Przelotna dobroć

1.4K 94 7
                                    

Był wczesny wieczór, gdy Severus skończył pisać. Robił to sumiennie, bez oszukiwania, nie starając się stawiać liter większych niż zazwyczaj. Wystarczająco dziwny był fakt, że nie miał nic przeciwko temu zadaniu. Jedyną częścią jego duszy silniejszą od dumy była głęboko skrywana nienawiść do samego siebie. Przez nią bez wysiłku mógł skończyć tę szczególną pracę.
Gdy tylko dotarł do końca pergaminu, uświadomił sobie obecność stojącego z tyłu Pottera. Mimowolnie zesztywniał, ponownie czując dłoń Harry’ego na swoich plecach. Jednak po chwili, ku jego zaskoczeniu, Harry ujął go za poraniona rękę i powoli, z nieznośną łagodnością, przebiegł kciukiem po kłykciach. Severus napiął się bardziej, ale nie zrobił nic, aby się oprzeć.
— Jesteś głodny? — zapytał Potter.
— Tak — odparł Snape po prostu, nie mając najmniejszej ochoty na jakiekolwiek dwuznaczności.
Harry skinął głową.
— Nie bardzo mam ochotę tu zostać. Chciałbyś wyjść gdzieś na kolację? — Severus spojrzał na niego z niedowierzaniem. Po brutalności wieczoru Harry Potter chciał go zabrać na kolację? I pytał go o zdanie? Widząc wyraz jego twarzy, Harry wzruszył ramionami. — Jeśli nie chcesz, nie musisz nigdzie iść. Możemy zjeść w domu. Odblokuję lodówkę. Albo mogę zamówić coś na wynos. — Severus otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co, więc spomiędzy jego warg nie wydobył się żaden dźwięk. Harry uśmiechnął się ze smutkiem. — I jaka decyzja? Pójdziemy coś zjeść czy zostaniesz przy tym stole przez resztę wieczoru, wyglądając jak ryba bez wody?
Niedługo później wyszli i ruszyli wzdłuż ulicy. Niebo już ciemniało i w oknach większości domów, które mijali, widać było zapalone światło. Szli w milczeniu, niemalże obok siebie, ale z Harrym wskazującym drogę i Severusem zmierzającym dokładnie jego śladem. Doznanie było zadziwiająco zwyczajne. Spacer ten, jego czysta, nieskażona normalność sprawił, że dwa ostatnie dni wydały się surrealistycznym, przerażającym koszmarem. Harry szedł powoli, jak gdyby zatopiony we własnych myślach. Severus już zaczynał się zastanawiać, czy nie wymyślił sobie tego wszystkiego, w końcu to był Cholerny Harry Potter... zapowiedziany proroczą wizją bohater i kochany przez wszystkich, szlachetny Gryfon, a nie jakiś typ seryjnego zabójcy.
— Jaką mamy dziś datę? — zapytał Severus nagle.
— Dwudziesty piąty kwietnia — oparł Harry cichym głosem. — To już prawie pięć lat.
Pięć lat od ukąszenia Nagini, pięć lat, odkąd Potter poszedł do lasu po śmierć i przeżył, pięć lat od klęski Voldemorta.
Resztę drogi do małej restauracji pokonali w milczeniu. Zajęli miejsca na patio, a mugolska kelnerka wręczyła im menu. Rzuciła ciekawskie i nieszczególnie subtelne spojrzenie na czoło Severusa, po czym odeszła. Snape walczył przez chwilę z drżeniem zawstydzenia i starał się utrzymać całkowicie niewzruszony wyraz twarzy.
Harry z roztargnieniem studiował kartę, nie unosząc na niego wzroku. Severus spojrzał w dół, wybrał potrawę i zamknął menu.
— Szybka decyzja — powiedział Potter z szerokim uśmiechem. — Hermionie zwykle zabiera to wieczność, a gdy w końcu coś wybierze, po pięciu minutach zmienia zdanie. — Severus parsknął cicho, a Harry zachichotał. — No cóż... Miona jest warta odrobiny cierpliwości... Przez większość czasu.
— Niewątpliwie — odparł Severus z roztargnieniem. Choć nie miał ku temu żadnego powodu, poczuł, że się odpręża. Jakikolwiek demon opanował Pottera przez ostatnie dwa dni, zdawało się, że już odszedł i młody mężczyzna wyglądał i zachowywał się zaskakująco normalnie.
— Powiedz mi... — zaczął Severus. — Dolina Godryka jest w większości osadą mugolską, prawda?
— Tak — odparł Harry. — Choć jest tu też kilka gospodarstw czarodziejów. Cztery, żeby być dokładnym. Udaje nam się jednak nie zwracać na siebie uwagi. Przeważnie.
— Hmm... — szepnął Severus. — Jak wyjaśnisz mugolskim sąsiadom moją obecność? Powiesz, że jestem twoim ekscentrycznym wujem?
Potter wzruszył ramionami.
— Nigdy wcześniej nie musiałem niczego wyjaśniać. I nie przewiduję robienia tego w przyszłości. Tak to wygląda.
— Zaiste. — Severus zamyślił się. — Ilu mugoli mieszka tu teraz?
— Około dwóch tysięcy — odparł Harry sennie. — To mała wieś. Zawsze taka była, naprawdę nudna i przeciętna. I, jak sądzę, właśnie dlatego wydawała się taką idealną kryjówką, po tym, jak... — Potter przerwał i odwrócił wzrok.
I wtedy Severus zamarł. Bez żadnego przymusu w jego głowie rozbłysły słowa: Zabiłem ich. Zaklął w myślach, a poczucie normalności zaczęło się rozpraszać.
Harry patrzył na niego w zamyśleniu, z twarzą całkowicie nieczytelną.
Kelnerka podeszła do nich, przynosząc dzbanek wody, szklanki i małe świeczki, które ustawiła na stoliku i zapaliła. Potter zamówił pstrąga z ryżem, a Severus, bezmyślnie, zrobił to samo. Kobieta skinęła im głową i odeszła.
— Wiem, o czym myślisz — odezwał się Harry nagle. — Mogę ci powiedzieć. — Ręka Severusa zatrzymała się w połowie drogi do dzbanka. — Próbujesz zdecydować, co jest prawdziwe: to, co dzieje się teraz, czy to, co miało miejsce w domu. — Snape nieznacznie kiwnął głową i nalał sobie wody. Harry zaśmiał się bez śladu wesołości. — Jeśli kiedykolwiek zrozumiesz, daj mi znać. Ja ciągle staram się pojąć, co dokładnie się ze mną dzieje.
— A jakie masz przypuszczenia? — zapytał Severus ze słabą nutką sarkazmu w głosie.
Prawie oczekiwał, że Potter wyjmie różdżkę i publicznie rzuci na niego Crucio, ale Harry tylko wzruszył ramionami w zdystansowany, powściągliwy sposób.
— Naprawdę nie wiem — odparł. Jego twarz nagle wydała się młodsza, nabrała wrażliwego, dziecięcego wyrazu.
Severus studiował ją przez chwilę w zamyśleniu.
— Opowiedz mi. Co pamiętasz?
Harry spuścił wzrok i wpatrzył się w tańczące między nimi płomyki świeczek.
— Po obejrzeniu twoich wspomnień poszedłem szukać Voldemorta. Nie walczyć z nim. Dać mu się zabić...
Chociaż Severus wiedział już o tym z opowiadań Hermiony, nadal czuł się tym oszołomiony.
— To musiało być straszne — powiedział.
Harry uśmiechnął się z zakłopotaniem.
— Na początku tak. Ale im głębiej wchodziłem w las, tym stawało się to łatwiejsze. Poza tym... Nie byłem sam. Użyłem Kamienia Wskrzeszenia. Moi rodzice poszli ze mną... i... tak dobrze było ich widzieć, że nawet nie obchodziło mnie, że idę umrzeć... — Harry przełknął ślinę i kontynuował: — Znalazłem Voldemorta. Rzucił na mnie zaklęcie uśmiercające. Ostatnia rzecz, jaką pamiętam, co jest dość dziwne, to krzyczący na mnie Hagrid. Myślę, że chciał mi się rzucić na ratunek. Nie, nie myśl, że mógł zrobić cokolwiek. Potem uderzyła we mnie klątwa i... niczego więcej nie pamiętam. Aż obudziłem się, gdy Narcyza Malfoy sprawdzała, czy żyję. Okłamała Voldemorta i uratowała mnie... Reszta... cóż... — Jego głos ucichł, a Harry zapatrzył się w przestrzeń przed sobą.
— Przykro mi — powiedział Severus niezgrabnie, ale z absolutną szczerością.
— Nie żałuj mnie — warknął Potter. Głos znowu miał ostry i rozgniewany. — To, czego powinieneś żałować, to twoje zbrodnie. I że nie umarłem, jak zamierzałem. Ale uwierz mi, będziesz żałował.
— Cóż... — powiedział Severus ze zmęczeniem. — Sądzę, że po prostu zobaczymy, co się wydarzy. Więc jakie są twoje przypuszczenia? Dlaczego nie umarłeś?
Harry ponownie wzruszył ramionami.
— Kto wie? — wymamrotał. — Być może jednak umarłem? Być może coś lub ktoś inny wrócił na moje miejsce? Być może to nie jestem naprawdę ja? — Przyglądał się Severusowi przenikliwie, jak gdyby rzucając mu wyzwanie.
— Chciałbyś wierzyć, że nie zrobiłbyś tego? — zapytał Severus sucho, dając się skusić. — Że barbarzyński sposób, w jaki masz zamiar mnie potraktować, nie jest częścią ciebie? Że pochodzi z jakiegoś innego źródła? Pozwól mi cię zapewnić: to jest częścią ciebie. Odziedziczyłeś okrucieństwo po ojcu. Pełne obelg wychowanie i lata manipulacji, jakich doświadczyłeś od starszych, łącznie ze mną, sprawiły, że stałeś się rozgoryczony i nienawistny. A teraz, gdy masz władzę, możesz w końcu przestać cenzurować sam siebie i pozwolić tym cechom się uwolnić. Fakt, że nie jestem niewinną ofiarą, powinien uczynić wszystko dużo bardziej satysfakcjonującym, by nie wspomnieć, że dużo łatwiejszym.
Twarz Pottera zesztywniała w niewzruszoną maskę.
— Naprawdę tak myślisz? To wszystko jest we mnie? — zapytał z zadziwiającym spokojem.
— Tak, panie Potter. Jesteś tym, kogo nazywa się psychopatą. Publicznie udajesz, lecz w prywatnym życiu jesteś zupełnie inną osobą. Obawiam się, że dla takiego przypadku nie ma żadnej kuracji.
Harry uśmiechnął się lekko.
— Sprawiasz, że to brzmi, jakbyśmy obaj byli zgubieni.
— Ja na pewno — powiedział Severus śmiało. — Już się z tym pogodziłem. Dla ciebie jednak istnieje jeszcze nadzieja.
— Nadzieja — powtórzył Harry z roztargnieniem i osobliwym błyskiem w oku. — A czym miałaby ona być?
— Tak, jak ci kiedyś powtarzałem, naucz się kontrolować swoje emocje — wyjaśnił Snape bez ogródek. — Naucz się panować nad pragnieniem okrucieństwa. Przypomnij sobie, że są rzeczy ważniejsze, niż własne zadowolenie. Mógłbyś też rozważyć podzielenie się z innymi władzą. Dwudziestotrzyletni niezdyscyplinowany mściwy dzieciak z trzema Insygniami Śmierci w rękach, kierujący Ministerstwem Magii, jest pewną receptą na katastrofę.
— Sprawiasz, że to brzmi tak logicznie — powiedział Harry. — Niestety, minąłem już punkt bez powrotu. Nigdy nie oddam władzy, za bardzo się do niej przyzwyczaiłem. Posiadanie jej jest takie przyjemne.
Bezceremonialna szczerość Pottera ogłuszyła go, ale Severus nie był zaskoczony treścią tego oświadczenia.
Kelnerka przyniosła zamówione dania — dwie porcje pieczonego na ruszcie pstrąga podanego z zasmażanym ryżem.
Snape wbił widelec w rybę i obrócił nim, rozumiejąc, że wybór dania był pomyłką. Ilość wyjątkowo długich, ostrych jak igły ości z pewnością uczyni posiłek całkowicie męczącym. Harry zachichotał, widząc wyraz jego twarzy, po czym skierował różdżkę na jego talerz i zaklęciem usunął nadmiar ości.
— Dziękuję — powiedział Severus miękko.
— Nie ma za co — odparł Harry z roztargnieniem.
Snape przyglądał się Potterowi z zaskoczeniem, gdy zaczęli jeść.
— Severusie — odezwał się Harry z niespodziewaną łagodnością. — Jeśli chcesz... pozwolę ci na jakieś nieszkodliwe przyjemności, kiedy nie ma mnie w domu.
— Byłoby cudownie — odparł Snape, nie próbując nawet ukryć sarkazmu. — Hobby? Może dzierganie? Mógłbym rywalizować z Molly Weasley, kto wyprodukuje najohydniejszy sweter.
— Dobrze, nie przesadzajmy — zaśmiał się Harry. — Nie będę marnował pieniędzy na włóczkę. Ale nie mam nic przeciwko, abyś zabrał ze swojego domu trochę książek i innych rzeczy.
— Nie mam żadnych rzeczy ani książek — odparł Severus twardo. — Wszystko, co posiadałem, przepadło.
— Nic nie przepadło — powiedział Harry z dziwnym, tłumionym smutkiem. — Hermiona i Ron uratowali twój dobytek. Wszystko nadal jest w domu na Spinner’s End. Książki, dokumenty, ubrania, nawet jakieś śmieszne, stare zabawki.
Słysząc to, Severus prawie zapomniał o oddychaniu.
— Naprawdę? — spytał ledwie słyszalnym głosem.
— Tak, naprawdę — potwierdził Harry. — W ciągu kilku dni poproszę Rona, aby cię tam zabrał i pomógł przynieść kilka rzeczy. Ustalę jakieś ograniczenia, co do tego, co możesz zabrać, ale... przynajmniej nie będziesz musiał przez następne czterdzieści lat w kółko czytać tego samego tekstu o zielarstwie.
Severus oparł się nagłemu śmiesznemu pragnieniu podziękowania swojemu dręczycielowi.
— I modlić się. Dlaczego chcesz zrobić dla mnie coś tak miłego?
Harry spojrzał na niego z szerokim uśmiechem.
— Wydajesz się bardziej wytrącony z równowagi dobrocią, niż Cruciatusem. — Severus parsknął, udając obojętność. Nie chciał tego przyznać, ale Potter miał rację. Dobroć zawsze go denerwowała, lecz dobroć pochodząca od jego oprawcy nie była jedynie niepokojąca. Była straszna. Harry obserwował go uważnie. Słaby cień żalu przemknął mu po twarzy, która po chwili ponownie stała się nieczytelna. — Nie martw się — powiedział Potter bardzo łagodnie. — Właśnie, dobroć. To za mało. Sama dobroć nigdy nie wystarcza.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz