Rozdział 43

1K 34 23
                                    

Adrianna
 
 

 
              Tak jak wcześniej ustaliliśmy z Maksem, lipiec spędzam z dziewczynkami w Polsce. Klarę zabiera do siebie Jakub, a ja z Lilką spędzamy ten czas z Paulą. Jest osłabiona i bardzo przerzedziły jej się włosy, ale według lekarza seria podanej chemii daje duże nadzieje i może obędzie się bez chirurgicznego usunięcia guza oraz piersi. Mimo dobrych wieści moja przyjaciółka ma wisielczy nastrój, w ogóle nie przypomina siebie.
              – Może zbierzemy ekipę i pojedziemy do mnie na działkę? – proponuje Paula,  siedząc na fotelu fryzjerskim, przy którym moja mama usilnie próbuje dobrać jej fryzurę maskującą braki w owłosieniu.
              – Pewnie, to świetny pomysł. Za tydzień przyleci Maks, myślę, że uda nam się do tego czasu wszystko ustalić – oznajmiam entuzjastycznie, w odróżnieniu od niej.
              – Patryk jutro wraca z Włoch? – podpytuje moja mama.
              – Tak, tak, dlatego to dobry moment. Może już nie będzie okazji, to lepiej...
              – Paula! Przestań chrzanić takie głupoty! Jak nie będzie już okazji?!
              Moja przyjaciółka wybucha histerycznym płaczem. Po raz pierwszy odkąd wie o swojej chorobie naprawdę rozpada się. Natychmiast staję obok niej i z całych sił przytulam.
              – Boję się, mała – szlocha, trzęsąc się w moich ramionach. – Boje się, że to nie koniec, że te lepsze wyniki to chwilowe szczęście...
              – Będzie dobrze!
              – Nie wiesz tego.
              – Paulinko, trzeba wierzyć, że będzie...że jest lepiej! - zapewnia mama. – Masz świetnego lekarza, wcześnie zdiagnozowany nowotwór...
              – Jak ja wyglądam?! – pyta, pociągając nosem i pokazując świeżo wycieniowane włosy do ramion. Gdy lekko pociąga pasmo, pukiel włosów zostaje w jej dłoni. –  Jestem chora, łysa i nie będę mieć cycków!
              – Nie jesteś łysa, a nawet jeśli będziesz, to kupisz sobie perukę w stylu Lil Kim. Poza tym jesteś w trakcie leczenia i niedługo już nie będziesz chora.  Rzęsy ci dokleję, a brwi zrobimy henną. Chociaż obyłoby się bez tego wszystkiego, bo jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. – Ujmuję w dłonie jej zapłakaną twarz i z głupkowatym uśmiechem oznajmiam: – A cycków, kochana, to ty nigdy nie miałaś! Damy radę, jestem tu z tobą i zostanę tyle ile będziesz potrzebowała. Obiecuję.
              Całuję ją mocno w policzek. Paula powoli uspokaja się i wyciera chusteczką zapłakaną twarz.
              – Zamroziłam jajeczka…
              – Co? – wołamy jednocześnie z mamą. – Przecież ty nie chcesz mieć dzieci – przypominam, nie kryjąc zaskoczenia.
 – Wiem, nadal nie chcę, ale to miała być MOJA decyzja, a nie jakiegoś pieprzonego skorupiaka!
– No i teraz w końcu mówisz jak Paulinka, którą znam i kocham nad życie! – wtrąca z rozbawieniem mama.
Twarz Pauli rozpogadza się i mówi:
              – Dobra, Małgorzata, bierz maszynkę i strzyż na krótko! – W tym momencie moja matka przeżywa mikro zawał, a my zaczynamy się śmiać. – No dawaj! Łysa czy nie, z rakiem czy nie, i tak jestem najlepszą dupą w tym mieście!
                                                         *
              Pod koniec miesiąca do Polski przylatuje Maks z naszym psem, który podobno tak bardzo go prosił żeby zabrał go  sobą. Wraz z moimi przyjaciółmi wyjeżdżamy na działkę Pauli na Kaszubach. Tam też Jakub ma odwieźć naszą córkę. Zaplanowałam to specjalnie, chciałam być na swoim gruncie, gdzie czuję się pewniej, a przede wszystkim mieć wokół swoich bliskich. Choć mimo wszystko jestem zestresowana. Dawno nie mieliśmy okazji stanąć twarzą w twarz, bo zazwyczaj robi to Maks.
              – To jest drób, wieprzowina, wołowina... O, a tu cielęcina! – oznajmia poważnie Juras, pokazując obrazki Lilce.
              –To jest książeczka „małe zwierzątka na farmie” a nie szyld z mięsnego! –  sykam oschle.
              – Adrianna ma rację – przyznaje Maks i wskazując owce, mówi: – To jest jagnięcina!
              Obydwaj wybuchają śmiechem, a ja zabieram córkę z rąk wujka.
              – Mama ci pokaże prawdziwe zwierzątka na wsi .–mówię i zaraz też pytam reszty dzieciaków, kto idzie z nami na pobliską farmę.
              Dopiero późnym popołudniem przyjeżdża Jakub. Gdy widzę jego samochód przy bramie, moje ciało sztywnieje. Maks spogląda na mnie.
              – Mogę pójść po nią sam - proponuje.
              – Nie, też pójdę – odpowiadam i podnoszę się wraz z Lilką z koca.
              Całą naszą trójką, ze szczekającą Luną na czele, podchodzimy do wjazdu na posesję. Mój były mąż wraz z naszą córeczką wychodzą z auta. Wygląda dobrze i spokojnie. Nic nie wskazuje na to, że rozmowa może przebiec źle. Klara wita nas radosnym uśmiechem i natychmiast podbiega do psa. Jakub natomiast wyciąga jej walizkę z bagażnika z kamiennym wyrazem twarzy.
              - Cześć, Klara. Strasznie się za tobą stęskniłem – woła Maks i całuje ją w głowę, następnie patrzy na Jakuba i mówi: - Cześć.
              Mój były coś niezrozumiale bełkocze, podchodząc do nas. To właśnie różni Maksa i Jakuba. Maks potrafi schować dumę do kieszeni i mimo, że nie cierpi Jakuba zawsze się z nim wita, a nawet próbuje rozpocząć z nim jakąkolwiek konwersacje, bo wie, że  w tym wszystkim nie chodzi o nas, a o Klarę.
              - Zobacz, tato, jak urosła moja siostrzyczka!- piszczy Klara, ściskając Lilkę.
              - Tak, widzę – mruczy, nawet nie poświęcając sekundy by zrobić to o co prosiła.
              - Klara, jest gorąco, twój tata na pewno jest zmęczony po podróży, a czeka go jeszcze długa powrotna droga.  Jak chcesz to wujek Patryk rozstawił basen dla dzieci, leć - mówi Maks, sięgając po jej walizkę. – Dzięki, do następnego razu – dodaje, patrząc na Jakuba.
              – Pa, tato! – wola Klara i pędzi w głąb działki do naszych bliskich.
              – Daj znać kiedy będziesz mógł się zobaczyć z Klarą. Cześć – odzywam się po raz pierwszy i odwracam, a kiedy słyszę trzask drzwi auta biorę długi i spokojny oddech.
              – Wszystko jest już dobrze, maleńka – szepcze Maks
              I teraz kiedy jestem otulona jego silnymi ramionami, czuję to. Już jest dobrze. Znowu jesteśmy wszyscy razem i już nic nie może zepsuć nam wakacji.
              – MA-MA NE!! – piszczy Lilka, odpychając mnie i Maksa od siebie.
              – Mówiłem, to jest stuprocentowa metoda antykoncepcyjna! – stwierdza żartobliwie Maks, biorąc dziecko na ręce, które patrzy na mnie z wyższością. – Całe życie marzyłem o tak zazdrosnej o mnie kobiecie, która będzie zaciekle walczyła o moje względy!
              Maks całuje Lilkę w jej maleńki nosek, po czym próbuje mnie pocałować, dobrze wiedząc co zaraz nastąpi. Dziewczynka przybiega groźną minę i odpycha mnie. Przechodzi ten etap w którym tata jest jej światem, ja mogłabym nie istnieć... No, oprócz karmienia.
              – Na własnej piersi wychowuję małą, jadowitą żmijkę!
              – Nie możesz mieć o to pretensji do niej. – Maks posyła mi ten swój typowy uśmiech i kradnie całusa. – Odziedziczyła charakter po swojej matce – dodaje, po czym zaczyna się śmiać i wraz z Lilką ucieka przede mną w głąb działki.
                                          *
              Wieczorem, gdy jest już nieco chłodniej, wychodzę z domku w stroju sportowym. Muszę przewietrzyć głowę.
              – Idę pobiegać. Lilka już śpi. Zostawiłam przy łóżeczku swój telefon z włączoną kamerką, więc zerkaj. Wrócę za godzinę – oznajmiam, całując mojego narzeczonego w policzek. – Klara, a ty i Dawid nie pozwólcie zapomnieć co obiecał wam wujek Jurek! – wołam przypominając im o czytaniu w namiocie.
              Klara podbiega do mnie i mocno ściska. Pochylam głowę i całuje na pożegnanie.
              – Zaraz zabiorę ich, żeby umyli się i przebrali – mówi Magda.
              Odwracam się w stronę bramy wjazdowej i kiedy zaczynam iść do wyjścia z posesji Jurek woła do mnie:
              – A czemu nie zabierzesz ze sobą Luny? –na jego słowa Maks zanosi się śmiechem i sam mu odpowiada:
              – Bo ona gryzie Adriannę w kostki! Lepiej, żeby została.
              Wkładam słuchawki do uszu, włączam swoją ulubioną playlistę i wybiegam na drogę. Po kilkunastu minutach znajduje się na leśnej ścieżce, wolnej od aut, ludzi i gwaru. Cudowny reset umysłu ogarnia mnie już po chwili. Biegnę tam, gdzie nogi mnie niosą, światła nie zatrzymują, gdzie mam możliwość wyboru. Kocham tą wolność i swobodę, którą czuję.
              Dzisiejszy dzień całkowicie wyssał mnie z pozytywnej energii. Jakub jest jak wampir energetyczny. Odbiera mi dobry nastrój, radość, pozostawiając pustkę i okropny ból głowy, który teraz z minuty na minutę słabnie. Ładując się przez endorfiny uwalniane z każdym stąpnięciem mojej stopy o leśną ścieżkę.
              Po ponad pół godziny zmuszona jestem opuścić las by wybiec na chodnik przy jednej z uliczek prowadzących w stronę Pauli działki. Kiedy dobiegam do zatoczki przy lesie, zamieram. Oparty o swój samochód Jakub z kamiennym wyrazem twarzy patrzy wprost na mnie. Nie wiem co robić, nawet nie mam telefonu by zadzwonić po Maksa.
              Zwalniam tempa. Rozglądam się wokół szukając jakiegokolwiek przechodnia. Jakub milczy, wpatrując się tym mrocznym wzrokiem dobrze mi znanym. Próbuję nie okazać mu jak bardzo przeraża mnie, gdy tak patrzy. Bez słowa staram się ominąć go, a wtedy on podbiega do mnie i szarpiąc mnie za ramiona przyciąga do samochodu, prawie rzucając na jego boczną szybę. Serce zaczyna mi łomotać pod klatką, kiedy Jakub ściska moje ramiona i mrożącym krew w żyłach wzrokiem patrzy na mnie, oddychając tak ciężko.
              – Jakub proszę...–wyszeptuje cicho, lecz przed oczami przelatują mi jak klatki z filmu wspomnienia, bolesne wspomnienia.
              Przeraża mnie. Tak bardzo się boję i nie jestem wstanie nic zrobić. Nie mogę uciec. Jestem sparaliżowana.
              – Na mnie tak nie patrzyłaś, nigdy – syka przez zaciśnięte zęby, dosięga mojej szyi i silnie zaciska na jej swoje palce.
              Czuję jak tracę oddech, jak wszystko wokół traci ostrość, zachodzi mgłą. W oczach zbierają mi się łzy, ciało zaczyna się trząść.
              –Tak bardzo cię kocham, a ty pieprzysz się z jakimś dzieciakiem. Co on, kurwa, ma? – warczy po raz kolejny popychając mnie na samochód. – Przecież widzę jak na niego patrzysz! Widzę! Wiesz, że tylko ja mogę ci dać to czego potrzebujesz... Czego pragniesz...
              – Proszę cię puść mnie...– łkam.
              Jakub unosi rękę, a ja kulę się oczekując uderzenia, oczekując jego ciosu. To potrwa chwilę, dam radę, wytrzymam jak kiedyś.
              Jednak on dosięga mojej twarzy i zaczyna mnie całować. Staram się odwrócić twarz, uciec, ale on jest silniejszy. Całuje z taką obrzydliwą łapczywością, brutalnością. Dłońmi zaczyna błądzić po moim ciele, dotykając każdych znanych mu kobiecych łuków, kształtów. Bezdźwięcznie płaczę. Czuję bezradność i wstręt, który ogarnia cały mój umysł.
              Jakub coraz śmielej ociera się o mnie, przylegając ciałem, dotykając coraz mocniej. Po raz kolejny szarpię się, próbując odepchnąć go rękami, ale nie mam tyle siły. Staję się coraz słabsza, krucha. Potrzebuję pomocy.
              – Proszę, ja nie chcę – staram się krzyczeć, lecz głos mi grzęźnie w gardle. – Proszę puść mnie... Proszę!
              Zalewam się łzami w tym samym momencie, gdy on rozdziera moją koszulkę i zaczyna ściskać piersi. Schodzi ustami po mojej szyi, a ja próbuję krzyczeć, lecz mój głos słabnie. Jestem taka słaba...
 

lekcja hiszpańskiego 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz