Gryząca układanka

636 42 2
                                    


Rozmowa z Nevilleem następnego dnia nie okazała się ani tak niezręczna, ani konfrontacyjna, jak Snape podejrzewał. Prawdopodobnie pomógł fakt, że spotkali się sam na sam i na wstępie Severus wręczył Longbottomowi zwój, mówiąc:
— Czytaj.
Neville był trochę oszołomiony, ale uważnie przeczytał treść przymierza. A potem zadał jedno pytanie:
— Skorzystasz na tym?
— Taki jest zamysł.
— W takim razie zgadzam się — powiedział Neville. — Będę... kim? Strażnikiem? Co mam podpisać? I co jeszcze mam robić?
— Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, nie musisz robić niczego — odparł Severus trochę oszołomiony szybką akceptacją młodego przyjaciela. — Jeśli wydarzy się coś złego, magiczne przymierze samo cię zaalarmuje. Twoje życie osobiste nie zostanie zakłócone. Rzecz jasna — kontynuował Severus cierpko — w wypadku, gdy będziemy potrzebowali twojej pomocy, oczekuję przynajmniej najmniejszej próby pokojowego zażegnania konfliktu.
Neville kiwnął głową, rumieniąc się lekko.
— Rozumiem. I rozumiem też, że Harry coś dla ciebie znaczy, więc... nie martw się. — W jego głosie pojawiło się napięcie.
— Dla ciebie Harry też coś znaczył — przypomniał mu Severus łagodnie.
— Tak — zgodził się Neville z zakłopotaniem. — Ale myślę, że się od siebie oddaliliśmy.
Severus pomyślał, że to niedopowiedzenie roku. Przez kilka minut przyglądał się młodemu mężczyźnie. Neville miał zmęczoną twarz i wyglądał na bardziej przygnębionego niż zwykle. Jak gdyby narzucona przez niego samego rozłąka z przyjaciółmi, ciągnąca się od kilku ostatnich lat, wyssała z niego wszelkie siły.
Neville niepewnie odwzajemnił jego spojrzenie. Severus poczuł się, jakby nurkował w zimnej wodzie, ale powiedział:
— Harry i ja jemy dzisiaj kolację z Hermioną i Ronem. Powinieneś przyjść.
Neville spojrzał na niego kompletnie zaskoczony.
— Wolałbym nie — wymamrotał z zażenowaniem. — Kiedy odwiedziłem ich ostatniego września, urządziłem im małą scenę.
— To ciekawe — odparł Severus oschle. — Byłem u nich wtedy i niczego nie pamiętam.
— Myślę, że spałeś — odpowiedział Longbottom cicho.
— No tak, ale skoro mnie nie obudziłeś, to zachowywałeś się w miarę poprawnie, czyż nie? — wyjaśnił Severus rozsądnie.
Neville wahał się jeszcze chwilę, ale w końcu dał się przekonać.

Kiedy aportowali się przed domem Rona i Hermiony, Severus po prostu zapukał, nie chcąc korzystać ze swojej uprzywilejowanej pozycji. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie nagina dobrych manier, przyprowadzając ze sobą nieproszonego gościa, ale kiedy drzwi się otwarły, zachwyt na twarzy Hermiony wymazał wszelkie jego wątpliwości.
— Wejdźcie! — powiedziała Granger, zapraszając obu do środka.
Ron i Harry siedzieli przy stole w kuchni. Na krótką chwilę zaległa niezgrabna cisza, gdy Neville i Harry wpatrywali się w siebie ostrożnie i z rezerwą. W końcu coś między nimi przebiegło, bo Longbottom odetchnął głęboko, witając się powściągliwie, ale nie wrogo:
— Cześć — powiedział.
— Neville — odparł Harry.
I tyle, nic więcej, ale na razie i to tak przekroczyło oczekiwania.
Głos Hermiony rozładował resztki napięcia.
— Więc o co chodzi? Po waszych minach widzę, że coś się wydarzyło.
Neville udał całkowitą obojętność. Harry spojrzał na Severusa pytająco, na co Snape kiwnął głową z przyzwoleniem.
— Podpisaliśmy przymierze — wyjaśnił Potter wprost. — A Neville jest strażnikiem.
Hermiona nawet nie zapytała, czym owo przymierze jest, jedynie przytaknęła z aprobatą, uśmiechając się od ucha do ucha i wyglądając na tak szczęśliwą, jakby jej przyjaciele właśnie ogłosili plany ślubne.
— Bardzo się cieszę — powiedziała z absolutną szczerością. — To był najwyższy czas.
Severus przyglądał się jej z mieszaniną rozdrażnienia i rozbawienia.
— Uważałaś, że to dobry pomysł, ale nigdy go nie zasugerowałaś?
Hermiona roześmiała się głośno.
— Jeśli inicjatywa wyszłaby od kogoś innego, decydowałbyś się dwa razy dłużej.
Mimo woli Severus także się uśmiechnął, nie czując żadnej urazy ani pogardy.
— Jestem upartym głupkiem, prawda?
Jej poważne kiwnięcie głową mogłoby zostać uznane za obraźliwe, gdyby nie pełna zachwytu mina.
Severus zostawił młodych w kuchni i poszedł do salonu, gdzie Hugo leżał na dywanie, układając z puzzli olbrzymią makietę Hogwartu.
— Dzień dobry — powiedział chłopczyk, rzucając mu krótkie spojrzenie.
Snape spojrzał na niego, zdumiony, jak bardzo to dziecko urosło, odkąd widział je po raz pierwszy. Włosy Hugona, kiedyś jasne, pociemniały, a jego rysy lekko dojrzały, zaczynając upodabniać go do matki. Zdecydowanie miał oczy Hermiony Granger, ale na szczęście, co Snape skwitował złośliwym uśmieszkiem, nie jej zęby.
— Mogę się dołączyć? — spytał chłopca.
— Jasne — odparł Hugo z uśmiechem. Jego dłonie układały puzzle niemal automatycznie, jak gdyby zadanie pochłaniało tylko część jego świadomości.
— Układanka wygląda na trudną — powiedział Severus.
— Nie, jest całkiem łatwa.
Snape uniósł brew i podniósł z podłogi przypadkowy kawałek. I zaraz go upuścił, czując na palcu ukąszenie. Nie na tyle duże, aby zaczął krwawić, ale całkiem bolesne.
— Och — mruknął Hugo, chichocząc. — Chyba powinienem był cię ostrzec. Gryzą, jeśli dotkniesz niewłaściwego kawałka.
Severus spojrzał na niego ostro.
— Rodzice dali ci gryzącą układankę? — warknął tak wściekły, jak gdyby spotkał się z największym od lat przypadkiem rodzicielskiej niedbałości.
— Właściwie to dostałem ją od wuja Percyego na siódme urodziny — wyjaśnił chłopiec. — Jest stara, pochodzi z dawnych czasów. Kiedy wujek Fred jeszcze żył i razem z wujkiem Georgeem mieli sklep z magicznymi dowcipami. Wuj George zaprojektował układankę, a wuj Fred sprawił, że jej kawałki gryzą. Tata powiedział, że raczej nie powinienem się nią bawić, ale mama nie ma nic przeciwko.
Severus ciągle się w niego wpatrywał, nie do końca uspokojony.
— Ile razy już cię ugryzła? — zapytał.
— Jeszcze nigdy — odparł Hugo. — Jest naprawdę łatwa. Musisz tylko wyobrazić sobie cały zamek i wtedy wiesz dokładnie, gdzie położyć każdą część.
Severus roześmiał się łagodnie, zapatrzony w to niewiarygodnie cudowne dziecko, które chyba zupełnie nie zdawało sobie sprawy ze swojej dojrzałości.
— Hugo — zaczął delikatnie. — Czy twoi rodzice kiedykolwiek powiedzieli ci, jaki jesteś wyjątkowy?
— Co? — Chłopiec popatrzył na niego z zaskoczeniem. — Mówią, że jestem bardzo zdolny, ale wszyscy rodzice tak robią. To nic nie znaczy.
— No cóż, my też tak mówimy, ale skoro nie jesteśmy twoimi rodzicami, możesz nam uwierzyć — powiedział Neville, wchodząc do salonu.
— Neville! — krzyknął Hugo z radością. Podbiegł do niego i objął go za nogi. Longbottom gapił się na chłopca, całkowicie zaskoczony jego radością. — Zagrasz ze mną w piłkę? — zapytał. — I z Severusem!
— Mnie nie wliczajcie — powiedział Snape szybko. — Idźcie we dwóch.
— Dobrze. Niech tak będzie! — krzyknął Hugo i wybiegł na korytarz, ciągnąc za rękę nieco oszołomionego Nevillea. Stojący w progu kuchni Harry zachichotał z rozbawieniem.
— Ten dzieciak jest wspaniały — powiedział z odrobiną smutku w głosie. Severus bez słowa skinął głową. Razem usiedli na parapecie salonowego okna i obserwowali, co się dzieje na trawniku. — Chciałbym, żeby Al był do niego podobny — dodał nagle Harry, kiedy Hugo i Neville zaczęli podrzucać między sobą piłkę.
— To znaczy? — spytał Severus z roztargnieniem.
— Taki wesoły, ufny, pełen radości.
— A nie jest? — Severus oderwał oczy od pary w ogródku i spojrzał na Harryego.
Potter potrząsnął głową ze smutkiem.
— Al nie jest szczęśliwym dzieckiem — powiedział. — A przynajmniej nie przy mnie. Cały czas wydaje się przestraszony i ostrożny.
— Wśród innych zachowuje się tak samo?
— Hermiona i Ron mówią, że zawsze, kiedy ich odwiedza, wydaje się niezwykle opanowany — szepnął Harry. — Chociaż Artura i Molly bardzo lubi. Czasami zastanawiam się, czy z nim jest wszystko w porządku.
— Może przesadzasz — odparł Severus. — U małych dzieci to normalne, że są ostrożne w stosunku do osób, które rzadko widują.
— Zgadzam się — mruknął Harry. — Ale... pamiętasz, jak się rozpłakał, kiedy cię zobaczył? To było dziwne.
— Ja bym się nie zamartwiał — powiedział Severus z krzywym uśmiechem. — Dzieciaki zawsze płakały na mój widok. Ze słusznych powodów.
— Hugo nie płacze — skontrował Potter z uporem.
Severus westchnął.
— Harry, nie mam żadnego pojęcia o wychowywaniu dzieci, ale wszystkie moje instynkty mówią, że niemądre jest porównywanie twojego syna z innymi i pragnienie, żeby był do nich podobny. On jest, jaki jest.
— Masz rację — zgodził się Potter. — Jednak nadal nie rozumiem, czemu jest taki ostrożny i nieszczęśliwy. Ale z drugiej strony, nie miał zbyt obiecującego dzieciństwa...
— Być może potrzebuje więcej niż dwóch godzin z tobą co kilka miesięcy — zasugerował Severus. — Może potrzebuje ojca.
Wyraz twarzy Pottera, smutny i znużony, był prawie niemożliwy do zniesienia.
— To bez sensu — odparł Harry, spuszczając wzrok.
— Dlaczego? — zażądał wyjaśnień Severus.
— Och, zrozum. Nikt mnie tak naprawdę nie potrzebuje. Kto mógłby potrzebować kogoś takiego jak ja bez żadnego przymusu? I kim ja jestem? Niepotrzebny nikomu zbiornik na fragmenty duszy Voldemorta.
Severus przez chwilę rozważał wypowiedź Harryego. Zagubiony w swej własnej niepewności nigdy nie przypuszczał, że Potter może odczuwać coś podobnego. Kusiło go, aby zaoferować uspokajające „Ron i Hermiona cię potrzebują, ale powstrzymał się, gdyż podejrzewał, że doprowadziłoby to do kolejnego pełnego wątpliwości stwierdzenia i kontynuowania dyskusji.
— Jeśli w czymś ci to pomoże — powiedział bardzo ostrożnie — potrzebowałem cię na długo wcześniej, niż nałożyłeś na mnie niewolniczą więź.
Momentalnie spiął się, czekając na złośliwe zaprzeczenie lub drwinę ze Znaku albo szkolnych lat, w czasie których okazywał Harryemu okrucieństwo i znęcał się nad nim emocjonalnie, ale Potter jedynie spojrzał na niego z ufnością i szepnął z zakłopotanym uśmiechem:
— Naprawdę? Dlaczego?
— Musisz pytać? — mruknął Severus z żalem. — Byłeś jedynym ocalałym z ataku na dom w Dolinie Godryka. Twoje przetrwanie... nie dawało wiele nadziei na wybaczenie, ale choć było przypomnieniem niewybaczalnego przestępstwa, pozwalało mi wierzyć, że nie wszystko z tej nadziei przepadło. Potrzebowanie ciebie stało się potem sensem mojego życia. Nie musiałem cię lubić ani nawet tolerować, wiedziałem, że tak się nigdy nie stanie. Pragnąłem jedynie, abyś był żywy i zdrowy.
Ciągle czekał na sarkastyczny komentarz lub szydercze słowo, ale nic takiego nie nadeszło. Harry jedynie ujął jego dłoń.
— Domyślam się, że dokładnie to samo czułem w stosunku do ciebie przez ostatnie trzy lata — powiedział.
Oniemiały Severus był w stanie jedynie na niego patrzeć. Harry ścisnął mocniej jego dłoń, zwracając uwagę na ciągle bawiących się piłką Hugona i Nevillea. Chłopiec skakał po klombach, zupełnie zapominając, jakie sieje wśród nich zniszczenie.
— Czeka go tydzień szlabanu — rozważył Severus cierpko.
Harry parsknął.
— Wątpię — powiedział. — Gdybym zrobił coś takiego mojej mugolskiej rodzinie, miałbym spore kłopoty. Ale Hermiona i Ron nie za bardzo martwią się o kwiaty. Zależy im jednie na zabawie syna i on dobrze o tym wie. — Harry zerknął na Severusa. — Miałeś kiedykolwiek kwiaty na Spinners End?
Snape przytaknął.
— Tulipany. Ale to było dawno temu.
— Co się z nimi stało?
— Matka je posadziła, a ojciec wyrwał w napadzie szału. Nigdy więcej tego nie zrobiła.
— Ty powinieneś je posadzić — powiedział Harry powoli. — Dla Hugona, żeby miał co deptać, kiedy cię odwiedza.
Severus parsknął.
— Przestań, bo jeszcze to zrobię
Harry ponownie skupił uwagę na Severusie.
— Powiedz mi, czy czułeś cokolwiek, kiedy zawarliśmy przymierze? — zapytał. — Ja coś czułem, ale nie byłem pewien, czy to magia umowy, czy tylko mi się wydawało, ponieważ spodziewałem się jakichś emocji.
Snape rozważył pytanie. Naprawdę czuł, że coś się nieuchwytnie zmienia, ale nie potrafił wyrazić tego słowami. Nie miał pojęcia, jak opisać ledwie dostrzegalny magiczny związek, który się pomiędzy nimi utworzył i osiedlił gdzieś na skraju świadomości.
Harry z ciekawością wpatrywał się w jego twarz.
— Czułem coś — przyznał w końcu Severus. — To było dobre, jak zapewnienie lub... obietnica.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz