Świetlisty punkt przecięcia

910 64 3
                                    

Zbudził się z powodu jasnego światła przenikającego mu przez powieki. Ból i poczucie winy, które trzymały go w śmiertelnym uścisku jeszcze moment temu, odeszły.
Opuściły go całkowicie.
Ciągle wszystko pamiętał, ale ani jedno z okropnych przeżyć w przeszłości nie miało teraz znaczenia. Nie było żadnego lęku czy wstydu. Żadnego żalu. Czuł się jak wykąpany w świetle i cieple.
Policzkiem dotykał nieregularnej powierzchni. Przesunął się nieznacznie, naciskając dłońmi na kamienie i tropiąc koniuszkami palców szczeliny między nimi.
Wszystko wydawało się takie... realne.
Niewiele chwil w jego życiu było tak prawdziwe, tak bardzo przesiąknięte blaskiem i radością. Odetchnął głęboko. Mógłby przysiąc, że czuje na sobie słoneczne promienie.
Gdzie był?
Ktoś dotknął jego ramienia.
— Profesorze?! Obudź się! Obudź się! — Otworzył oczy i tuż przed sobą zobaczył twarz Harry’ego Pottera. — Zrobiłeś to! Zrobiłeś to! — krzyczał Harry ze zdumiewającą wylewnością. — Jestem wolny!
Severus spojrzał na niego ironicznie.
— Tak. Jesteś też całkowicie martwy — przypomniał mu.
Potter roześmiał się cichym, ale pełnym radości głosem.
— Nic mnie to nie obchodzi. Syriusz miał rację, to łatwiejsze niż zasypianie.
— Wiedział, o czym mówi — wymamrotał Severus wstając. — W ostatniej klasie przespał większość lekcji eliksirów.
Harry zakrył usta dłonią i zachichotał głośno.
— Jesteś zabawny.
— Jestem martwy — odparł Snape poważnym tonem, ale kąciki jego ust mimowolnie uniosły się w górę.
Harry przyjrzał mu się uważnie.
— Tak sądzisz? — spytał z powagą. — Że tak wygląda śmierć?
— Bynajmniej. — Severus potrząsnął głową. — To jest takie...
— ...prawdziwe — dokończył za niego Harry pełnym strachu szeptem.
Snape przytaknął i rozejrzał się po otoczeniu. Byli na stacji King’s Cross, ale nie takiej, na jakiej szukali odpowiedzi jeszcze dwa miesiące temu. Wszystko wyglądało inaczej. Było bardziej realne, bardziej niezwykłe niż cokolwiek, co mógł sobie wyobrazić. Ławki, peron, filary, ściany, nawet tory wyróżniały się ostrością, każdy szczegół wyglądał niespodziewanie wyraziście i autentycznie. Tak bardzo, iż wszystko to w prawdziwym życiu zdawało się być jedynie słabym cieniem tego, co teraz mieli przed oczami.
A nawet więcej — on i Potter rozmawiali ze sobą nie jak wrogowie, a jak starzy przyjaciele. Harry nie odnosił się do niego z pogardą. Jak to możliwe? Czyż jeszcze kilka minut temu nie walczyli na śmierć i życie? Czy nie rzucił na niego klątwy uśmiercającej?
— Jest taka stara mugolska książka, której autora w tej chwili sobie nie przypominam — odezwał się za nimi czyjś głos. — Człowiek ten przypuszcza, że przejście do innego świata zmienia nasz punkt widzenia. Uważa on, że dwaj żołnierze, zadający sobie śmiertelne rany w czasie bitwy, w życiu pozagrobowym mogą kochać się jak bracia.
Zarówno Harry, jak i Severus odwrócili się i stanęli twarzą w twarz z Albusem Dumbledore’em.
— Albusie — odezwał się Snape. — Gdzie jesteśmy?
— To punkt przecięcia — odpowiedział Dumbledore. — Miejsce, gdzie spotykają się życie i śmierć. Witajcie.
— Nie jesteś za zasłoną — wymamrotał Severus. — Nic dziwnego, że twój portret nie posiadał żadnych wspomnień i nie mogliśmy wezwać cię za pomocą Kamienia Wskrzeszenia. Co tu robisz?
Dumbledore zmusił się do słabego, smutnego uśmiechu.
— Czekam na Harry’ego, oczywiście — powiedział łagodnie. — Czekam już bardzo długo.
— Przyszedłeś tu, aby się ze mną spotkać po tym... jak miałem zostać ugodzony przez Voldemorta klątwą uśmiercającą — wywnioskował Harry. — Ale ja nigdy tutaj nie dotarłem. Aż do teraz.
— Pięć lat później — dodał Severus powoli, patrząc na Albusa. — Byłeś tu przez cały ten czas? Sam? Czekając na niego? W... stanie zawieszenia? Nigdy stąd nie odszedłeś?
— Ani na moment — odparł Albus. — Nie chciałem przegapić tego spotkania.
Harry skinął głową.
— Przykro mi, że trwało to tak długo. Ja... — Zerknął na Severusa niepewnie. — Mam...
Dumbledore również pokiwał głową, w oczywisty sposób zdając się być świadomy ich wspomnień i niedawnych doświadczeń.
— Wiem, Harry. Mnie również jest przykro, jeśli moje przeprosiny są cokolwiek warte. Nawet najlepiej przygotowane plany mogą zostać pokrzyżowane przez przypadkowe czynniki, takie jak stary parasol półolbrzyma czy — zerknął na Snape’a z błyskiem w oku — doświadczalny eliksir, działający jak samoodnawiające się Rennervate.
— Albo okazyjnie rzucona klątwa uśmiercająca — dodał Severus cierpko. — Masz coś przeciw wyjaśnieniu nam, dlaczego ciągle jeszcze jesteśmy tutaj, a nie za zasłoną? Przecież umarliśmy, prawda?
Dumbledore zaśmiał się miękko.
— Cóż, pył z fragmentu duszy Toma Riddle’a umarł na pewno. Świetna robota, Severusie, jak zawsze. A jeśli chodzi o ciebie i Harry’ego... to się jeszcze okaże. — Stary czarodziej patrzył na niego w zamyśleniu. — Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś?
— Zabiłem słynnego Zbawiciela Czarodziejskiego Świata — odparł Snape bez cienia żalu. Stojący obok Harry zachichotał cicho, najwidoczniej uznając jego słowa za zabawne.
Dumbledore z powagą potrząsnął głową.
— Obawiam się, że nie byłbyś w stanie tego zrobić. Również w twoim przypadku uniemożliwiła to prastara magia miłości i krwi.
— Lily — szepnął Snape, oddychając z trudem. Oczywiście, ochrona kobiety, którą podziwiał przez długie lata, okazała się silniejsza niż jego zabójcze przekleństwo.
Jednak Albus z uśmiechem ponownie potrząsnął przecząco głową.
— Nie tym razem, Severusie. Teraz to wyłącznie twoja zasługa.
— Przepraszam? — rzucił Snape z niedowierzaniem i tylko odrobiną pogardy w głosie, zastanawiając się, czy Dumbledore kompletnie oszalał z powodu pięcioletniego pobytu w stanie zawieszenia.
Albus zachichotał cicho.
— Z pewnością pamiętasz, jak sprzeczałeś się z Voldemortem we Wrzeszczącej Chacie, jednocześnie nie przestając planować, w jaki sposób uratować Harry’ego.
— Ale... to niczego nie zmieniło — zaprotestował Severus. — W niczym nie miałem racji. Myliłem się co do tego, kto jest panem Czarnej Różdżki, myliłem się co do planu... To nie miało znaczenia.
— Nie miało znaczenia? — powtórzył Albus ostro. — Wcale tak nie uważam. Argumentowałeś tak długo, aż nie pozostało ci już nic na jego obronę, a Nagini cię ugryzła i zostawiła, abyś wykrwawił się na śmierć. Tym, co zrobiłeś, jest przelanie za Harry’ego krwi, kochanie go i próba ratowania przez poświęcenie własnego życia. A nawiasem mówiąc, Severusie, jeśli zrobisz dla kogoś coś takiego, nie jesteś już w stanie nigdy więcej go przekląć.
Harry spojrzał na Snape’a z niemym zachwytem, na co ten zareagował niepozbawionym lekkiego zadowolenia parsknięciem.
— Dobrze, w takim razie podziękuj ode mnie Nagini, kiedy już znajdziesz się za zasłoną. A teraz, z łaski swojej, wyjaśnij nam, co, u diabła, skłoniło cię, aby połączyć nas dwóch tą absurdalną niewolniczą więzią? — Pytanie Severus zadał bez gniewu czy nawet prawdziwej irytacji. Nadal była w nim pamięć o zniewoleniu, całkiem wyraźna, jednak teraz nie wywoływała nic poza niewielkim rozdrażnieniem. Nie czuł gniewu ani potrzeby obwiniania kogokolwiek. Otulające go światło i ciepło zagłuszały wszelkie inne doznania.
— Pomyślałem, że mądrze będzie mieć plan awaryjny na wypadek, gdyby po wojnie nikt ci nie uwierzył — wyjaśnił Albus. — Zdawałem sobie sprawę, że wszystko może się potoczyć źle. Co, jeśli Kamień Wskrzeszenia zaginie? Albo mój portret zostanie zniszczony w czasie wojny? Co wtedy?
Severus roześmiał się z rezygnacją.
— Wymyśliłeś także, iż bardzo zabawnie będzie zagwarantować mi odbycie pokuty jako niewolnik Harry’ego Pottera. Zawsze miałeś raczej pokrętne poczucie humoru, Albusie. — Uśmiech zanikł na twarzy starego czarodzieja, który spojrzał na Severusa ze smutkiem.
— Naprawdę w to wierzysz? — zapytał łagodnie. — Że zrobiłbym ci coś takiego?
Stojący obok Harry potrząsnął głową.
— Tu nigdy nie chodziło o pokutę — powiedział cicho, jak gdyby rozumiejąc coś, co do tej poru uchodziło uwadze ich obu. — Tylko o... rozgrzeszenie.
— Bardzo dobrze, Harry — odezwał się Dumbledore miękko. — Niewolnicze więzi oparte są na starożytnych i, przykro mi to mówić, raczej archaicznych prawach. Są patriarchalne, mogą być przenoszone jedynie z ojca na syna — tłumaczył cierpliwie. — Skoro jednak nie jesteś moim synem ani według prawa, ani biologicznie, wszyscy mogliśmy zobaczyć, jak bardzo ta magia jest elastyczna, gdy w grę wchodzi miłość. A jeśli wziąć pod uwagę miłość, nie ma nikogo innego, kogo mógłbym nazwać synem. Zajmując moje miejsce, możesz darować Severusowi wynikającą z więzi karę za kierowanie się moimi rozkazami. Możesz rozgrzeszyć go całkowicie. Ty i tylko ty masz możliwość to zrobić.
Harry przytaknął w milczeniu.
— A co z resztą? — zapytał po chwili. — To znaczy... Se-Snape potrzebuje więcej wolności, nie tylko tego. Nowa niewolnicza więź jest trwała, jest dla niego jak... więzienie.
— I szczęśliwie masz nad nią władzę — powiedział Dumbledore łagodnie. — Skoro nie da się jej zerwać, możesz ją przekształcić przez obudzenie pamięci starej więzi. Możesz zmienić ją do takiej formy, jaką wcześniej istniała między Severusem a mną. — W zamyśleniu zerknął na mistrza eliksirów. — Powiedz uczciwie, przeszkadzał ci nasz związek?
Snape potrząsnął głową.
— Dobrze wiesz, że nie. — Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem. — Więź ta nie działa w sposób automatyczny czy przymusowy, chyba że zagrożone było moje życie — wyjaśnił mu Severus. — Była bardzo potężna, bardzo silna, ale istniała dla mojego dobra, nie Albusa. Prawnie i fizycznie byłem wolny. Mogłem żyć po swojemu. Nie mieliśmy żadnych ustalonych z góry terminów, kiedy musiałem się do niego zgłaszać lub cokolwiek w tym rodzaju. — Uświadomił sobie, że uśmiecha się do starych wspomnień. — Wszystko, co ze mną tak naprawdę robiła, to pomagała skupić się na tym, co i tak sam chciałem zrobić. I dodatkowo dostarczała mi od mojego Pana magiczną ochronę.
— To wszystko? — zapytał Harry niepewnie, ale z wyraźną nadzieją w głosie.
— Tak, to wszystko — odparł Severus miękko. — Błędne jest powszechne przekonanie, że więź może zmusić niewolnika do obdarzenia jego Pana uczuciem. Nie jest w stanie tego zrobić. Pielęgnuje, podtrzymuje i wzmacnia lojalność i sympatię, które powstały z wolnej woli, ale nie może wytworzyć ich z niczego.
Harry przytaknął lekko, głęboko pogrążony w myślach.
— Co mam zrobić? — spytał w końcu. — Kiedy już wrócimy? I jak to zrobić? Jak wprowadzić zmiany? Są na to jakieś zaklęcia czy...
— Nic podobnego — zachichotał cicho Dumbledore. — Wystarczy miłość i uczciwe zamiary.
Harry zerknął na Snape’a niepewnie, lecz z nadzieją.
— Chodźmy więc — zaproponował. — Wszystko naprawię. Odzyskasz własne życie, dokładnie tak, jak na to zasługujesz.
Dumbledore spojrzał na niego ze smutkiem i położył mu ostrzegawczo rękę na ramieniu.
— Nigdy nie sądziłem, że powiem ci coś takiego, Harry, ale namawiam was obu, abyście przed dokonaniem wyboru, jaką z dwóch dróg chcecie pójść, bardzo poważnie się nad tym zastanowili.
— To znaczy? — spytał Harry. — Powrót nie jest dla mnie bezpieczny? Fragment...
— Nie, nie — zaprzeczył Dumbledore. — O to się nie martw, fragment Voldemorta został całkowicie zniszczony. Chodzi mi o coś jeszcze.
Potter zmarszczył brwi i obrócił się, aby stanąć ze swoim mentorem twarzą w twarz. Stary czarodziej przyglądał mu się z namysłem.
— Jak się teraz czujesz? — zapytał delikatnie.
— Cudownie — odparł Harry. — Wspaniale. Wolny. Jakby nie działo się nic złego. Jakby wszystko było w porządku, już na zawsze.
Teraz Dumbledore zerknął na Snape’a.
— A ty?
— Praktycznie tak samo — odpowiedział Severus szczerze.
Istniała tu prawdziwa wolność, tak prawdziwa i namacalna, iż nawet nie mógł sobie wyobrazić, że cokolwiek mogłoby znowu pójść nie tak, jak trzeba.
Wspomnienia z dwóch ostatnich miesięcy, a tak naprawdę wspomnienia z dwóch ostatnich dekad, ciągle w nim żyły, wyrazistsze niż kiedykolwiek, jednak żadne z nich nie niosło ze sobą cierpienia, strachu czy wstydu. Wszystko, co przerażało, przestało mieć nad nim jakąkolwiek władzę. Nawet Tom Riddle został zredukowany do czegoś zupełnie znikomego.
— To dobrze — powiedział Dumbledore. — Jesteśmy w miejscu absolutnego wybaczenia i całkowitego pokoju. Rozumiecie jednak, że po powrocie nie będzie tak samo?
Snape spojrzał na niego z ciekawością.
— A jak będzie?
— Obawiam się, że bardzo ciężko — odparł Albus łagodnie. — Czeka tam na was ból oraz poczucie winy i żalu wraz z waszymi fizycznymi ciałami. One nie znikną, obojętne, co wy dwaj zrobicie. Obaj ponieśliście w ostatniej wojnie straszliwe rany, ucierpiały wasze dusze, a dusze nie mogą zostać wyleczone od razu, nawet przez szlachetne zamiary, zrozumienie, wybaczenie czy nawet miłość. — Stary czarodziej patrzył na nich ze smutkiem, który zdawał się nie należeć do spowijającego ich światła i ciepła. — Nie jestem pewien, czy będziecie szczęśliwi, a przynajmniej nie w sposób, w jaki szczęście rozumie większość ludzi. Radzę wam, abyście pomyśleli przez chwilę, zanim dokonacie wyboru. — Podniósł się nagle. — A jeśli chodzi o mnie, nieważne, co zdecydujecie, wierzę, że już niedługo znowu ze sobą porozmawiamy.
Nie mówiąc nic więcej, Dumbledore zniknął w wybuchu jaskrawego światła, które swym kształtem przypominało skrzydła feniksa.
Zaskoczony Severus wzruszył ramionami. Ufał swojemu mentorowi, ale właśnie teraz nie do końca potrafił zrozumieć, o czym Albus mówił. Odwrócił głowę i spotkał wyczekujące spojrzenie Pottera.
— Profesorze, co o tym myślisz? — zapytał Harry.
Severus ponownie wzruszył ramionami.
— Cóż, racjonalna część mnie uważa, że powinniśmy poważnie potraktować ostrzeżenia Albusa i pozostać w życiu po śmierci. — Przerwał na moment, zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedział. — Z drugiej jednak strony, za pięćdziesiąt lat życie po śmierci nadal tu będzie.
— Chcę wrócić — odezwał się Harry stanowczo. — Wiem, o czym mówił dyrektor... o bólu, winie czy lęku... ale nie obchodzi mnie to. Może dlatego, że właśnie teraz, w tej chwili, tak naprawdę nawet nie pamiętam, czym są te uczucia. Poza tym — dodał przepraszająco — o ile dobrze rozumiem naszą więź, ty możesz wrócić tylko wtedy, jeśli ja to zrobię.
— To prawda — odparł Severus. — Ciągle jednak nie mogę przestać zastanawiać się, czy nie będziemy żałować takiej decyzji.
— Może będziemy — zgodził się Harry z podnieceniem w głosie. — Ale i tak to zróbmy.
Snape zerknął na niego z rozbawieniem.
— Głupi Gryfon. Uciekać od prawdziwego życia do życia pozagrobowego, a później z powrotem, jak gdyby nie było w tym nic trudnego.
— Nie ma w tym nic trudnego — upierał się Harry. — No dobrze, być może to będzie trudne... ale myślę, że jeśli kiedykolwiek zaczniemy żałować powrotu, wszystkim, czego potrzebujemy, to przypomnieć sobie to miejsce. Kto wie... może uda nam się zabrać jego część ze sobą.
Severus zaśmiał się cicho, po raz kolejny rozglądając się po otaczającym ich dworcu. Był pusty, ale tak pełen światła, życia i zachwytu. Potter siedział beztrosko na skraju peronu, machając nogami nad torowiskiem.
— Nie powinieneś tego robić — powiedział Severus z dezaprobatą, ale kiedy Harry obrócił się i spojrzał na niego wesołym wzrokiem, wzruszył ramionami i usiadł obok.
— Chcesz usłyszeć coś zabawnego? — zapytał Potter cicho.
— Zawsze.
— Kiedyś cię kochałem. Przez jakieś czterdzieści pięć minut. Kochałem cię.
Snape parsknął kpiąco.
— Myślę, że zabójcze przekleństwo uszkodziło ci zbyt wiele komórek mózgowych.
Harry szturchnął go łokciem.
— Mówię poważnie. Domyślasz się, kiedy to było?
— Nie, ale podejrzewam, że zaraz mi powiesz.
— Po tym, jak obejrzałem twoje wspomnienia. Zobaczyłem wtedy prawdziwego ciebie. To, że zawsze się mną opiekowałeś, mimo że cały czas okazywałeś mi wrogość. Jednak wtedy było już za późno, żeby z tym cokolwiek zrobić. — Oczy Harry’ego skierowały się na tory kolejowe i podążały za nimi aż do punktu, gdzie spotykały się z horyzontem. — I... kiedy wchodziłem do Zakazanego Lasu, myślałem o wszystkich ludziach, którzy kiedykolwiek mnie kochali... o tobie również. W tamtym momencie zrozumiałem, że na swój własny sposób naprawdę mnie kochałeś i uświadomiłem sobie, że kochałem cię również. Użyłem Kamienia Wskrzeszenia, aby sprowadzić moich rodziców, Syriusza i Remusa. Przez chwilę szliśmy razem, aż dotarliśmy do miejsca... Upuściłem Kamień i ponownie byłem sam. — Harry uśmiechnął się z zakłopotaniem. — I wtedy, przez kilka chwil, znowu się bałem. Naprawdę bałem. Nie miałem zamiaru uciec ani nic takiego, ale czułem strach. Jednak znowu pomyślałem o tobie. Z tego, co wiedziałem, dopiero co umarłeś i... przyszło mi do głowy, że być może będziesz pierwszą osobą, jaką spotkam na tamtym świecie. Gdy tylko sobie to uświadomiłem, przestałem mieć cokolwiek przeciw umieraniu. — Spojrzał na Severusa z psotnym błyskiem w oku. — Zabawne, co?
— Wręcz komiczne — odparł Snape oschle. — Czyli kochałeś mnie przez pół godziny?
Potter pokiwał głową z gorliwą pewnością.
— Nawet trochę dłużej. Nie tak, jak kochałem Ginny... czy moich przyjaciół... inaczej, ale kochałem. — Odwrócił się i ponownie wbił spojrzenie w tory. — Wiem, że czterdzieści pięć minut to niedługo, ale to był jedyny czas w całym moim życiu, kiedy zdawałem sobie sprawę, jaki naprawdę jesteś i kiedy pył z duszy Voldemorta nie wniknął jeszcze w mój mózg. — Spojrzał na Severusa uważnie. — Rozumiesz, że gdy wrócimy, znów będę cię kochał? Bardziej, niż kiedykolwiek. Wiesz to, prawda?
Snape roześmiał się łagodnie.
— Harry, to się zdarzyło pięć lat temu. Byłeś zdezorientowany i zakłopotany...
Potter wzruszył beztrosko ramionami.
— A cóż to nowego? Większość życia spędziłem będąc zdezorientowany i zakłopotany. I nadal wiem, czym jest miłość. — Pociągnął Severusa za rękaw. — Chodźmy — ponaglił delikatnie. — Wszystko się ułoży. Gdybyś nie wrócił, Hermiona, Ron i Neville zbyt mocno by za tobą tęsknili. I wszystko naprawię. Obiecuję.
Snape zorientował się, iż uwierzył w te lekkomyślne słowa tak łatwo i szybko, że nie pozostało mu nic innego, jak się roześmiać.
— W porządku — powiedział zgodnie. — Skoro zaszliśmy już tak daleko, możemy spróbować.
Gdy tylko wypowiedział te słowa, znalazł się na twardej, drewnianej podłodze. Lewą ręką podpierał głowę Harry’ego, a prawą obejmował go w ochronnym geście. Otworzył oczy i zadrżał nieznacznie z powodu powracającej fizycznej niewygody, ponownie ogarniającej jego ciało.
Ciepła poświata niematerialnej stacji kolejowej zaczęła zanikać. Westchnął lekko, usiłując utrzymać błogie doznania, ale nie udało mu się i znowu otoczyła go ponura rzeczywistość.
Prawie przeklął szeptem. Jak mógł tak szybko stracić coś tak cennego, tak ciepłego i prawdziwego? Dlaczego nie potrafił tego zachować?
Potter poruszył się lekko w jego objęciach. Severus dotknął niepewnie jego ramienia.
— Harry? — powiedział łagodnie. — Obudź się.
Zielone oczy otwarły się i skupiły na jego twarzy.
— Co... — szepnął Potter. Jego oddech był krótki i nieregularny, jakby Harry biegł przez długi czas i dopiero teraz pozwolono mu się zatrzymać.
— Wszystko w porządku — powiedział Severus. — Słyszysz mnie? Zrobiliśmy to.
Wyglądało na to, że jego słowa w ogóle do Harry’ego nie dotarły. Chłopak zmarszczył brwi, jakby próbował uporządkować zalewającą go falę myśli czy wspomnień.
Nadal podtrzymując lewą ręką jego głowę, Snape przyłożył mu prawą dłoń do czoła. Skóra płonęła wręcz z gorączki.
— Harry? — powtórzył Severus. — Spójrz na mnie. — Zielone oczy skierowały się na niego bezmyślnie i zatrzymały na czole, najwidoczniej patrząc na niewolniczy Znak. Po chwili uciekły w bok i poszerzyły, spotykając bliznę po Krwawym Piórze na wierzchniej stronie jego prawej ręki. Potter uniósł się gwałtownie i spojrzał na własne dłonie i pokryte krwią koniuszki palców. Rozejrzał się wokół i zatrzymał wzrok na leżącym na podłodze pazurze, poplamionym brunatnymi smugami nożu i kilkunastu cienkich, krwistych paskach skóry. Severus obserwował go uważnie. — Harry, powiedz coś.
Potter otworzył usta, przez kilka pierwszych sekund nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
A potem zaczął wrzeszczeć.

Popioły Armagedonu-SNARRY (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz