Rozdział 28

1.1K 35 5
                                    

Maks

              Wreszcie nadszedł dla Adrianny najbardziej wyczekiwany, dla mnie nieco mniej, dzień przyjazdu Klary. Wiedziałem, że w końcu nastąpi, że to nieuniknione, przecież sam się na to zdecydowałem... jednak dziś czuję, że wszelkie próby przygotowania się do tego dnia poszły na marne.

              – Napijesz się ze mną piwa? – pytam Carlosa, gdy kończymy pracę.

              – A ty nie spieszysz się na chatę? – Mój kumpel patrzy podejrzliwie. – Zawsze lecisz jak na skrzydłach...

              Wzruszam jedynie ramionami. Prawda jest taka, że stres mnie zżera i chcę odwlec moment powrotu do domu.

              – To dzisiaj przyleciały? – podpytuje mnie, choć chyba to pytanie retoryczne.

              Niemrawo potwierdzam, a Carlos bez zbędnych komentarzy, po prostu wyciąga ze skrzynki dwa piwa. Wkrótce zostajemy sami w Ahorze.

               – A tak w ogóle jak wam się układa?

              – Dobrze.

              – A jak z... No, wiesz...

              Parskam śmiechem pod nosem, słysząc jak mój kumpel po raz pierwszy nie potrafi ubrać w słowa to o co chce zapytać.

              – Chodzi ci o seks? – nabijam się, chociaż wiem, że o to pytał. – Bardzo dobrze – odpowiadam, a przed oczami mam ostatnie wspólne tygodnie. Zaliczyliśmy chyba wszystkie miejsca w tym cholernym domu.

              – Powiedz, czego tak naprawdę się obawiasz? – pyta po dłuższej chwili ciszy.

              – Sam nie wiem...– uciekam wzrokiem – Pojebane to wszystko...

              – No, tak. Ojczym i konkubent... to zalatuje patologią! – Carlos wybucha gromkim śmiechem, przez co i ja zaczynam się śmiać. – Teraz rozumiem! Boisz się, że ta mała będzie po latach gadać jak Ramiro: mój ojczym tak lubił seks z moją matką, że przymykał na mnie oko.

              – Daj spokój, to nie jest zabawne.

              – Nigdy tego nie zrozumiem – Carlos wzdycha i o wiele poważniej dodaje: – Nadal go bronisz, mimo że tak spierdolił wszystko...

              Po trzeciej butelce, nieco rozluźniony, stwierdzam, że czas najwyższy zmierzyć się z nową rzeczywistością. Wraz z Carlosem bierzemy jeszcze po dwa piwa i pieszo ruszamy w stronę domów.

              – Może chcesz wejść? – pytam, wzrokiem wskazując bramę swojego.

              – Może jeszcze mam cię potrzymać za rączkę? – nabija się, po czym otwiera szeroko furtkę i praktycznie wpycha mnie na posesję. – Właź! Do jutra! – rozkazuje i odchodzi.

              Samotnie więc zmierzam w kierunku tarasu, stopniowo czując narastający stres. Mija on w tym samym momencie kiedy zauważam siedzących na ogrodzie Aureliusza, matkę Adrianny i jej przyjaciółkę.

              – Cześć, blondasku! – wita mnie ta ostatnia. – Długo każesz na siebie czekać!

              Zerkam na telefon i dopiero teraz dociera do mnie, jak późna jest godzina.

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz