dojścia dokoś. Gdziekolwiek. Gdzie tylko będzie bezpiecznie...

Wrong numberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz