Bohaterowie wojenni

921 72 1
                                    

Pod koniec dnia Severus był już kompletnie wyczerpany. Kiedy zaklęcie likwidujące zmęczenie przestało działać, a podekscytowanie wywołane burzą mózgów i pracą minęło, ból nadwerężonych mięśni pleców powrócił z porażającą siłą. Severus był jednak oczywiście zbyt dumny, aby się do czegokolwiek przyznać i poprosić o pełny zestaw zaklęć leczniczych. Poza tym nadszedł już czas, aby wrócił do „domu”, a może raczej do Doliny Godryka.
Hermiona rozpłakała się otwarcie, zarzucając mu ręce na szyję. Neville stanął z boku ze spuszczoną nisko głową. Gdyby nie był trochę wyższy od niego, Severus pomyślałby, że to jeszcze dziecko, tak bardzo przygnębiony i wystraszony był wyraz jego młodej twarzy. Zaśmiał się cicho, ponieważ dwójka jego byłych uczniów była tak zaniepokojona, jak gdyby odprowadzali kogoś, kto wyrusza na wojnę. Kiedy im to powiedział, twarz Neville'a nabrała jeszcze bardziej ponurego wyrazu.
— Hermiono... nie możemy po prostu porwać go i ukryć? — zapytał Longbottom.
— Nie — odparła Granger z żalem. — Ten znak... jeżeli profesor będzie przebywał poza domem Harry’ego bez pozwolenia... sprawi mu ból. I to duży ból.
W odpowiedzi Neville zaklął cicho.
Kiedy wrócili siecią Fiuu do Doliny Godryka, Potter już na nich czekał.
— Jak poszło? — zapytał natychmiast.
— Dobrze. Okazał się pomocny — odparł Neville głosem pełnym obrzydzenia, które wydawało się całkowicie autentyczne. — Bardzo pomocny.
— Idź do swojego pokoju — polecił Potter.
Severus był zbyt zmęczony nawet na to, by obdarzyć go złośliwym spojrzeniem. Wszedł na piętro i udał się do sypialni, zostawiając za sobą uchylone drzwi. Jego wyśmienity słuch bez trudu mógł śledzić toczącą się w jadalni rozmowę. Usiadł na łóżku, objął ramionami kolana i słuchał.
— Harry... o co chodzi? — zapytał Neville. — Dobrze się czujesz?
— Tak, tak, jasne. Wszystko w porządku — odparł Potter z roztargnieniem. — Może masz ochotę na kolację? Albo na coś do picia?
— Nie jestem głodny. Chyba powinienem wrócić do domu — powiedział Longbottom z zażenowaniem.
— A tak, śliczna Luna czeka.
Neville uśmiechnął się smutno.
— Nie, śliczna Luna nie czeka. Rozstałem się z nią.
Potter zdawał się być zaskoczony tym wyznaniem.
— Co?! Dlaczego?
— My po prostu... nie rozumieliśmy się nawzajem, tak myślę — wyjaśnił Neville niezgrabnie.
— To akurat nigdy wcześniej was nie powstrzymywało — zaśmiał się Harry.
— Nie... Ale czasami zdarza się, że... już nawet nie chcesz zrozumieć tej drugiej osoby. I wtedy jest za późno.
— W takim razie zdecydowanie powinieneś zostać na drinka — stwierdził Potter. — No dalej, zgódź się.
— Jutro muszę wstać o piątej trzydzieści! — zaprotestował Longbottom, ale sądząc po odgłosie, jednak usiadł.
Harry roześmiał się ponownie i wyszedł gdzieś, jednak po chwili wrócił. Rozległ się dźwięk ustawianych na stole szklanek, a potem rozlewanego płynu. Przez następne pół godziny obaj pili w absolutnej ciszy.
Milczenie wreszcie przerwał Potter:
— Powiedz mi, Neville... co sprawiło, że wyrosłeś z etapu „Snape jest niewinną ofiarą Harry’ego Pottera”? A może jednak nie wyrosłeś?
— Cóż... — odparł Neville z namysłem. — Być może zdecydowałem, że to nie ma znaczenia. Pomimo, że w jego historii jest wiele prawdy, ciągle pozostaje sukinsynem. A ja... zrozum, chodzi mi o to, że teraz jedyne, czego chcę, to wygrać. Definitywnie zakończyć pracę nad Eliksirem Wielosokowym i dostać za to nagrodę. Czy to takie złe?
Longbottom brzmiał całkowicie przekonująco. Słowa wypływały z jego ust w najnaturalniejszy z możliwych sposobów, zawierając jedynie niewielką domieszkę urazy i obronności. Severus zrozumiał, że mężczyzna gra... doskonale.
Potter westchnął głęboko.
— Mówiąc bez ogródek, Neville, to żałosne. Nie, bardziej niż żałosne. Spójrz na siebie. Bohater wojenny. Dzierżyłeś w dłoni miecz Gryffindora. Zabiłeś Nagini. A teraz? Jesteś przeciętnym naukowcem, prowadzisz badania, które nie sprawiają ci przyjemności i wiedząc, że niczego nie osiągniesz samodzielnie, korzystasz z pomocy człowieka, którym gardzisz. A wszystko po to, żeby zdobyć nagrodę. Co się z tobą, do kurwy nędzy, stało? Dlaczego nie robisz czegoś, co lubisz? W czym jesteś dobry?
— Na przykład co? — zapytał Longbottom złośliwie. — Dziennikarstwo? Specjalistyczne dochodzenia? — Wydawało się, że Potterowi zabrakło słów. Neville westchnął ze znużeniem i najwidoczniej dolał sobie alkoholu. — Harry... być może mówię to, bo jestem już pijany, ale... Jakie to ma dla ciebie znaczenie, czym się teraz zajmuję? Przynajmniej nie próbuję już zawstydzać cię publicznie. Nie musisz grozić mi Azkabanem. Jestem twoim doskonałym, małym bohaterem wojennym. Możesz się mną popisywać i wykorzystywać moje nazwisko kiedykolwiek zechcesz. Czy nie o to właśnie ci chodzi?
Nastała długa cisza. Wyglądało na to, że mężczyźni tylko pili, każdy pogrążony we własnych myślach.
— Neville... kim ja jestem?
— To znaczy? — wymamrotał Longbottom. — Jesteś ministrem magii. Panem trzech Insygniów Śmierci. Tym, Który Przeżył, dawniej znanym jako Chłopiec, Który Przeżył...
Harry zaśmiał się bez śladu wesołości w głosie.
— Problem w tym... dlaczego? Dlaczego jestem tym wszystkim? Dlaczego w ogóle żyję? Przecież nie powinienem. Voldemort rzucił na mnie klątwę uśmiercającą. Powinienem umrzeć. A może dostał czkawki, rzucając Avadę Kedavrę?
— Cóż — zastanowił się Neville. — Za pierwszym razem uratowała cię miłość mamy. Być może za drugim... także o to chodziło.
— Miłość mojej mamy — powtórzył Potter powoli — to najgorsza rzecz, jaka kiedykolwiek spotkała czarodziejski świat.
— Wcale tak nie myślisz — powiedział Neville delikatnie.
— A właśnie że tak, do cholery — syknął Harry. — Powinna ustąpić i pozwolić Voldemortowi mnie zabić. Świat byłby lepszy, gdyby ona przeżyła, ja bym zginął... a ty stałbyś się Wybrańcem.
Na podstawie dźwięków Severus wywnioskował, że Longbottom wypluł część alkoholu z powrotem do szklanki.
— Harry... naprawdę mnie przerażasz.
Śmiech Pottera przepełniony był szyderstwem.
— Bo jestem zbyt okrutny. To prawda. Spójrz na mnie, Neville! Spójrz mi w oczy i powiedz, że o tym nie myślałeś.
— Nigdy! — wrzasnął Longbottom w odpowiedzi, totalnie nie hamując wywołanej alkoholem wściekłości. — NIGDY!!! Zastanawiałem się nad wieloma rzeczami, Harry! Jako minister magii jesteś totalnie do dupy! Spragniony wpływów gnojek pozbawiony zdrowego rozsądku! Bawisz się swoimi przyjaciółmi jak marionetkami! Właśnie dlatego tak niewielu ci ich już zostało! Ty... nie zasługujesz na władzę, jaką posiadasz! Nie ZASŁUGUJESZ nawet, kurwa, na Czarną Różdżkę! Ale nigdy, PRZENIGDY nie myślałem, że lepiej by było, gdybyś umarł!
— Cóż — odezwał się Potter smutno i łagodnie — w takim razie jesteś głupszy, niż sądziłem.
Coś trzasnęło o blat stołu.
— Harry, co, do jasnej cholery, się z tobą dzieje? — zapytał Neville. — To jakaś powojenna depresja czy...
— Nie — szepnął Potter. — To nic takiego. Zapomnij. Jak ci się dzisiaj z nim pracowało?
— Świetnie — odparł Longbottom. — To znaczy on nie jest żadnym księciem z bajki, ale potrafi używać mózgu. Odwaliliśmy dzisiaj sporo roboty. Tydzień warzenia, aby stworzyć recepturę, a potem będzie można zacząć próby kliniczne.
— Dobrze — powiedział Potter ze zmęczeniem. — Dobrze. Cieszę się, że w końcu coś się udaje. Idź do domu, Neville. Zobaczymy się jutro rano.
Dobiegający z dołu trzask energii w kominku świadczył o odejściu Longbottoma. Severus usłyszał skrzypienie schodów i minutę później Harry wszedł do jego sypialni. Szmaragdowe spojrzenie przebiło się przez ciemność i skupiło na Snapie.
— Jak ci minął dzień? — zapytał Potter.
— Świetnie — odparł Snape obojętnie, patrząc na niego z niewyrażającą niczego miną.
Harry kiwnął głową i usiadł na krawędzi łóżka, tuż obok Severusa.
— Pachniesz jak Eliksir Wielosokowy — odezwał się ponownie.
— Wyobrażam sobie — odparł sardonicznie Severus.
— Rozbierz się i weź prysznic — polecił Potter cicho, nie patrząc mu w oczy.
Snape westchnął lekko, zdjął ubranie, złapał ręcznik i ruszył w stronę łazienki, wcześniej rzucając swojemu Panu pogardliwe spojrzenie. Jednak, ku jego zdziwieniu, twarz Pottera była nieznacznie odwrócona, a oczy zamknięte.
Pod prysznicem Severus stał przez długi czas, spłukując z siebie kurz, zapach potu i Eliksiru Wielosokowego. Umył też włosy, jednocześnie nie mogąc znieść ich długości i wiedząc, że Harry nie zgodzi się na ich obcięcie. Gdy wyszedł z kabiny, zauważył wiszące na haczyku na drzwiach świeże spodenki i koszulkę. Wytarł się, ubrał i wrócił do sypialni. Jego dzienny strój, czysty i starannie złożony, leżał na krześle. Widocznie Potter rzucił na niego zaklęcie czyszczące. Severus zadrżał na myśl o tym, jak zależny i bezradny był bez własnej różdżki.
Harry ledwie na niego spojrzał.
— Połóż się. Twarzą w dół. — Severus spojrzał na niego z absolutnym obrzydzeniem, nawet nie ruszając się z miejsca. — Proszę — dodał Potter niepewnie.
Tym razem Snape niechętnie posłuchał. Chciał powiedziec coś złośliwego, ale prawdopodobnie pierwszy raz w życiu zupełnie nic nie przychodziło mu do głowy. Skoro po zaklęciu Hermiony nie pozostało już śladu, zmęczenie z powodu ostatnich trzydziestu sześciu godzin i bezsenna noc w końcu go dopadły. Wiedział, że zaśnie natychmiast.
Harry obrócił się i przysunął bliżej. Jego palce przez tkaninę tropiły plecy Severusa, odszukując zesztywniałe od całonocnego pisania mięśnie. Spoczęły na jednym z węzłów i sondowały go z wielką troską. Szybkie dotknięcie różdżką i ból zniknął, zostawiając po sobie jedynie promieniujący ciepłem punkt. Potter powtarzał czynność nieustannie, uzdrawiając po kolei wszystkie obolałe miejsca. Gdy skończył, Severus obrócił się i ułożył na boku, dzięki czemu znalazł się teraz twarzą w twarz z klęczącym przy łóżku mężczyzną. Harry miał zamknięte oczy, a podbródek ułożył na przedramionach.
— Harry — odezwał się Severus cicho. — Wiesz, co się z tobą dzieje?
Potter potrząsnął głową.
— Ostatnio w ogóle niewiele wiem — odparł. Jego oddech pachniał alkoholem.
Snape zerknął na jego dłonie, zupełnie nieskalane.
— Co się stało z twoją blizną po Krwawym Piórze? — zapytał, kierowany impulsem.
Harry nieznacznie uniósł powieki.
— To przez Ginny — powiedział. — W zeszłym roku... zaczynała płakać zawsze, kiedy na nią spojrzała. Po prostu... płakać. W końcu poczułem się tym zmęczony i... usunąłem bliznę. Dwa tygodnie leczenia, ale było warto.
— Hmm — mruknął Severus. — Sądzę, że to zrozumiałe. Wielu ludziom niełatwo jest znieść oznaki cierpienia u tych, których kochają.
Potter uśmiechnął się gorzko.
— To nie dlatego płakała — powiedział. — Chodziło o to, iż kiedykolwiek na nią patrzyła, przypominał jej się dawny Harry — wyjaśnił z czystą drwiną w głosie. — Ten sympatyczny chłopak, który prędzej pociąłby własną rękę, niż skrzywdził kogoś innego.
— I co się z nim stało? — zapytał Severus.
— Być może umarł — szepnął Harry. — A może tak naprawdę nigdy nie istniał. — Zerknął na Severusa. — Ty o tym wiedziałeś. Nigdy nie uważałeś mnie za prezent, jakim Bóg obdarzył ten świat. Gardziłeś mną od pierwszej chwili, w której mnie ujrzałeś.
— To prawda — przyznał Snape bez ogródek. — Ale to jeszcze nie znaczy, że urodziłeś się, aby zostać kolejnym Czarnym Panem.
— Nie — zgodził się Harry. — Według ciebie urodziłem się po to, żeby umrzeć.
Severus uniósł rękę i jednym palcem wytropił ślad w kształcie błyskawicy. Potter zacisnął mocno powieki, ale nie zaprotestował.
— Mogłem się mylić — powiedział Snape łagodnie. — Przecież zrobiłeś wszystko, czego od ciebie wymagano i nadal żyjesz.
— Żyję? — rzucił Harry wyzywającym, niespodziewanie ostrym głosem i gwałtownie uniósł się z podłogi. — Dobranoc, Severusie.
Wyszedł szybko, nawet nie czekając na odpowiedź.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz