Maks
Takiego beznadziejnego początku miesiąca nie przeżyłem od dawna. Rozpoczął się lipiec, lato w pełni, więc w Calpe jest coraz więcej turystów. W Ahorze mamy takie obłożenie, że, na dobrą sprawę, już dziś wiemy, że to będzie jeden z lepszych sezonów. Niestety, jak to często bywa, wszystko dookoła nastawia się przeciwko nam. W ciągu dziesięciu pierwszych dni lipca dwukrotnie nawalił nam piec, a serwisant to kompletny idiota, który nie odróżniłby solarium od pieca konwekcyjno–parowego. Gdy, po wielu bojach, doczekaliśmy się profesjonalnej naprawy, myślałem, że gorzej być nie może. Myliłem się. Udało mi się zatrudnić nowego kelnera, który miał odciążyć trochę Carlosa i Lalo, ale, kretyn, drugiego dnia pracy potknął się o krzesło i złamał obojczyk. Kolejny, który przyszedł, po jednym dniu stwierdził, że jednak to za ciężka dla niego praca. Inny nie potrafił nawet ułożyć sztućców, nie mówiąc już o znajomości win...
Na domiar złego w aucie nawalił mi silnik. I oczywiście, kiedy stanął na kanale, okazało się, że, prócz wymiany silnika, trzeba także wymienić napęd rozrządu, olej, filtry...Ta nie kończąca się puszka pandory i jej absurdalnie wysoka cena, idealnie zbiegła się w czasie z zaplanowaną przeze mnie, kilka tygodni temu, sesją w studiu tatuażu, za którą zapłaciłem z góry.
– Tak że tak, nie mamy jeszcze połowy miesiąca, a już jestem ostro na debecie – wyznaję Carlosowi.
– No to chyba, stary, gorzej być nie może – stwierdza.
– Oczywiście, że może! Brakuje mi jeszcze zęba do leczenia kanałowego lub jakiejś nieplanowanej akcji ze szpitalem, albo wiem! Mogę ruszyć z konta pieniądze od Poli i jeszcze ją zwalić sobie na głowę! – Obracam się do Pablo oraz Miguela i warczę: – Jeśli jeszcze, kurwa, raz poleci ten syf, „Despacito”, to oświadczam, że już możecie zacząć pakować swoje rzeczy i szukać nowego miejsca pracy!
– Nie cieszysz się, szefie, że za cztery dni będzie impreza i wreszcie wolny dzień?!– woła rośnie Miguel, przypominając mi o nadchodzących urodzinach Aureliusza, na które jeszcze nie zdecydowałem czy pójdę.
– Jakoś nie specjalnie podzielam wasz entuzjazm – mamroczę pod nosem, czytając zamówienia.
– Lalo, a Adrianna przylatuje? – krzyczy Pablo, przekładając na talerz usmażone krążki kalmarów.
W tym momencie już nie mam pojęcia co czytam. Czy tego chce, czy nie chcę, moją uwagę przykuwa wypowiedziane imię. Udając, że cokolwiek robię, w związku z przeczytanym zamówieniem, przysłuchuję się ich rozmowie.
– Raczej nie, Klara złapała ospę wietrzną – odpowiada z zawodem Lalo.
Ja także czuję zawód. To głupie, bo jednocześnie bardzo chciałbym ją zobaczyć i nie chcę, by niepotrzebnie nie budzić w sobie uczuć do niej. Dobrze wiem, że takie mieszanie sobie w życiu jest niepotrzebne. Nie można stać w otwartych drzwiach i robić przeciąg. Albo wchodzisz, albo je zamykasz i idziesz dalej. Dla jej dobra, wybrałem to drugie. Minęło już tyle miesięcy, że powinienem przestać robić z tego popieprzonego, uczuciowego labiryntu. Wóz, albo przewóz. Nie ma półśrodków. Tym bardziej, że ona chyba znalazła kogoś. Przynajmniej takie miałem wrażenie podczas naszej ostatniej rozmowie. To chyba dobrze, oby była szczęśliwa...
– I tu cię, Lalo, zaskoczę!
Obracam się, słysząc zza pleców głos Aureliusza. Z uśmiechem od ucha do ucha wkracza do kuchni.
– Gośka zostanie z Klarą, a Adrianna przyleci w sobotę – oznajmia z niekrytą radością.
Nie mogę się powstrzymać i śmieję się:
– Jakoś nie widać, żebyś szczególnie był załamany, bo nie spotkasz się z siostrą.
Wszyscy w kuchni wybuchają gromkim śmiechem, nawet Aureliusz.
– To prawda – naśmiewa się sam z siebie. – Gośka w ostatnim czasie zrobiła się jeszcze bardziej okropna, ale to wszystko przez to, że...– Gwałtownie milknie i nabiera powietrza. – Ma dużo na głowie – dodaje niespokojnie.
Ciekawość jest silniejsza, jednak nim udaje mi się zapytać Aureliusza co takiego dzieje się w życiu Małgorzaty, Miguel pyta go:
– Szefie, a twoja siostrzenica jest tak ładna, jak chłopaki mówiły?
– Ładna i wolna! – poprawia go Pablo, a ja czuję coś dziwnego.
– Jeszcze lepiej! Nie chciałby szef takiego zięcia, jak ja?! – podpytuje go Miguel, komicznie się przy tym prezentując. – Prowadzilibyśmy razem restauracje, a potem szef przepisałby ją na mnie i żyli byśmy długo i szczęśliwie! A przynajmniej ja! – dodaje żartobliwie.
Kurwa, jestem zazdrosny! I dociera to do mnie, gdy z hukiem uderzam telefonem o blat. W tej chwili wszystkie oczy są skierowane na mnie, a ja, nie chcąc się jeszcze bardziej skompromitować, mamroczę:
– Sorry, to z warsztatu. Znaleźli coś jeszcze do wymiany. Pójdę z torbami przez to auto.
Moje słowa zostają przyjęte bez większych emocji, a Aureliusz chrząka i z poważną miną ogłasza:
– Nie życzę sobie takich głupich żartów, zrozumiano? – pyta, chociaż każdy z nas wie, że nie oczekuje naszej aprobaty. – A odpowiadając na twoje pytanie, Miguel, nie, nie chciałbym takiego zięcia, jak ty...
Wyraz twarzy Aureliusza diametralnie się zmienia. Po jego uśmiechu i radości nie został nawet ślad. Natychmiast poważnieje i patrzy na nas chłodno.
– Ani jak żaden z was. A teraz brać, się do roboty, bo nie płacę wam za durne teksty! – dodaje ostro.
Kiedy tylko szef opuszcza kuchnię, Miguel pochodzi do Pablo i cicho pyta:
– Czemu Aurelio się tak wkurzył? Co, ona jest jakaś nietykalna, czy jak?
– No, nietykalna to ona na pewno nie jest! – Pablo parska śmiechem i kieruje spojrzenie na mnie. – Aureliusz, ma po prostu swoje powody...
– Teraz już rozumiem – stwierdza Miguel, patrząc na mnie wymownie.
– Zajebiście – mamroczę sam do siebie. – Czy teraz, plotkary, możecie się w końcu zając swoją robotą?– pytam ostro.

CZYTASZ
lekcja hiszpańskiego 3
RomantizmFinałowa część serii - Lekcja hiszpańskiego. Dwie poprzednie części dostępne są w księgarniach i na legimi. Adrianna Małecka doskonale wiedziała, że jej życie już na zawsze będzie podyktowane przez jej byłego męża, Jakuba. Jego obsesyjna miłość os...