Rozdział 8

1.1K 36 7
                                    

                                Maks


              Zazwyczaj jeżdżę na siłownie co drugi dzień, między innymi po to by ukarać ciało. Dosłownie ukarać za, poprzedzający trening, wieczór. Za imprezy, chlanie, seks z przypadkowymi dziewczynami. Ktoś przyglądający mi się z boku mógłby powiedzieć, że to taki klin na moralnego kaca i prawdopodobnie coś w tym jest. Chociaż robię to też po to by fizycznie dać radę w pracy. Ćwiczę na głodniaka, doprowadzając się na skaj wytrzymałości, tak by obraz przed oczami się rozmazywał, strużki potu zalewały twarz, tors i plecy, a w głowie słyszeć tylko łomot serca zagłuszający nawet płynącą ze słuchawek muzykę. Potem lodowaty prysznic. Odkupiony za grzechy pozwalam sobie na zjedzenie śniadania.

              Teraz odkąd praktycznie nie wychodzę wieczorami, jeżdżę na siłownie z zupełnie innego powodu. Muszę to robić dla dobra psychicznego swojego jak i chłopaków z Ahory, inaczej, kurwa, pozabijałbym ich w trakcie dnia pracy.

              Kurwa, to już przeszło trzy miesiące odkąd nie uprawiam seksu…No oczywiście prócz regularnej masturbacji, ale to też robię z tego samego powodu co wypady na siłownie. Chociaż jest w tym coś jeszcze. To jest jedyny moment, kiedy w skupieniu odtwarzam swoje wewnętrzne archiwum wspomnień seksu z kobietami i chyba, żeby jeszcze bardziej się katować najczęściej jest to Adrianna. Mimo wszystko robię to, bo to jedyne co mi pozostało – wspomnienie i fantazja jako kara za tchórzostwo i wyimaginowana nagroda za szlachetne moim zdaniem zachowanie. Ja pierdolę, jestem kompletnym idiotom.

              W każdym kawałku ciała czuję napięcie i nie pomaga mi dziś nawet gorący prysznic. Zamykam oczy. Ściągam rękę ze ściany i sięgam nią w dół. Natychmiast oczami wyobraźni widzę ją, taką słodką, małą blondyneczkę. Ma coś w sobie, co ciężko nazwać. To taki przeszywający i zawadiacki błysk w oku, którego początkowo nie można dostrzec w jej przygaszonym spojrzeniu. Ten seksowny uśmiech i pełne usta, przez które moje myśli z całkiem niewinnych przechodziły...  W sekundę robię się twardy i to, kurwa, staje się bolesne, przynajmniej w ostatnim czasie. Dłonią przesuwam po długości. Mocniej zaciskam palce podczas ruchu w górę. Z początku wolno, skupiam się głównie na nasadzie penisa. Jednak z każdym przelatującym przez głowę wyobrażeniem jej ciała, każdego seksownego łuku, pełnych piersi sunę dłonią coraz szybciej, coraz mocniej. Mój oddech przyspiesza, rytm staje się nierównomierny, a orgazm nadchodzi gwałtownie i chociaż sam akt seksualny jest surowy to niesie ukojenie. Kiedy w końcu docieram do punktu kulminacyjnego po tym pieprzonym galopie zaprzestaje jakiegokolwiek ruchu dłoni i niczym łajdak czerpie ile się da z tej kilkusekundowej rozkoszy.

                                          *

              Dziś są moje urodziny. Nie daje mi o nich zapomnieć, wydzwaniająca przez cały dzień, Pola. Odrzucam po raz tysięczny połączenie, bo nie mam ochoty słuchać jej idiotycznych tekstów. Wieczorem sprawdzam braki w towarze, wysyłam zamówienie do dostawcy i upewniam się czy Miguel wraz z Pablo doprowadzili kuchnię do ładu. Za namową Carlosa postanowiłem dziś skończyć z tym samobójczym dręczeniem siebie i wyjść z nimi na imprezę, zabawić się, wrócić do dawnego sposobu życia. Nie wiem, czy dobrze robię, ale potrzebuję oderwać się od swoich myśli.

              Pomimo połowy kwietnia w klubie jest duszno, głośno i dosyć tłoczno. Carlos narzuca szybkie tempo w piciu od momentu, gdy tylko zajmujemy jeden ze stolików. Dawno nie widziałem Ramira, ani na siłowni, ani na mieście. Chyba ostatni raz wpadliśmy na siebie przy stoisku Lucia, około miesiąca temu. Tu się go nie spodziewam. Z tego co mi wiadomo od Lucia, znowu rozpoczął odwyk i próbuje ogarnąć się, po tym jak wyrzucili go z kolejnej restauracji...Oby tym razem mu się udało na dłużej. Choć szczerzę w to wątpię.

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz