Oczekiwania

888 69 1
                                    

Po powrocie do Świętego Munga Severus rozpoczął pracę nad szczepionką i robił wszystko co mógł, aby przegnać z umysłu wspomnienia z wizyty u Harryego. A wizyta ta nie przeszła bez śladu.
W nocy pustka nadal pozostawała na swoim miejscu, bolesna i niosąca samotność, ale przestała rosnąć i już z tego powodu Severus był szczęśliwy.
W ciągu dnia, gdy tylko sobie przypominał o swojej wyprawie, przez moment opanowywało go ekstatyczne wrażenie szalonego wręcz optymizmu, które zaraz potem ustępowało ogromnemu zakłopotaniu. Przeważnie jednak czuł się zawstydzony. Z jakichś przyczyn w zamian za chwilę radości zgubił cały zdrowy rozsądek i zahamowania i był gotów poniżyć się, byle tylko otrzymać dowód sympatii od swojego byłego ucznia. Z drwiną porównywał się do zabłąkanego szczeniaka, który niespodziewanie znalazł przyjazny dom.
Mógł sobie tylko wyobrazić, jakie były kolejne reakcje Pottera. Żal? Rozbawienie? Zdesperowana nadzieja, że Severus nie wymyśli już niczego równie śmiesznego? Wypowiedziane przez Harryego czułe słowa nadal co jakiś czas nawiedzały jego umysł, ale Snape nie widział żadnego innego wyjścia, niż odprawić je jako manifestację samotności, winy i źle ukierunkowanych pragnień naprawienia swoich błędów.
Pewnej nocy śnił o dłoni Harryego na swojej głowie i jego głosie, który zupełnie bez gniewu czy lekceważenia zapewniał, że ma piękne włosy. Obudził się z tak bardzo zaciśniętym gardłem, że niemal nie potrafił oddychać. Wstał, zaklął cicho, poszedł do łazienki i przyjrzał się w lustrze swojej twarzy. Miał czterdzieści siedem lat, ale nawet gdyby to było pięćdziesiąt pięć, i tak wyglądałby zbyt staro jak na swój wiek.
Nie zlikwidował zaklęć maskujących, nie potrzebował tego. Dobrze wiedział, co się pod nimi znajdowało, a wątpił, że Harry chciałby żyć ze stałą pamiątką tego, co jego własne ręce i mózg uczyniły, służąc jako narzędzie złej woli Toma Riddlea. A właściwie, z jakiej racji, do diabła, myślał o Potterze jak o potencjalnym kochanku? Tak, Harry powiedział, że go kocha. Prawdopodobnie w taki sam sposób kochał Stworka albo swoją sowę, z pewnością nie...
Wspomnienia jego udręki i tortur w Dolinie Godryka obudziły się na nowo, żywe i czyste, ale zamiast gniewu, wściekłości czy nawet urazy, opanowała go jedynie okropnie przenikliwa samotność kogoś, kto został zbyt wiele razy odrzucony i potraktowany jak coś niepotrzebnego. Kogoś, kto nie byłby w stanie przeżyć kolejnego odrzucenia i nie stracić przy tym zdrowych zmysłów.
Wrócił do Świętego Munga i pogrążył się w pracy, jak miał w zwyczaju od dekad.
W końcu, gdy komponowanie receptury zbliżało się ku końcowi i niedługo miał rozpocząć próby kliniczne, Severus wysłał Harryemu krótką notatkę, informując go o postępach.
Następnego dnia Potter pojawił się w jego laboratorium, sugerując, aby odwiedzili wyspę i obejrzeli teren, który przygotował dla bazyliszków.
— Receptura nie jest kompletna — powiedział mu Snape. — Próby kliniczne potrwają zapewne kolejne dwa tygodnie i kto wie, jakie dadzą wyniki.
— Wiem, że pójdą znakomicie — odparł Harry z absolutnym zaufaniem. — Powinieneś zobaczyć przyszłe wylęgarnie i powiedzieć mi, czy to, co zaplanowałem, wystarczy. Jeśli nie, będę miał czas, aby wprowadzić odpowiednie zmiany.
— W porządku — zgodził się Severus. — Równie dobrze możemy pójść od razu.
Kilka chwil później sieć Fiuu przeniosła ich do chaty Pottera. Harry jako pierwszy ruszył w stronę drzwi i zaraz potem znaleźli się na zewnątrz. Wokół panowała niewiarygodna ciemność, a niebo było czarne jak smoła od zasnuwających je chmur, bez śladu światła gwiazd czy księżycowej poświaty.
— Będziemy musieli się tam aportować — powiedział Harry. — Chyba że masz ochotę na dwudniową wędrówkę połączoną z górską wspinaczką.
Severus odburknął coś złośliwego i już moment późnej stali na wielkiej łące. Ciemność była nieprzenikniona, nie widzieli dalej niż na kilkadziesiąt centymetrów przed siebie.
— Hmm — mruknął Harry. — Po zastanowieniu uważam, że powinienem przyprowadzić cię tu w ciągu dnia.
Snape parsknął kpiąco.
— Na litość boską, Potter, jesteś czarodziejem czy nie?
— Och, racja — odparł Harry ze śmiechem w głosie i machnął różdżką, wyczarowując dużą świecącą kulę, która uniosła się nad ich głowy i oświetliła łąkę oraz otaczającą ich scenerię.
Severus skinął głową z aprobatą i rozejrzał się badawczo po całym terenie. Łąka była długa i stosunkowo wąska, z trzech stron ograniczona wodą. Od reszty wyspy oddzielał ją zagajnik, za którym piętrzyły się wysokie góry.
— Półwysep — rzucił cicho, pogrążony w myślach.
— Cóż, w sumie nie jest wystarczająco duży, aby go tak nazwać — powiedział Harry przepraszająco, jak gdyby skruszony geograficzną konfiguracją wyspy. — To raczej mały cypel, ale sądzę, że będzie odpowiedni. Bazyliszki nie potrafią pływać, więc naturalna bariera wodna powinna wystarczyć, a nie sądzę, aby chciały lecieć całą drogę do Australii. — Spojrzał na górski grzbiet, wynurzający się za lasem. — Góry z pewnością mogłyby przelecieć lub ominąć bokiem, ale nie widzę powodu, dla którego miałyby robić to regularnie. A hipogryfy naprawdę nie interesują się tą częścią wyspy, nie ma tu dla nich niczego ciekawego.
Severus kiwnął w zamyśleniu głową.
— Wylęgarnia — mruknął. — Tym właśnie ma być zagajnik?
— Wydaje mi się, że to dobre miejsce. Jest tam wystarczająco dużo liści do budowy gniazd. I żadnych drapieżników, które mogłyby wykradać jaja. I co o tym sądzisz?
— Wydaje mi się, że twój obłąkany pomysł właściwie mógłby się udać — przyznał Severus. — Świetnie. Teraz powinienem wracać do Świętego Munga.
Harry spojrzał na niego. Jego młoda twarz błyszczała w świetle unoszącej się nad nimi kuli.
— Zostaniesz na obiad? — zaoferował.
— Nie jestem głodny.
— Drinka?
— Nie piję — powiedział Severus spokojnie, nie dodając jednak, że jego upodobanie do alkoholu zostało na zawsze zniszczone wydarzeniami, jakie miały miejsce w Dolinie Godryka.
Harry w zamyśleniu skinął głową.
— Istnieje cokolwiek, co mógłbym zrobić lub powiedzieć, a co sprawiłoby, że zostaniesz choć na chwilę?
Severus uraczył go lekkim uniesieniem brwi.
— Po co mam zostać?
— Chcę z tobą porozmawiać — odparł Harry z prostotą.
— Więc porozmawiajmy. Nie musimy wymyślać sztucznych powodów, aby to zrobić.
Harry przytaknął i ruszył przez łąkę. Znalazł dużą kłodę, tuż nad brzegiem morza i usiadł na niej, opierając łokcie na kolanach, a stopami kopiąc w piasku. Severus poszedł za nim i zajął miejsce tuż obok.
— O co chodzi? — spytał.
— Chcę cię prosić, abyś mi wybaczył — powiedział Harry ze spokojną determinacją, unosząc głowę i patrząc Severusowi w oczy. — Jeżeli możesz, wybacz mi to... co ci zrobiłem.
— Myślałem, że już o tym dyskutowaliśmy. To nie była twoja wina — odparł Snape z zażenowaniem. — Jak w ogóle możesz się za to winić?
— Popełniłem błąd — powiedział Harry z uporem. — Wiele błędów. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co w nas żyje. Zaraz po wojnie powinienem się zorientować, że dzieje się coś złego. Przez kilka pierwszych tygodni właściwie byłem sobą. Powinienem zrozumieć, że te fragmenty nie zostały zniszczone. Powinienem coś z tym zrobić. — Uśmiechnął się gorzko, ale zaraz kontynuował: — A co najistotniejsze, od początku nie powinienem wierzyć w bezsensowny plan Dumbledorea. Nie powinienem liczyć, że Voldemort mnie zabije. Powinienem sam o to zadbać, jakimś mugolskim, niezawodnym sposobem, gdy tylko się dowiedziałem. Powinienem zabrać ten fragment ze sobą do grobu. Teraz o tym wiem. — Ramiona Harryego zatrzęsły się nieznacznie, kiedy dodał znużonym głosem: — Gdybym tylko dał radę zrobić to jeszcze raz, gdybym mógł cofnąć się do odpowiedniej chwili i umrzeć, naprawdę umrzeć, zanim sprawiłem tyle szkód i bólu, zrobiłbym to. Ale to niemożliwe. Wszystko, co mogę, to prosić cię o wybaczenie.
Severus patrzył na niego niedowierzająco.
— Winisz się za to, że nie zabiłeś się w wieku siedemnastu lat? Jeśli to coś warte, bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłeś.
— Nawet mimo tego, co się potem stało? — szepnął Harry.
— Tak — mruknął Severus. Harry potrząsnął głową z rezygnacją. Snape westchnął i położył mu rękę na ramieniu. Poczuł drżenie ciała młodego mężczyzny, a potem strach, gdy Potter docisnął do jego palców usta. — Proszę, przestań — warknął, cofając dłoń. Prośba zabrzmiała dużo bardziej szorstko, niż miał w zamiarze. Harry odsunął się od niego natychmiast.
— Przepraszam — szepnął całkowicie zażenowanym głosem.
— Nie ma potrzeby przepraszać — powiedział Severus ciągle lekko rozdrażnionym tonem. — Nic się nie stało. Po prostu więcej tego nie rób.
Harry przytaknął w zamyśleniu i spojrzał na niego.
— Masz coś przeciwko mówieniu mi, co ci przeszkadza a co nie? Tamta noc...
— ...była miła, ale nie oczekuję powtórki — skończył Snape spokojnie. — Nie mam najmniejszej ochoty, aby ktoś znowu się mną zabawiał, nie w tym momencie mojego życia.
Harry wpatrywał się w niego ze zdziwieniem.
— Myślisz, że się tobą bawię?
— Cóż, jestem pewien, że nie celowo, ale rezultat końcowy będzie prawie taki sam. Rozumiem, że czujesz do mnie trochę sympatii i przywiązania. To nic dziwnego, biorąc pod uwagę traumatyczne doświadczenia, jakie dzieliliśmy. Jednakże nie możesz oczekiwać, żebym ja, będąc przy zdrowych zmysłach, uwierzył, że naprawdę chcesz mnie na poważnie.
— Dlaczego nie? — zapytał Harry.
— Bo nie! — Severus niemal krzyknął z frustracją. — Cóż innego miałbym myśleć? Jestem starym, odrażającym, niestabilnym, irytującym mężczyzną, który przez lata uprzykrzał ci życie, a nawet jeśli pominiesz to wszystko, ciągle pozostaję mordercą twoich rodziców. I w końcu, co najważniejsze, jestem kimś, kogo zdrada sprawiła, że stałeś się nosicielem fragmentu duszy Czarnego Pana!
Potter patrzył na niego z dziwnie spokojnym wyrazem twarzy.
— Nic z tego nie jest prawdą — powiedział łagodnie, ale pewnie. — I naprawdę cię chcę. Tak bardzo, że na samą myśl prawie kręci mi się w głowie.
— To niemożliwe — odparł Severus stanowczo. — Dlaczego miałbym cię aż tak przyciągać?
— A cóż w tym takiego niemożliwego? — spytał Harry delikatnie. — Poznałem to, co w tobie najlepsze, najodważniejszą i najszlachetniejszą twoją część, podczas gdy ty poznałeś moją najgorszą. Oddałeś wszystko, co mogłeś, i jeszcze więcej, nie oczekując niczego w zamian. Niemożliwe jest właśnie nie kochać cię i nie pragnąć.
Severus potrząsnął lekceważąco głową.
— Powiedz mi, Harry, co się stanie za kilka lat, kiedy twoje dziwaczne oczarowanie moją osobą przeminie i zdecydujesz, że odbyłeś już wystarczającą pokutę przez obdarzanie uwagą i sympatią wstrętną, nieatrakcyjną ludzką istotę? Co wtedy? Dlaczego akurat teraz miałbym się na coś takiego zgodzić? Nie chcę być niegrzeczny, ale co ja z tego będę miał?
— Obawiasz się, że cię odrzucę? — spytał Potter z niedowierzaniem.
— Obawiam? Nie, ale na pewno to przewiduję — odparł Severus cicho. Zacisnął palce w pięść i przyłożył ją do piersi, w miejscu, gdzie jego serce waliło tak wściekle, jak gdyby chciało przebić się przez żebra. — Zbyt dobrze znam sam siebie. Mogę kochać cię bardzo, ale będę się też na ciebie gniewał. Będę cię obrażał. Będę cię winił. Odpychał, dzień po dniu, aż w końcu staniesz się tym zmęczony i uznasz, że masz dosyć.
Harry wpatrywał się w niego zdumiony, a smutny uśmiech lekko wykrzywiał jego wargi.
— Nigdy. Nie będę cię oszukiwał i twierdził, że sam jestem osobą, z którą żyje się łatwo, ale, o ile wiem, jestem też człowiekiem stałym w swoich postanowieniach. Nie martw się, nigdy nie mógłbym cię odtrącić. — Potter zagryzł dolną wargę i spojrzał na Severusa wyzywająco. Przez chwilę wydawało się, że wybuchnie kłótnia, jednak po kilku sekundach Harry kiwnął głową na zgodę. — Wiem, że nie masz żadnego powodu, aby mi ufać — powiedział spokojnie. — W twoim życiu bawiono się tobą i manipulowano już wystarczająco wiele razy. Powiedz mi tylko jedno. Czy teraz... czy chcesz...
Przez moment Severus patrzył na niego niezdolny nic powiedzieć, jego umysł niemal przestał funkcjonować, chłonąc słowa Harryego. Jednak po chwili, nagle i zupełnie niespodziewanie, przynajmniej dla niego samego, Severus poddał się przemożnemu impulsowi i pochylił się, aby go pocałować. Nawet mimo deklaracji, że Harry go chce i darzy sympatią, ciągle oczekiwał, że cofnie się lub zareaguje niesmakiem — jednak nic podobnego się nie wydarzyło. Miękkie, wąskie usta rozchyliły się natychmiast, witając jego język, przyjmując go ciepłą pieszczotą i ssąc delikatnie. Przez długi czas nie robili nic poza całowaniem. Ich języki krążyły wokół siebie, rozłączając się na krótko, tylko po to, by sekundę później znowu się odnaleźć. Dłonie Harryego oplotły szyję Severusa i spoczęły na karku, muskając palcami włosy.
Kiedy Severus wreszcie się odsunął, zielone oczy patrzyły na niego pogodnie. Skrzywił wargi w ironicznym uśmieszku, desperacko próbując ukryć zakłopotanie.
— Czy to wystarczająca odpowiedź na twoje pytanie, Potter? — spytał swobodnie, robiąc wszystko, co w jego mocy, aby zabrzmieć na rozbawionego.
Harry skinął głową.
— Być może moglibyśmy porozmawiać w ten sposób trochę dłużej? — zasugerował. — W najbliższej przyszłości.
— Co powiesz na teraz? — zaproponował Severus. Jego rozsądek najwyraźniej całkowicie go opuścił, ale ten jeden raz nie zamierzał się tym przejmować. Może nie był przy zdrowych zmysłach, a może trzy i pół roku pustki, spotęgowanej gorączkowymi marzeniami o uczuciu, wreszcie zebrały swoje żniwo, odbierając mu rozum, ale właśnie teraz nic go to nie obchodziło.
Był pewien, bardziej niż kiedykolwiek, że cokolwiek nastąpi, nie będzie trwałe, jednak na razie pocałunek był tego wart.
Harry patrzył na niego ze śmiesznie szerokim uśmiechem na ustach i tylko niewielkim niepokojem w wyrazie twarzy.
— Teraz? Oczywiście! Ale... twoja praca.
Severus po raz kolejny uśmiechnął się ironicznie.
— Do diabła z nią.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz