Maks
*kilka godzin wcześniej*
Nabuzowany wpadam do Ahory. Już w progu kuchni wpadam na Aureliusza, który rozmawia z policjantem. Wokół panuje koszmarny bałagan. Carlos i Lalo przestępują z nogi na nogę pośród porozrzucanych garów.
– Dzień dobry. Posterunkowy Diego Cobosa – odzywa się starszy funkcjonariusz.– Pan Ratajski? Podobno jest pan lepiej zorientowany w wyposażeniu restauracji...
– Gdyby był taki „dobry” to nie byłoby włamania...–mamroczę pod nosem, podając mu dłoń. – Tak, to ja – potwierdzam, rozglądając się po totalnie zdewastowanej kuchni...mojej kuchni!
– Kurwa!
Głośny okrzyk przywołuje nasze spojrzenia. W rogu kuchni staje Carlos i warczy sam do siebie:
– Półtorej godziny polerowałem te jebane sztućce!– Kopie w przewrócony wózek kuchenny, w którym na ogół leżą, przygotowane przez niego i Lalo, sztućce.
Przez kolejną godzinę wraz z ekipą dokładnie sprawdzamy i analizujemy stan restauracji. Ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu praktycznie nic nie skradziono. Na szczęście w kasie, prócz drobnych, nie było gotówki, a z kuchni zniknął jedynie komplet moich noży, który zapomniałem wczoraj zabrać.
– Wygląda to na robotę jakiegoś szczeniaka – wyznaje z dezaprobatą glina.– Więcej bałaganu niż było to warte – dodaje, gdy Aureliusz podnosi stertę papierów, w tym faktur z ostatniego miesiąca.
W tym momencie z dokumentów wypada brudna, porwana kartka. Aureliusz marszczy brwi i bierze ją w dłonie. Nagle jego oczy stają się ogromne, a grymas na twarzy gładko przechodzi w przerażenie.
–Co to? – pytam, zbliżając się do niego.
–Sam zobacz– szepcze i podaje mi papier, na którym odczytuje, zapisane po angielsku, słowa:
Zniszczę to, co dla ciebie najcenniejsze
– Nie wiedziałem, że staliśmy się taką mocną konkurencją – żartuję, drapiąc się po głowie, jednak widząc niepokój Aureliusza, dodaję: – Luz, każdy kto ciebie zna, wie, że Ahora jest dla ciebie wszystkim. Ogarniemy ten bałagan, założymy lepsze alarmy, zamówimy nową zastawę. A ty, kupisz mi dużo droższy, nowy komplet noży... – przerywam, udając zamyślenie i z szerokim uśmiechem dodaję: – Już nawet widziałem taki, który mi się podoba...
Aureliusz kręci głową, ale widzę po jego twarzy, że uśmiecha się półgębkiem. Nagle spogląda na zegarek i woła po hiszpańsku:
– Cholera, jak późno! Musimy się zbierać! – Patrzy na mnie znacząco. – Chyba nie chcesz się spóźnić na własny ślub?!
– A myślisz, że on może się rozpocząć beze mnie? –ironizuję, wywołując śmiech całej naszej ekipy.
Wyciągam telefon z kieszeni, rzeczywiście zostało mało czasu. Będę musiał się pospieszyć żeby zdążyć do domu przebrać się.
Drzwi Ahory się otwierają. Do kuchni wchodzą Piotrek i Krzysiek. Ubrani w garnitury, wyglądają jak członkowie jakiegoś gangu, którzy przyszli po haracz. Chyba nie tylko ja mam takie wrażenie, bo natychmiast obok nich pojawiają się gliniarze.
– Proszę zostawić ich. To mój brat i przyjaciel – informuje Aureliusz.
– Mówiłem ci, Krzysiek, że wyglądasz jak bandzior!– żartuje Piotrek, drapiąc się po wytatuowanej szyi.– Przywieźliśmy wam ciuchy na przebranie. – Spogląda na Carlosa oraz Lalo i dodaje: – Wam również. Juanita i Vito już wyjechali...
– Mam wrażenie, że nasza matka jest bardziej zajarana tym ślubem, niż Maks z Adrianną! – woła Carlos.
– To nie wrażenie – odpowiada Krzysiek i wszyscy zaczynamy się śmiać.
*
Pół godziny później udaje nam się dotrzeć do urzędu Stanu Cywilnego. Co najważniejsze, nadal nie jestem spóźniony. Gdy wchodzimy na piętro, dostrzegam Adriannę. Wygląda...pięknie, zjawiskowo jak zawsze. Kremowa prosta sukienka do kolana zgrabnie opina jej kształty i ma to seksowne wycięcie na plecach. Kiedy i ona mnie zauważa, natychmiast podbiega, rzuca mi się na szyję i zaczyna szaleńczo całować.
– Adrianna! Nawet taki ignorant związkowy jak ja, wie, że wpierw muszę ci powiedzieć „tak” żebyś mogła mnie pocałować.
– Oj, zamknij się! – chichocze, szturchając mnie w bok.– Kocham cię, dzieciaku – szepcze, przyciskając usta do moich.
– Wiem – odpowiadam pewnie.– Nie ubrałbym się w ten sposób i nie wyglądał jak pajac, gdybym nie był tego pewien – dodaję żartobliwie, prezentując ten, choć najmniej to i tak sztywniacki garnitur.
– Wyglądasz bardzo...–zaczyna i muska ustami moje – ale to bardzo przystojnie.
– Mam tego pełną świadomość – lekko odsuwam się – ale za tyle kasy to powinienem wyglądać nieziemsko przystojnie! – parskam śmiechem, może zbyt nerwowym.
– Denerwujesz się?
– Czym?! Że powiem głośno, przy wszystkich, że cię kocham? Przecież robię to codziennie...
– Maks, pytam poważnie – mówi takim tonem, że nie mam wyjścia jak tylko się przyznać. – Co się dzieje?
Pocieram dłonią twarz i cicho odzywam się:
– Dzisiejszej nocy mieliśmy włamanie w Ahorze. Nic, oprócz moich noży nie skradziono, zrobili bałagan, trochę przewertowali papiery, kasę...Ale ogarnęliśmy już wszystko, więc nie musimy zmieniać planów na dzisiejszy wieczór.
– To dlatego wracałeś rano do domu? – pyta, ale ja nie bardzo rozumiem co ma na myśli.
– Zapraszam ! – woła urzędniczka.

CZYTASZ
lekcja hiszpańskiego 3
RomansaFinałowa część serii - Lekcja hiszpańskiego. Dwie poprzednie części dostępne są w księgarniach i na legimi. Adrianna Małecka doskonale wiedziała, że jej życie już na zawsze będzie podyktowane przez jej byłego męża, Jakuba. Jego obsesyjna miłość os...