16.

491 36 5
                                    

Pov Tony

Nie mogliśmy uwierzyć w to co właśnie zobaczyliśmy. Nikt się tego nie spodziewał. Każdy przeżywał właśnie swój wewnętrzny szok. Poza tym chłopak na zdjęciu wyglądał okropnie. Te wszystkie rany..

Od razu przystąpiliśmy do pracy. Każdy pracował nad czymś innym.

Bruce przygotowywał salę na ewentualne przyjęcie Petera.

Natasha ładowała broń.

Clint sprawdzał łuk i strzały. Sprawdzał celność.

Steve czyścił swą tarczę.

Ja natomiast szukałem wszystkiego, co pomogło by nam znaleźć chłopaka. Miałem jak narazie kilka opcji, gdzie mógłby się znajdować. Kilka było obok siebie. Powiedziałem Natashy moje podejrzenia, a ona wzięła Buckiego i udali się tam. Pozostało mi tylko czekać w gotowości na jej telefon.

W międzyczasie otrzymałem wiadomość:

" Nie szukajcie chłopaka, bo i tak go nie znajdziecie."

Chciałem zadzwonić pod ten numer, ale wyświetlił mi się komunikat:

WYBRANY NUMER NIE ISTNIEJE.

No rzesz!!!

Time skip* 3h później

Byłem wkurzony na to, że nic nie mogę zrobić. Po chwili zadzwoniła do mnie Natasha.

- Wiemy gdzie jest. Przyjedź na obrzeża przy opuszczonej fabryce.

Prędko przywołałem zbroję i udałem się w wskazane mi przez rudowłosą miejsce. Po krótkiej chwili wylądowałem przed wejściem do fabryki. Zimowy Żołnierz i dawna agentka S.H.I.E.L.D podeszli do mnie prędko.

Za chwilę na miejscu miała pojawić się reszta drużyny.

Po kilku minutach byliśmy już w pełni gotowi.

- Wchodzimy na 3. - powiedziałem.

- 1 - szepnął Bucky.

- 2 - powiedział Steve.

- 3! - krzyknąłem.

Wbiegliśmy prędko do środka. Rozwaliłem drzwi moim repulsorem.

Nikogo w środku nie było. Zaczęliśmy iść przed siebie, aż nagle usłyszeliśmy głos.

- Nie ruszajcie się z miejsca, a chłopakowi nie stanie się krzywda.

Pov Peter

Siedziałem w swojej celi. Byłem tak zmęczony. Chciałem już umrzeć. Nie miałem na nic siły. Już nikt mnie nie uratuje. Ale oni nie pozwolą mi umrzeć. Nie mi. Będą patrzeć na to jak cierpię.

Po chwili usłyszałem krzyki i głosy na korytarzu.

Do pomieszczenia, w którym się znajdowałem wbiegł Michael.

Ich przywódca.

Najgorszy z nich wszystkich.

- Wstawaj gnoju. - powiedział ostro.

Próbowałem się podnieść, ale moje nogi totalni9e odmawiały posłuszeństwa.

- N-nie mogę.. - szepnąłem cicho.

Mężczyzna podszedł do mnie, złapał mnie za włosy i zaczął wyciągać z sali. Pisnąłem cicho z bólu, ale nic nie zrobiłem. Nie potrafiłem po prostu.

Zaczął biec przez korytarze. Znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni w budynku. Poznawałem to miejsce. To była opuszczona fabryka, w której czasami przesiadywałem. Usłyszałem wybuch i głośne krzyki.

Zostałem upuszczony na ziemię, ale byłem zbyt zmęczony, aby uciec.

Michael złapał mnie mocno za włosy ponownie i głośno powiedział:

- Nie ruszajcie się z miejsca, a chłopakowi nie stanie się krzywda.

Nie miałem pojęcia kto to był, dopóki nie usłyszałem:

- P-proszę zostaw go.

Pan Stark.

Nie!

- W-weź mnie a nie jego. Zostaw go w spokoju. To tylko dziecko..

- Nie! Panie Stark! Niech pan ucieka. Błagam...

- Nie dzieciaku.

- OOoooo jakie to słodkie... - rzekł Michael.

Powiedział, a potem usłyszałem huk strzału.

Przeszył mnie ogromny ból.

Nie miałem już nawet siły krzyczeć.

Po chwili padło jeszcze kilka strzałów.

Nie widziałem już nic.

Nagle usłyszałem:

- Peter? Dzieciaku! Nie rób mi tego!

- Pan Stark? - ledwie wychrypialem.

- Tak to ja..

- Proszę... daj mi odpocząć...

- Nie! Za chwile zbada cie Bruce. W-wyjedziemy gdzieś. B-będziesz moc odpocząć.

- B-błagam! Panie Stark!

- Pozwalam...

Wrong numberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz