18.

484 45 33
                                    

Sorki, że te 2 ostatnie rozdziały były takie krótkie, ale chciałam żeby cokolwiek tu było, a nie taka przerwa od ostatniego rozdziału. Postaram się robić trochę dłuższe, ale też  nie zawsze mam czas.

***

Pov Tony

Po chwili w sali pojawił się Bruce. Szybko wygonił mnie ze środka, ale już z nim nie walczyłem. Wziąłem krzesło i usiadłem naprzeciwko wejścia. Jednak po chwili znikąd znalazła się nade mną Natasha.

- Idź się umyj, bo śmierdzisz.

- A co jeśli Peter..

- Peterowi nic nie stanie, a ty idź się umyj, bo wali od ciebie na kilometr.

Posłuchałem jednak rudowłosej i 20 minut później byłem z powrotem. Akurat Bruce wychodził z sali.

- I co z nim?! - wykrzyczałem.

- Spokojnie Tony. Chłopak żyje, choć jest bardzo osłabiony i lepiej żeby się na razie nie nadwyrężał. Przepisze mu trochę leków na poprawę. Chociaż i tak będziesz musiał uważać, bo jego pajęczy organizm reaguje nieco inaczej w sumie na wszystko.

- Mogę do niego wejść?

- Tak, ale nie za...

Nie zdążył dokończyć dokończyć, bo wbiegłem do sali.

- długo...

Pov Peter

- Pozwalam...

I zamknąłem oczy.

Nie widziałem nic, oprócz całkowitej ciemności. Nic nie słyszałem, ani nie czułem.

Nie wiedziałem co się dzieje.

Nie wiem, ile czasu minęło..

Jednak po chwili zobaczyłem przed sobą światło.

Udałem się w tamtą stronę i ujrzałem przed sobą...

- May! Wujku Benie!

Pobiegłem prędko w ich stronę i mocno ich przytuliłem.

- Ciociu, wujku? Co to za miejsce? Czy ja zginąłem?

- Tak Peter.. - wujek zabrał głos - umarłeś w skutek wielu ran postrzałowych. Na szczęście udało nam się wybłagać dla ciebie o drugą szansę, więc niedługo wrócisz na Ziemię. Pan Stark odchodzi od zmysłów od 4 godzin.

- 4 godziny?! Tak długo mnie nie było? Ale czy będę mógł was jeszcze kiedyś zobaczyć?

- Jasne skarbie- powiedziała ciocia May - będziemy cię często odwiedzać w snach. Tylko nikomu ani mru mru, że ci powiedzieliśmy.

Uśmiechnąłem się szeroko.

- Dobrze. Dziękuję!

- To idź już!

I się obudziłem. Ujrzałem kątem oka pana Starka siedzącego obok łóżka.

- Peter... dzieciaku... c-czemu mi to zrobiłeś? C-co ja t-teraz bez ciebie zrobię... P-przepraszam, że byłem tak okropnym mentorem. Mogłeś m-mieć lepszego! Ale ty... najlepszy, najsłodszy, najmądrzejszy dzieciak na tym c-całym świecie a-akurat wpadłeś na mnie...

Przemyślałem sobie wszystko, co mówił.

Okropnym mentorem? Fakt. Było źle, ale czasami było naprawdę świetnie.

- Przeprosiny przyjęte Panie Stark - wychrypiałem cicho.

- Peter! Dzieciaku ty żyjesz! Bruceeee! Jezu siedź tu, ja biegnę po Bruce'a.

Wrong numberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz