▸52◂

1.1K 133 86
                                    

12.06, piątek

  Nauczyciele wielokrotnie nam powtarzali, że jesteśmy już w liceum, mają zamiar traktować nas jak dorosłych ludzi i dlatego nie będę za nami biegać z poprawkami. Jeśli nie zajmiemy się tym w dwa tygodnie, nie będą ustępować. W praktyce mało kto tego przestrzegał, wręcz przeciwnie, znaczna większość namawiała nas do czerwcowych popraw, szczególnie gdy chodziło o przedmioty, które po pierwszej klasie kończyliśmy. Nie przejmowałem się szczególnie ocenami z takich przedmiotów, nie wiązałem przyszłości z wiedzą o kulturze ani informatyką a w ostatnim czasie miałem na głowie ważniejsze zmartwienia niż poprawa kartkówki ze sztuki współczesnej.

   Jedynie pani Starczyk nie mogła pogodzić się z moim podejściem. Uczyła edukacji dla bezpieczeństwa i zwykła mówić, że jej przedmiot jest ważniejszy od pozostałych, bo funkcja kwadratowa jeszcze nigdy nie uratowała nikomu życia. Z jakiegoś powodu bardzo bolał ją fakt, że z tylko trochę naciąganej piątki na półrocze spadłem na trójkę. Ciągle pytała, jak to się stało, że na sam koniec roku dostałem trzy jedynki z rzędu, a ja nie wiedziałem, jak wytłumaczyć, że podczas wykonywania RKO zapatrzyłem się na brązowe włosy fantoma i zacząłem myśleć o tym, że Mateuszowi bardziej pasował ten kolor, przez co zrobiłem kilkanaście uciśnięć za dużo, całkowicie zapominając o oddechach. Zatrzymala mnie po lekcji, próbując namówić mnie do poprawy odpowiedzi ustnej, żeby poprawić ocenę, a ja nic nie potrafiłem, ale nie byłem zbyt asertywny, więc przez prawie pół godziny starałem się na logikę wywnioskować, jak poprawnie udzielić pierwszej pomocy w różnych wypadkach. Po tym czasie z litości postawiła mi czwórkę, która właściwie nie wpłynęła na moją końcową ocenę, ale za to dzięki niej spóźniłem się na autobus.

   Z tego powodu o porze, o której powinienem już być w domu, siedziałem na ławce w parku i próbowałem nie myśleć o tym, jak dobre trzy miesiące temu Mateusz w tym miejscu po raz pierwszy zaprosił mnie do siebie. Pewnie nawet nie wiedział, jak bardzo mi pomógł, gdy nie radziłem sobie z problemami rodzinnymi. Nawet ja sam długo tego nie zauważałem, nigdy się nie odwdzięczyłem  i byłem okropnym przyjacielem w porównaniu do niego.

   Zacisnąłem paznokcie na nadgarstku. To było złe miejsce na rozklejanie się. Gdybym tylko zdążył na autobus, mógłbym robić to, co robiłem praktycznie każdego popołudnia: rozmyślać o życiu, patrzeć w ścianę, udawać, że interesuje mnie serial, który włączyłem, żeby nie było cicho…

   Usłyszałem dźwięk wiadomości i wyjąłem telefon z kieszeni tak gwałtownie, że prawie upadł na chodnik. Zupełnie jakby ta wiadomość miała być ratunkiem przed kompletnym załamaniem się. Wysłał ją Tymek, z którym moja relacja wracała powoli do normy. Co prawda wydawała się przy tym być jakaś sztuczna i wymuszona. Nie zostawiliśmy nigdy sam na sam, ale w grupie rozmawialiśmy normalnie. Nikomu nie wygadał, nie rzucał nawet żadnych tekstów, które sugerowałyby innym, że nie jestem hetero. Doceniałem.

   „ej czaisz co się stało w ttamwaju” — napisał.

   Zapytałem co i zasypał mnie kolejnymi wiadomościami. Wszystkie były napisane z małej litery i roiło się w nich od literówek. Opowiedział mi o awanturze, którą rozpętali jacyś pijani ludzie. Nie śmieszyła mnie jakoś szczególnie, ale udawałem rozbawionego, bo dalej stąpałem po niepewnym gruncie. Jakiekolwiek zdenerwowanie Tymka mogłoby się źle skończyć. Nigdy nie sądziłem, że rozmowy z nim staną się tak nienaturalne z mojej strony. On zdawał się tego nie zauważać.

   Znudziła mnie ta rozmowa a do przyjazdu autobusu zostało mi jeszcze pół godziny. W parku o tej porze było niewielu ludzi, więc pomyślałem, że to dobry moment na dalsze planowanie opowiadania, którym nieskutecznie próbowałem odwrócić swoją uwagę od życia od dwóch tygodni. Wszystkie moje notatki były chaotyczne, pozapisywane na wyrwanych kartkach i cholernie nieczytelne. Wygrzebanie ich spod stroju na WF i spomiędzy pięciu książek nie było najłatwiejsze, ale gdy po dłuższym szarpaniu mi się udało, niemalże wystrzeliły mi w górę. Część rozsypała się wszędzie wraz z podmuchem wiatru, kilka udało mi się złapać. Wepchnąłem je szybko do plecaka i pobiegłem zbierać pozostałe. Już na kolanach, nerwowo podniosłem dwie ostatnie kartki, które miałem w zasięgu wzroku. Zgniotłem je, w tym momencie całkiem nie przejmując się zawartością. Rozejrzałem się, żeby zobaczyć, czy żadna kartka nie odleciała gdzieś dalej, ale zamarłem, gdy tylko zobaczyłem człowieka stojącego kilka kroków za mną.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz