Otwarte drzwi

500 36 1
                                    


Severus znalazł miejsce bez trudu. Zaklęcia tropiące, jakie umieścił na bazyliszkach, były niewykrywalne dla Percyego i jego ludzi.
Cel poszukiwań okazał się niczym więcej niż pojedynczym jednopiętrowym budynkiem umieszczonym w centralnej części ogromnego, ogrodzonego terenu. Do bramy wejściowej prowadziło tylko jedno, również otoczone płotem przejście, a po trawniku spacerowały bazyliszki, wyraźnie niezadowolone z nowego otoczenia, wydając z siebie ostre, pełne przygnębienia okrzyki.
Schowany pod peleryną-niewidką Severus przeanalizował bariery zabezpieczające. Próba majstrowania przy nich z pewnością wywołałaby alarm, więc najbardziej logicznym rozwiązaniem było czekać, aż ktoś przechodzący przez bramę je podniesie i wślizgnąć się tuż za nim.
Czekał więc niecierpliwie, śledząc upływ czasu, aż w końcu mała grupka ludzi, prawdopodobnie aurorów Percyego, aportowała się blisko wejścia.
Brama otwarła się, a słaby trzask poinformował Severusa, że zabezpieczenia zostały zdjęte.
W absolutnej ciszy skierował się za aurorami, upewniając się, że w czasie drogi do budynku dobrze maskuje swoje ślady.
Przyjrzał się przez ogrodzenie pustemu terenowi i zauważył, że bazyliszki ruszyły w ich kierunku. Oczywiście stworzenia wyczuły jego obecność.
Widząc to, aurorzy zatrzymali się nagle.
— Co jest, do diabła? — rzucił jeden z nich ponuro. — Wyglądają, jakby chciały nas zaatakować.
— Nie martw się — odparł inny auror. — Tutaj nie mogą się przedostać.
— Nie podoba mi się sposób, w jaki się na nas gapią.
— Wziąłeś szczepionkę, prawda?
— Tak, ale i tak mi się nie podoba.
W całkowitej ciszy Severus rzucił zaklęcie Legilimens i dostał się do pierwotnego umysłu najbliżej stojącego zwierzęcia.
Poczuł wściekłość bazyliszka, która jednak, ku zaskoczeniu Severusa, ustąpiła, gdy tylko stworzenie go rozpoznało. Chwilę później wycofało się, nie wydając przy tym żadnego dźwięku.
— Przeklęte zwierzęta — odezwał się pierwszy z aurorów. — Percy chyba stracił rozum, że je tu sprowadził.
Przypominając sobie, jak do tego doszło, Severus skrzywił lekko usta.
— Przynajmniej nikt normalny tutaj nie wejdzie, skoro one pilnują tego miejsca.
— To prawda.
Dojście do budynku zajęło im dobre dziesięć minut. Gdy już do niego dotarli, Severus spędził godzinę słuchając rozmów i analizując swoje położenie. Bariery zabezpieczające zostały ponownie założone, odcinając mu drogę powrotu.
Ciągle pod peleryną-niewidką, zbadał układ budynku, w końcu namierzając pokój, w którym trzymano dzieci. Co dziwne, samo pomieszczenie nie było dodatkowo chronione, przez co pozbył się problemu konieczności rzucenia na aurorów Imperiusa.
Otworzył cicho drzwi i wślizgnął się do środka.
Obaj chłopcy mocno spali. Al pociągał lekko nosem przez sen, a Hugo obejmował go opiekuńczo ramionami. Nie zdejmując peleryny, Severus sprawdził, czy w pokoju nie ma podsłuchu i podszedł do dzieci. Potrząsnął lekko Hugona za ramię.
Chłopiec uniósł powieki i czując go, klęczącego przy łóżku, szeroko otworzył oczy. Severus szybko przycisnął mu palec do ust, nakazując być cicho. Hugo ze zrozumieniem skinął głową, puścił Ala i podniósł się ostrożnie.
Severus bezgłośnie rzucił na Ala delikatne zaklęcie, dzięki czemu dziecko pogrążyło się w głębszym śnie, a potem otoczył ich barierą wyciszającą.
— Teraz możemy mówić — powiedział spokojnie.
Hugo, z błyszczącymi z ulgi i podekscytowania oczami, podbiegł do niego i przytulił się.
— Zabierzesz nas do domu, prawda? — zapytał.
— Tak — odparł Severus. — Jak się czujesz? Jesteś ranny?
— Nie, wszystko w porządku. A co ze Stworkiem i ciocią Ginny? I mamą i tatą?
Severus zdecydował, że teraz nie czas na wspominanie o śmierci Ginny i skrzata. Przez następne pół godziny Hugo musiał być skoncentrowany, a nie emocjonalnie rozbity.
— Wszyscy was szukają — powiedział, unikając konkretnej odpowiedzi. — Martwią się o ciebie, a twoi rodzice strasznie za tobą tęsknią. Opowiesz mi, co się wydarzyło w domu cioci Ginny?
— Tak — zgodził się Hugo. — Było już późno, ale ciocia rozmawiała przez kominek z wujkiem Percym. Nic nie słyszałem, bo rzuciła zaklęcie wyciszające. Godzinę później wujek przyszedł, ale kiedy ciocia otwarła drzwi, do domu wbiegli obcy ludzie. Ktoś mnie zobaczył i powiedział „Gdzie jest drugie dziecko, znajdźcie drugie dziecko i wtedy zrozumiałem, że oni chcą skrzywdzić Ala, więc wyciągnąłem moją różdżkę i zacząłem ich przeklinać — wyjaśnił Hugo rzeczowo. — Ciocia Ginny krzyknęła na wuja Percyego i nazwała go draniem i razem ze Stworkiem także zaczęła walczyć, ale ich było za dużo.
Mimo że Hugo tylko potwierdził to, czego sam się domyślił, Severus znów poczuł rozpacz, słysząc relację z ust dziecka. Opanowała go wściekłość, jednak utrzymał emocje na wodzy.
— Co się stało później? — zapytał łagodnie.
— Wuj Percy wrzeszczał, że Rada zdecydowała, że tak będzie lepiej, ale ciocia nie słuchała, tylko ciągle walczyła. I wtedy Stworek upadł na podłogę, a ja próbowałem uciec, ale ktoś mnie złapał. Chcieli mi wymazać pamięć, jednak czarownica, która miała to zrobić, powiedziała, że jestem za mały. A potem usłyszałem, jak mówią, żeby mnie także zabrać. Znaleźli Ala, który schował się w sypialni na piętrze i przyprowadzili nas tutaj. — Hugo mówił spokojnie, choć jego głos lekko drżał.
— Walczyłeś w obronie swojego kuzyna — powiedział Severus delikatnie. — To bardzo dzielne z twojej strony.
— Ale nie wygrałem. — Chłopiec wydawał się naprawdę zmartwiony, że nie poradził sobie z brygadą aurorów.
— Teraz wygramy — oświadczył Severus stanowczo. — Zrobisz coś jeszcze, Hugo? Mogę was wysłać do domu, jednak żeby to zakończyć, będę potrzebował pomocy.
Chłopczyk kiwnął głową.
— Co muszę zrobić?
— Opuścimy ten budynek razem. Mam jedną pelerynę-niewidkę dla ciebie i Ala, a drugą dla siebie. Będziesz trzymał mnie za rękę, żebyś wiedział, gdzie iść.
Hugo ponownie kiwnął głową, w mig rozumiejąc plany Severusa.
— Nie chcesz, żeby Al wiedział, że tu jesteś. On nie bardzo cię lubi — powiedział z żalem.
— To prawda — potwierdził Severus spokojnie. — Obawiam się, że nakłonienie go do zaufania mi potrwałoby zbyt długo, a teraz nie mamy czasu. Tobie ufa, prawda?
— Tak — odparł Hugo z dumą. — Wie, że się o niego biłem. I wie, że go nie skrzywdzę.
— To świetnie — powiedział Severus, oddychając z ulgą. — Opuścimy ten budynek i wyjdziemy na łąkę. Cały obszar ma założone bariery, więc nie można się aportować ani użyć świstoklika.
Na twarzy Hugona pojawił się niepokój.
— To jak uciekniemy?
— Moja różdżka ma wielką moc. Zlikwiduję bariery — wyjaśnił Severus. — Kiedy to zrobię, świstoklik zabierze ciebie i Ala w bezpieczne miejsce.
Chłopiec natychmiast zmarszczył brwi.
— Czytałem o tym w książkach o wojnie — oznajmił. — To bardzo zły pomysł. Nie przeniesiesz się z nami, bo będziesz musiał trzymać podniesione bariery. A wtedy ich energia zwrotna cię zabije.
Severus niemal zaklął szeptem. Zapomniał, jak przedwcześnie rozwinięte było to ośmioletnie dziecko.
— W większości przypadków to prawda — powiedział tak uspokajająco, jak tylko potrafił. — Ale ja jestem jednym z najsilniejszych żyjących czarodziejów i mam najpotężniejszą różdżkę na świecie. Energia barier mnie nie zabije.
Hugo patrzył na niego bez przekonania.
— Naprawdę? — zapytał.
— Tak, Hugo, naprawdę. Czarna Różdżka nie pozwoli, aby stało mi się coś złego. Ona chroni swojego pana.
— Och — szepnął Hugo. — Ale i tak nie dasz rady z nami uciec. — Wyglądał na prawdziwie zdenerwowanego tą perspektywą.
— Nie od razu — zgodził się Severus. — Ale nic mi się nie stanie. Gdy tylko wrócisz bezpiecznie do rodziców, będziesz musiał złożyć zeznania przed Wizengamotem i opowiedzieć wszystkim, co się stało. Potem i ja będę mógł wrócić do domu.
Chłopiec nadal wydawał się nieprzekonany.
— Co się tutaj z tobą stanie? — drążył. — Jeśli zostaniesz, oni cię skrzywdzą za to, że nam pomogłeś.
— Absolutnie nie — odparł Severus stanowczo. — Przecież jestem bardzo sławnym wojennym bohaterem.
— Ale i tak będziesz miał kłopoty — zaprotestował Hugo. — Wcale mi się to nie podoba.
— Poradzę sobie — zapewnił go Severus z pełnym zadowolenia uśmieszkiem. — Przez wiele lat byłem szpiegiem i jestem w tym bardzo dobry.
Hugo przez chwilę przyglądał się jego twarzy z wyraźnym zainteresowaniem.
— A co później? — spytał cicho.
— To znaczy?
— Po tym, jak ostatnim razem uratowałeś mnie i mamę za pomocą świstoklika, ukrywałeś się przed nami — przypomniał mu Hugo. — Jeśli teraz ci pomogę i wszystko potoczy się tak, jak mówisz, zrobisz to znowu? Ukryjesz się w swoim domu i w czasie Bożego Narodzenia będziesz udawał, że cię nie ma, dopóki nie odejdziemy?
Severus spojrzał na chłopca zaskoczony, że tak bardzo niepokoiło go to wspomnienie.
— Nigdy więcej tak nie zrobię — zapewnił cicho i jeszcze raz objął go mocno. — Jeśli mi teraz pomożesz, nie będę się ukrywał przed tobą i twoją mamą. Obiecuję.
— Zgoda — szepnął Hugo.
— Jest jeszcze coś — powiedział Severus, wyciągając z kieszeni dwie małe fiolki. — Na zewnątrz są stworzenia, które nazywają się bazyliszki. Potrafią paraliżować ludzi wzrokiem. To jest szczepionka. Musisz ją wypić.
Hugo zadrżał z niepokoju.
— Musimy wychodzić? — zapytał żałośnie. — Nie możesz podnieść barier stąd?
— Mógłbym — odparł Severus. — Ale wiązałoby się to z większym ryzykiem. Osiągnięcie pożądanego efektu może zająć kilka minut, a na zewnątrz porywacze nie dotrą do nas tak szybko. — Hugo na zgodę skinął smutno głową. — Nie bój się. Bazyliszki nas nie skrzywdzą. Harry i ja przez rok mieszkaliśmy z nimi na jednej wyspie.
— Wcale się nie boję! — zaprzeczył Hugo gwałtownie, chwytając za fiolkę ze szczepionką. — Al też musi ją zażyć, prawda?
— Tak, inaczej musiałby trzymać oczy cały czas zamknięte — odparł Severus poważnie. — Myślę, że najlepiej będzie, jeśli wypije eliksir.
— Żaden problem — zapewnił Hugo. — On zrobi wszystko, co mu każę. Lubi mnie.
— To świetnie — powiedział Severus bardzo łagodnie. — Hugo, musisz zrozumieć, że nie mamy czasu do stracenia. Podniesienie barier może okazać się bardzo trudne i gdy tylko to zrobię, ci ludzie się o tym dowiedzą. W chwili, gdy tylko puszczę twoją rękę, musisz obrócić świstoklik i zniknąć. Nie wahaj się, nie rozglądaj wokół i nie patrz na mnie. Skup się tylko na Alu, własnych dłoniach i świstokliku. Czy to jasne?
— Tak — potwierdził Hugo. Wyglądał na wstrząśniętego, ale radził sobie całkiem nieźle.
— Dobrze — powiedział Severus. — W takim razie zaczynajmy.
Nałożył na siebie płaszcz z demimozów i wręczył chłopcu pelerynę Harryego. W milczeniu przyglądał się, jak Hugo budzi Ala i szepcze do niego, na co młodsze dziecko kiwa zgodnie głową. Kilka minut później obaj chłopcy wypili szczepionkę i ukryli się pod peleryną-niewidką. Zaraz potem niewidzialna dłoń Hugona dotknęła jego własnej i ich palce splotły się ze sobą.
Z budynku wyszli bez problemów.
Gdy znaleźli się na otwartym terenie, uderzył w nich zimny wiatr. Severus poczuł, jak przez Hugona przebiega dreszcz. Ścisnął jego rękę mocno i uspokajająco.
Zaalarmowane ich obecnością bazyliszki zaczęły się zbliżać. Severus szybko nawiązał z nimi kontakt przez Legilimens i poprosił, aby trzymały się z daleka. Zwierzęta posłuchały, tworząc wokół nich luźny krąg. Snape z trudem zdusił jęk zawodu. Jeśli ktoś spojrzałby na zewnątrz i zobaczył, jak ustawiły się bazyliszki, z pewnością zacząłby się zastanawiać, wokół kogo lub czego, niewidzialnego dla ludzkiego oka, się zebrały.
Wyglądało jednak na to, że szczęście im sprzyjało, bo o ile Severus mógł stwierdzić, nikt niczego nie zauważył.
Wyjął różdżkę i skupił strumień magii na barierach ochronnych. Kosztowało go to sporo sił, poczuł wręcz, jak moc zabezpieczeń napiera na niego z szokującą energią. Podwoił wysiłki i wreszcie bariery opadły.
Skoncentrował się na nich i wypuścił dłoń Hugona.
Przez sekundę bał się, że wszystko zajęło mu zbyt dużo czasu. Usłyszał krzyki zaalarmowanych aurorów. Widział, jak biegną w ich kierunku z różdżkami gotowymi do walki, ale resztkę sił skupił na barierach, nie zważając nawet na to, że ich energia zwrotna zaatakowała go przez różdżkę.
Ledwie widoczny błysk poinformował go, że Hugo i Al odeszli. I właśnie wtedy uderzyła w niego ostateczna reakcja barier. Severus upadł na plecy, wypuszczając różdżkę z ręki. Oszołomiony faktem, że nadal żyje i ciągle jest przytomny, przekręcił się na bok i na ślepo przeszukał ziemię wokół siebie.
Uświadomił sobie, że w jego stronę lecą zaklęcia i klątwy i dokładnie w tej samej chwili zobaczył bazyliszka rzucającego się między niego a napastników w próbie osłonięcia go od zagrożenia.
Ogromne skrzydła stworzenia były ostatnią rzeczą, jaką zauważył kątem oka, kiedy efekty całej akcji wreszcie go dopadły i pozbawiły przytomności.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz