Maks
Jak na początek marca jest już całkiem ciepło. Ostatnie dwa miesiące były dla mnie ciężkie, nie tyle co fizycznie, jak psychicznie. Nie mam na nic ochoty, nie chcę się spotykać z własnymi kumplami, a co dopiero wychodzić z nimi wieczorami na miasto. Zasłaniam się porą roku, ale to zupełnie coś innego...
Zerkam na bezchmurne niebo i zastanawiam się co ja, kurwa, tu robię?!
– Jak udało ci się go namówić? – pyta Mateo, kozłując piłką.
– Nie miał nic do gadania! – odpowiada za mnie Carlos, przejmuje piłkę i rzuca do kosza. – Całą zimę prześpi!
Nawet nie silę się na komentarz. To prawda. Nie miałem ochoty iść z nimi na kosza. Miałem w planach spać, albo ewentualnie pojechać na siłownie. Jednak Carlos nie dał za wygraną. Siłą mnie wyciągnął. Jego zdaniem jako jedyny nie cieszę się z większej ilości wolnego. Póki nie ma takiego ruchu w Ahorze, w poniedziałki restauracja jest zamknięta, a w pozostałe dni pracujemy krócej, poza tym od kiedy zatrudniłem Miguela na kuchni rzeczywiście jest spokojniej.
– A skoro mowa o spaniu… – zagaduje Mateo i wymownie spogląda na Rico.
– Trzeba było mówić, że wrócisz wcześniej! – Prycha w odpowiedzi jego współlokator i śmiejąc się, dodaje: – Szybciej bym się pożegnał z Blancą.
– A który to już raz ty się z nią żegnasz?!– syka Mateo i rzuca w niego piłką.
Wszyscy zaczynają się śmiać. Wszyscy oprócz mnie. Nie mam nastroju na głupią opowieść o Rico i o jego, równie głupiej, panience.
– Tym razem to definitywny koniec – zarzeka się Rico i, trafiając do kosza, oznajmia: – Nie mam ochoty się w to dłużej bawić. Blanca jest zajebista, ale ten jej dzieciak…– Skupiam wzrok na moim kumplu, a on podaje mi piłkę i dodaje: – Przecież ja nie będę niańczył czyjegoś bachora!
– To po co tyle czasu to ciągniesz? – pytam, przypominając sobie tę dziewczynę i jej historię.
– Jebnąłeś się piłką w łeb?! Czego nie zrozumiałeś?
– Ty, za to zamieniłeś się z kutasem na łeb – burczę pod nosem i, szykując się do rzutu, ponownie odzywam się: – Z tego co pierdoliłeś, to ty na okrągło to zaczynasz i ściągasz ją na chatę. Wiedziałeś, że ma dziecko...Więc nie rozumiem, po chuj?
– Z tego samego powodu co ty!– ściągam brwi nie rozumiejąc, a Rico zaczyna się śmiać. – Lubię doświadczone, starsze mamuśki!
Staram się zapanować nad sobą, by nie przylać temu kretynowi. W myślach odliczam.
5…4…3…
– Z resztą chyba wie, po co przychodzi do mnie wieczorem. Nie jest zaskoczona, że patrzę jej na dupę, a nie wypytuję, jak jej minął dzień. – Rico prycha pogardliwie. – Od kiedy zaliczyłeś tą siostrzenice Aurelia, stałeś się strasznie wrażliwy! Przecież nie powiesz, że urzekła cię jej osobowość.
Rico chwyta się za serce i parska śmiechem, powodując tym samym, że przekraczam skraj opanowania. Chcę ruszyć w jego stronę, ale miedzy nami staje Carlos i mówi:
– Akurat w ruchaniu pustaków to, Rico, ty od lat zajmujesz pierwsze miejsce na podium!
– Jestem tego zdania co Maks – wtrąca Pablo. – Moja siostra też została sama z dzieckiem. I nie chciałbym, żeby spotykała się z takim chujkiem, jak ty, dla którego jej syn byłby problemem! Ruchać każdy chce, ale odpowiedzialności już nie. Jeden taki był, co nie poczuł się tatusiem, a teraz ja, kurwa, od ponad roku spłacam jego długi!
Widząc, jak Pablo ledwie się trzyma odciągam go na bok. Wśród naszej ekipy, tylko ja wiem o skali problemów finansowych jego rodziny. Z tego właśnie względu zatrudniłem go. Wiedziałem, że będzie pracowity, bo stoi pod murem. Aureliusz nie był do niego przekonany, bo jest za młody i nie miał doświadczenia, dlatego to ja, co miesiąc aż do stycznia tego roku, dorzucałem mu do pensji z własnej kieszeni. Chociaż on nie ma o tym pojęcia.
– Dlatego właśnie, Rico, nie możesz spotykać się z Monic! Rzadziej używasz mózgu niż kutasa – warczy Carlos, a ja uśmiecham się sam do siebie, bo to ulubiony tekst Adrianny, który od niej zapożyczył.
– Co się dzieje? – zagaduję Pablo, gdy siadamy pod ogrodzeniem boiska do koszykówki.
– Wiesz może, jak Aurelio stoi z kasą w tym miesiącu? – pyta wyraźnie zawstydzony.
– Chyba nie jest tak źle. A czemu pytasz? Potrzebujesz forsy? – Widząc, jak bardzo jest zmieszany, naciskam: – No gadaj! Ile? Pożyczę ci.
– Nie, nieważne. Olej! – Macha zbywalnie dłonią i próbuje się podnieść. Szybko chwytam go i ponownie sadzam na ziemi. – Maks, w chuj dużo. Nie będę od ciebie brał. Chciałem poprosić Aurelia o pożyczkę, ściągałby mi z pensji. Tylko, że Lalo rozmawiał ostatnio z Adrianną i ona narzekała, że jej maszyna w pracy siadła…To pewnie będzie potrzebować…
– Tym się nie przejmuj – odpowiadam, ale Pablo jest tak zdziwiony, że szybko wyjaśniam – Adrianna pracuje na maszynach z leasingu, mają gwarancje.
– Skąd ty to wiesz? – pyta, a ja tylko wzruszam ramionami.
– Mówiła mi. Więc gadaj ile potrzebujesz?
– Dwadzieścia tysięcy.
Chyba mam wymalowane zaskoczenie na twarzy, bo on spuszcza głowę i zażenowany mamrocze:
– Mówiłem, że dużo. Ten frajer, mężuś mojej siostry, wziął jakaś pożyczkę, nie spłacił i nabił odsetki. Teraz ścigają ją. Ona za pensje w drogerii nie da rady tego spłacić. – Przeciera dłonią twarz i wykrzykuje: – Cholera, dopóki ona nie dostanie tego rozwodu, ten kutas będzie mógł zadłużać się na jej rachunek! Rozumiesz, że gdyby wylądowała w szpitalu, to tylko on może decydować o jej leczeniu?! Matka jak się dowiedziała o tym, to myślałem, że wysadzi nas w powietrze z całą chałupą!
Wysilam się na uśmiech, bo nie mam pojęcia co powiedzieć, by podnieść go na duchu. Wiem tylko, że muszę spróbować mu pomóc. Dla niego i jego rodziny ta kasa to, może chwilowe, ale jednak rozwiązanie problemów. Dla mnie to tylko pieniądze. Nic więcej.
*
Nazajutrz wstaje dużo wcześniej niż zazwyczaj. Jadę z naszym dostawcą na targ po towar, następnie udaje mi się skoczyć na siłownie, a tuż przed pracą jadę banku. Wypłacam gotówkę i pędzę do domu Pablo. Drzwi otwiera mi jego matka, Maria López Paredes. Starsza kobieta, która przez problemy rodzinne, w ciągu kilku lat, od kiedy się poznaliśmy, postarzała się o dobrą dekadę.
– ¡Hola!
– ¡Hola! Jak miło cię widzieć, Maks. – Wita mnie ciepłym uśmiechem, po czym natychmiast przenosi wzrok na siebie i otrzepuje swój fartuch z niewidzialnych zabrudzeń. – Pablo nie uprzedzał mnie, że będziemy mieli gości. Wybacz moje...
– Przyszedłem tylko na chwileczkę – mówię. – Poza tym, świetnie pani wygląda. Jak zawsze! – dodaję z uśmiechem.
–Oh, Maks, ty to umiesz oczarować kobietę!– zaśmiewa się radośnie, szeroko otwiera drzwi i zaprasza mnie do środka.
Pablo wraz z matką, siostrą i jej pięcioletnim synkiem, mieszkają w niewielkim, skromnie urządzonym domu. Przeprowadzili się z Barcelony, tu, do Calpe, prawie cztery lata temu. Głównie z problemów finansowych, bo po śmierci ojca, Pablo musiał odciążyć schorowaną mamę i pomóc siostrze, która ledwie wiąże koniec z końcem.
Wchodzimy do małego salonu, w którym mój kumpel wraz ze swoim siostrzeńcem gra na konsoli, która, de facto, jest chyba najdroższą rzeczą w tym domu. Pani Maria woła swojego wnuka i znikają w głębi domu, pozostawiając nas samych.
– Cześć!
– Siema, coś się stało?! – dopytuje Pablo, wstając z kanapy.
– Musiałem cię zobaczyć, bo nie mogę bez ciebie żyć! – żartuję, po czym wyciągam kopertę. Chłopak niepewnie zagląda do środka. – Oddasz kiedy będziesz mógł i tylko wtedy, jeśli będziesz mógł – dodaje stanowczo, chcąc uciąć niepotrzebna gadkę.
– Dzięki. – Mocno ściska mnie i cicho dopowiada: – Spłacę wszystko, obiecuję.
Proponuję, że poczekam na niego i razem pojedziemy do Ahory. Kiedy Pablo szykuje się, przechodzę do kuchni, gdzie jest jego mama i siostrzeniec, Oscar.
– Może jesteś głodny?– pyta mnie kobieta, a gdy zaprzeczam, dopytuje: – To może chociaż masz ochotę na kawę?
Zgadzam się, by kolejną odmową nie sprawdzić jej przykrości. Z uśmiechem podaje mi kubek gorącej, zbyt słodkiej jak dla mnie, kawy z odrobiną mleka. Czuję na sobie jej spojrzenie, gdy upijam łyk. Nagle spuszcza głowę i wygląda na zawstydzoną.
– Przepraszam, Maks, nie zauważyłam...– tłumaczy się, a wzrokiem wskazuje wyszczerbienie ceramiki w kubku.
– Nie szkodzi – odpowiadam i upijam kolejny łyk. – Pyszna, jak zawszę – dodaję.
Rozglądam się po skromnym wnętrzu domu. Mało co tu do siebie pasuje. Totalny miszmasz w wystroju nie zakłóca jednak tego, co w nim czuć. Może nie mają drogich mebli, ekskluzywnych ciuchów, modnych dodatków, ale mają coś czego im zazdroszczę. Dom, pełen miłości i wspomnień. Mają wszystko, chociaż pewnie o tym nie wiedzą.
– Fajna bryka – zagaduję Oscara.
– Wujek Pablo mi kupił – odpowiada, nie odrywając wzroku od zabawki. – Ty też masz fajną – dodaje, nieśmiało unosząc wzrok.
– Chcesz się przejechać? – pytam, a słysząc wymowne chrząknięcie pani Marii, szybko prostuje: – To znaczy, tylko poudawać, bo jesteś jeszcze trochę za mały...O ile babcia się zgodzi.
Oscar posyła takie spojrzenie kobiecie, że nie ma innego wyboru, jak tylko się zgodzić. Z radością wskakuje do mojego samochodu i zajmuje miejsce za kierownicą. Daje mu chwilę, a potem proponuje żeby usiadł mi na kolanach i odpalam silnik. Staram się nie roześmiać, widząc jego ekscytację na dźwięk ryku silnika. I chociaż toczymy się 10km/h tuż przy krawędzi chodnika, Oscar wygląda jakbyśmy, co najmniej, brali udział w wyścigu Formuły 1. Po dwóch zatoczonych kółkach parkujemy przy ich domu.
– Było ekstra! – wzdycha. – O, mama!– woła i podbiega w stronę domu.
– ¡Hola!, Ursula.
– ¡Hola! – odpowiada łagodnie.
Siostra Pabla jest starsza ode mnie zaledwie dwa latach, a wygląda jakby dzieliła nas kosmiczna różnica wieku. Chyba jest przemęczona. Podnosi na ręce synka i uśmiecha się czule. W takich momentach jest bardzo podobna do Pablo.
– Śliczną masz dziewczynę, Maks.
Potrząsam głową i ponownie koncentruję całą uwagę na Ursuli.
– Widziałam jakiś czas temu...– zamyśla się –...opieprzała cię taka mała blondynka – dodaje, nieśmiało chichocząc.
– To nie była moja dziewczyna – zaprzeczam, domyślając się, że chodzi jej o Adriannę. To jedyna kobieta oprócz Monic, z którą można było mnie zobaczyć gdzieś na mieście. – Ona tylko pracowała u nas w czasie sezonu – wyjaśniam, chociaż to nie jest do końca prawda. Przynajmniej nie dla mnie.
Ursula wybucha głośnym śmiechem, wytrącając mnie tym całkowicie z równowagi.
– Z każdym pracownikiem TAK się całujesz?! – dopytuje, zanosząc się śmiechem.– Jakoś Pablo o tego rodzajach wymaganiach nie wspominał!
Natychmiast w głowie pojawia mi się wspomnienie sytuacji, o której mówi Ursula.***
Od dobrych kilku minut idzie niczym mała, oburzona dziewczynka. Nie mam pojęcia co zrobiłem nie tak, ale ochrzania mnie tak zaciekle, że raczej było to coś istotnego...przynajmniej dla niej. Cokolwiek nie mówię na swoją obronę, ją jeszcze bardziej rozdrażnia. Próbuje ją objąć i przyciągnąć do siebie, ale tylko prycha coś pod nosem, wyszarpując się.
Mam dosyć. Chwytam ją w pasie i podnoszę do góry, tak by stopami była dobre kilka centymetrów nad ziemią. Zaczyna się szarpać i szturcha mnie w ramię.
– Puszczaj mnie!
Przyciągam ją bliżej i mocno całuję. Mimo oporu, już po chwili odwzajemnia pocałunek. Oplata drobnymi dłońmi moją szyję. Odrywam usta od niej i wyszeptuję:
– To był jedyny sposób, żebyś zamknęła buzię i przestała zrzędzić.
– Maks, jesteś irytującym dupkiem! – syka z groźną miną, ale wiem, że w głębi się śmieje. Widać to w jej oczach. To najpiękniejszy widok.
***Uśmiecham się sam do siebie i zerkam na Ursule.
– Masz rację! – wołam, a widząc Pabla, który wychodzi z domu, dodaję: – W przypadku twojego brata wystarczy mi, że świetnie gotuje.
Ursula obejmuje brata i czule całuje go w policzek. On opiekuńczym gestem głaszczę Oscara po twarzy i żegna ze swoją rodziną. W takich momentach najbardziej za tym tęsknie. Za miłością, bezpieczeństwem i spokojem w rodzinnym domu. Za kimś do kogo możesz wracać każdego dnia. Wyciągam komórkę i piszę:Tęsknie za Tobą, maleńka.
Z zawieszonym w górę kciukiem po raz drugi czytam te cztery słowa... i kasuję je. To nie ma sensu. Nie mogę jej tego zrobić.
![](https://img.wattpad.com/cover/307788557-288-k27579.jpg)
CZYTASZ
lekcja hiszpańskiego 3
Roman d'amourFinałowa część serii - Lekcja hiszpańskiego. Dwie poprzednie części dostępne są w księgarniach i na legimi. Adrianna Małecka doskonale wiedziała, że jej życie już na zawsze będzie podyktowane przez jej byłego męża, Jakuba. Jego obsesyjna miłość os...