Zbuntowany anioł

865 56 0
                                    

Powrót do Doliny Godryka nie trwał długo. Harry otworzył drzwi i aurorzy wprowadzili Snape’a do środka.
— Posadźcie go przy stole — polecił Potter obojętnie, kiwnięciem głowy wskazując na jadalnię. Kiedy jego ludzie wyszli, stanął nad przywiązanym teraz do krzesła Severusem. Jednym palcem dotknął jego podbródka, uniósł mu głowę i spojrzał w oczy. — I tyle zostało z naszej umowy. — Uśmiechnął się kpiąco. — Jak widzę, w końcu zdecydowałeś poświęcić dla siebie swojego chrześniaka.
Snape popatrzył na niego z niesmakiem.
— Wróciłem, prawda? — rzucił wyzywająco. — Mogłem zabić się w domu Granger, ale tego nie zrobiłem. Wróciłem, więc zostaw Draco w spokoju. Obaj wiemy, że chodzi ci o mnie.
To akurat było prawdą. Severus bardzo chętnie przedawkował ekstrakt z morskich makówek, aby uchronić się przed cierpieniem, ale jedynym czynnikiem, który w tym momencie trzymał go przy życiu była wiedza, że jest jednym z czterech ludzi na całym świecie, odpornych na „horkruksowy pył”. Przerażała go myśl, że Potter mógłby po prostu znudzić się nim jako źródłem rozrywki i zwrócić swoją uwagę na inną ofiarę.
— Zobaczymy — szepnął Harry z uśmiechem, po czym, bez żadnego ostrzeżenia, uderzył go brutalnie w twarz. Coś trzasnęło, z nosa popłynęła krew, Severus jednak prawie niczego nie poczuł. Siłę ciosu tak, jednak nic poza tym. — Widzę, że wyciąg z maku ciągle działa. Rozumiesz chociaż, jak bardzo sam siebie oszukałeś? Kiedy ekstrakt straci moc, twoja tolerancja na ból zmniejszy się praktycznie do zera. — Potter zmrużył groźnie oczy. — I zapewniam cię, że tym razem nie mam żadnego zamiaru się nad tobą litować.
— Wiem — odparł Snape bez ogródek. Krew ciągle kapała obficie, tak że oddychanie przez nos stało się niemożliwe. Zaczerpnął powietrza ustami, patrząc przed siebie obojętnie.
Czekał, podczas gdy Harry przyglądał mu się w zamyśleniu, jak gdyby próbując zdecydować, co ma teraz zrobić. W końcu po prostu wyszedł, zostawiając go w spokoju.
Snape spędził przywiązany do krzesła całą noc.
Gdy nadszedł świt, a efekty działania wyciągu z morskich makówek zaczęły mijać, Severusa zaatakowały fale udręki. Stłuczony, a najprawdopodobniej złamany nos najpierw zapiekł, a potem wręcz zatętnił z bólu. Dały o sobie znać zesztywniałe od długiego siedzenia w tej samej pozycji stawy. Odezwały się nawet stare, dawno zapomniane rany, dręcząc jego pozbawione naturalnej odporności ciało.
Co zdumiewające, mimo braku snu nadal czuł się przebudzony, w pełni i świadomie doświadczając zgotowanej mu udręki.
Harry wrócił i stanął nad nim, gdy tylko pierwsze promienie słońca wpadły do pokoju przez okno i oparły się o blat stołu.
— Ciągle boli? — zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. Snape nie pokusił się o odpowiedź. — Świetnie — dodał Potter cicho. — Czas ruszyć dalej.
Przy użyciu kilku zaklęć krępujących, dzięki którym Severus prawie nie mógł się ruszać, Harry poprowadził go do sypialni. Patrzył obojętnie, jak Potter za pomocą różdżki usuwa z pokoju wszystkie meble, zostawiając pomieszczenie zupełnie pustym. Jego przywiezione ze Spinner’s End książki spłonęły, a pozostałe po nich popioły usunięte szybkim Evanesco.
— Tyle zostało z twojej bezcennej biblioteki, Książę — powiedział Harry z zadowoleniem.
Snape patrzył na niego obojętnie. Przez dekady książki były jak przedłużenie jego duszy, jeszcze dwa tygodnie temu mógłby oszaleć z wściekłości, widząc, jak jego bezcenny księgozbiór zostaje zniszczony w tak okrutny, nieskrępowany sposób. Teraz jednak nic to już dla niego nie znaczyło.
Choć bezradny w magicznych więzach i wyglądający na zrezygnowanego, Severus utrzymywał umysł w stanie gotowym do walki. Przypomniał sobie, że nie obowiązują już żadne umowy i biorąc pod uwagę niewielką szansę, jaką posiadał, postanowił stoczyć tę ostateczną bitwę, a przy wystarczającej ilości szczęścia sprowokować Pottera do zabicia go.
Po kolejnym zaklęciu Harry’ego poczuł, jak unoszą mu się ręce. Z sufitu wyrosły pęta, które oplotły jego nadgarstki, momentalnie je krępując. Harry przyglądał się temu z ponurą satysfakcją.
— Z pewnością ucieszy cię, że ocaliłem jedną z twoich rzeczy — powiedział z uśmiechem, podsuwając Severusowi do twarzy otwartą dłoń. Leżał na niej długi pazur.
Snape zaśmiał się z goryczą. Nic już nie było prawdziwe. Wszystko, dosłownie wszystko zostało wypaczone. Przyjaźń, pokora, miłość, przywiązanie, cały świat, nawet stara pamiątka z dzieciństwa miała za chwilę stać się narzędziem tortur.
Siłą woli opanował dreszcz, gdy Potter obszedł go i zaczął dotykać ostrym końcem pazura jego pleców, zostawiając słabe ślady, które jednak odczuwał mocniej niż powinien. Ostrze przesunęło się i zatrzymało na chwilę nad pośladkami, po czym ponownie ruszyło w dół i nacisnęło na jego odbyt.
— Tak z ciekawości... Gdzie jest Hermiona? — zapytał Harry.
— Nie wiem — odparł Severus z satysfakcją.
— Moi ludzie poinformowali mnie, że w jej domu znaleźli instrukcję do konfigurowania świstoklika — zastanawiał się Potter. — Losowy wybór miejsca przeznaczenia, mam rację? — Snape nie martwił się chowaniem pełnego zadowolenia uśmieszku. Pazur przesunął się ponownie, najpierw na jego plecy, szyję, twarz, aż w końcu spoczął koło oka. — Wiesz, to nie ma znaczenia — powiedział Harry łagodnie. — Prędzej czy później i tak ją złapiemy. Naprawdę złe jest, że ją w to wszystko wciągnąłeś. Ale nie mogłeś inaczej, prawda? Musiałeś pławić się w rozżalaniu się nad samym sobą i znaleźć kogoś, kto by cię żałował i się o ciebie troszczył. Oczywiście, koniec końców lojalny zawsze jesteś tylko wobec samego siebie. — Czubek pazura nacisnął na gałkę oczną Severusa. Aby się uspokoić, Snape wciągnął głęboko powietrze. Przez moment zastanawiał się, czy Potter naprawdę to zrobi, szybko jednak przypomniał sobie, z kim ma do czynienia i przegnał z głowy wątpliwości. — Być może potem — poinformował go Harry obojętnie.
Obszedł go i ponownie stanął z nim twarzą w twarz. Pazur zawędrował na pierś Severusa, a potem powoli, bardzo powoli, ale mocno, Potter zaczął nacinać skórę, kreśląc na niej krótkie, proste linie. Snape spojrzał w dół i zobaczył zbierające się wzdłuż nacięć niewielkie kropelki krwi. Zamknął oczy i zagryzł dolną wargę, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
Męka trwała przez chwilę, po czym urwała się nagle. Severus uniósł powieki i popatrzył na swoją klatkę piersiową z fascynacją, jak gdyby to ciało należało do kogoś innego, a on był zaledwie postronnym obserwatorem.
Połyskujące, płytkie linie najwyraźniej stanowiły wzór dla czegoś o wiele większego i boleśniejszego.
Pazur w ręce Pottera został zastąpiony nożem. Jego ostrze zalśniło groźnie w świetle porannego słońca.
— Zaczniemy? — spytał Harry delikatnie.
Severus złapał palcami krępujące go więzy i spiął się na spotkanie udręki, która miała zaraz nastąpić. Czuł, jak czubek noża zagłębia się we wcześniejszą ranę, wślizguje pod spód i zaczyna unosić. Całe jego ciało zadrżało wściekle, a potem stało się coś nie do pomyślenia — cienki, nie szerszy niż trzy milimetry i długi na dwa i pół centymetra pasek skóry oderwał się od jego piersi, ukazując znajdującą się pod nim tkankę.
Absolutna i całkowita udręka była wręcz surrealistyczna, jednak Severus nie potrafił pojąć, dlaczego ciągle pozostaje przytomny. Nie mógł zrozumieć, jak człowiek jest w stanie wytrzymać tyle cierpienia.
Wrzasnąłby, ale zdawało się, jak gdyby jego ciało właśnie teraz zostało pozbawione tej umiejętności, jedyne, co mógł, to oddychać tak szybko, że od zimnego powietrza bolały go zęby. Dlaczego nie mdlał? Sama świadomość przechodzenia przez to wszystko w stanie kompletnego rozbudzenia doprowadzała go do szału, co z pewnością skończyłoby się obłędem, ale nagle sobie przypomniał: eliksir Hermiony. Działa jak samoodnawiające się Rennervate, a dodatkowo utrzymuje ciało w stanie przebudzenia i czujności przez około trzy dni.
Po prostu doskonale. Nie tylko jego tolerancja na ból została zredukowana prawie do zera, to jeszcze skazał się na przechodzenie wszystkiego w stanie całkowitej przytomności. Zacisnął zęby, czują przepływającą przez niego rozpacz.
Nóż wznowił pracę i kolejny cienki pasek skóry spadł na podłogę. A potem jeszcze jeden*. Severus zrozumiał, na pewnym poziomie świadomości, że razem tworzą coś na kształt litery Z. Kiedy to się stało, wreszcie krzyknął, jednak jego krzyk zabrzmiał bardziej jak chrapliwy i stłumiony dźwięk, wydawany przez konające zwierzę.
Harry zachichotał cicho.
— Tak, krzycz dla mnie — szepnął, tropiąc pozbawione skóry ciało opuszkiem palca. — Krzycz, aż twoje struny głosowe zanikną, a potem krzycz jeszcze...
Oszołomiony prymitywnym okrucieństwem swojego dręczyciela, Severus bezmyślnie wpatrywał się w zielonookiego mężczyznę, kiedyś znanego jako Harry Potter.
— Co... — zaczął pytać, ale słowo ugrzęzło mu w gardle.
— Myślę, że to raczej oczywiste — powiedział Harry. — Chcę być pewien, że zawsze będziesz miał na sobie pamiątkę. Zdrajca. Wydaje mi się jednak, iż rzeźbienie litery D okaże się większym wyzwaniem.
Severus roześmiał się ochrypłym głosem.
— W takim razie nie przejmuj się i ją pomiń — zaszydził, pokonując oślepiający ból.
Potter spojrzał na niego z rozbawieniem.
— Nie. Wiem, jak bardzo gardzisz lenistwem, Severusie. Obawiam się, że po prostu będziesz musiał znieść to z uśmiechem. Przez dość długi czas, muszę dodać.
Męka trwała, nóż przesuwał się i unosił. Cierpienie narastało, rozchodząc się promieniście po całym ciele, od pleców do kończyn, od pleców do głowy.
Nic, kompletnie nic w jego życiu nie było tak straszne, nawet Cruciatus. Krew spływała i skapywała na podłogę. Severus nie wiedział nawet, czy ciągle krzyczy, ale mało go to obchodziło. Wystarczyło, że na razie nie błagał o litość.
I przez całą katorgę zielone oczy spoglądały na niego z nienawiścią, pogardą i zadowoleniem, a lodowaty uśmiech nie opuszczał ust Harry’ego.
Po czasie, który wydawał się godzinami i rzeczywiście mógł tyle trwać, Severus wyrwał się ze swego delirium tylko po to, aby zrozumieć, że ból przestał narastać.
Wisząc bezwładnie w pętach i patrząc bezmyślnie przed siebie, zauważył skierowaną w swoją stronę Czarną Różdżkę.
— Teraz je przypieczemy, dobrze? — powiedział Potter z niewielkim, zwycięskim uśmiechem. — Chciałbym, żeby napis był wyjątkowo trwały.
Nie czekając na odpowiedź, wymówił zaklęcie. Z różdżki trysnął strumień energii i połączył się ze świeżymi ranami, przypalając je. Severus wrzasnąłby ponownie, gdyby tylko w jego płucach pozostała choć odrobina powietrza. W zamian jedynie wbijał wzrok w swoją klatkę piersiową, obserwując, jak wycięte litery nabierają czarnej barwy, a słowo ZDRAJCA zamienia się w trwałe piętno na jego ciele.
Po wszystkim Harry schował różdżkę, cofnął się o krok i przyjrzał się Severusowi z zadowoleniem.
— Dobrze, wygląda, że praca skończona — odezwał się, stukając palcem w pociemniały napis. — Wiesz, jak świetnie ci on pasuje?
— Oczywiście, że tak — syknął Severus. — I muszę powiedzieć, że cudownie podsumowuje nasz związek.
Rozbawiony Harry zachichotał.
— Pozwalasz sobie na zbyt wiele. Między nami nie istnieje żaden związek.
Snape uśmiechnął się mimo woli.
— Oczywiście, że tak — powiedział pewnym głosem. — Najbardziej starożytny typ związku. Starszy niż sama magia, starszy niż rodzaj ludzki, starszy nawet niż sam świat. — Brwi Pottera uniosły się nieznacznie. — Związek pomiędzy upadłym aniołem a jego mistrzem — wyjaśnił Severus łagodnie. — Jestem twoim własnym, zbuntowanym, odartym z zaszczytów aniołem. Twoim zdrajcą. Kimś, kogo możesz posiadać, kogo możesz łamać, kogo możesz karać przez całą wieczność... prawda... Tom?

*

*tu się przyznaję do świadomego kłamstwa ;-)
słowo, jakie Harry wycinał, brzmiało „TRAITOR” (zdrajca), czyli wystarczyły dwa paski skóry na pierwszą literę; po polsku potrzebne są aż trzy.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz