▸20◂

1.7K 169 153
                                    

   21.01, wtorek

   Wstałem jeszcze wcześniej niż wczoraj, żeby zrobić dokładniejszy makijaż. Włączyłem nawet jakiś poradnik na YouTube, ale szybko zrezygnowałem i postanowiłem zaufać własnej intuicji. Wyjąłem podkład i korektor, chociaż szczerze nie widziałem żadnej różnicy między nimi, oprócz wielkości opakowania. Najpierw nałożyłem na siniaka i skórę obok trochę bazy (nie wiem po co, ale internet mówił, że to konieczne, a ja już ją kupiłem). Dokładnie ją roztarłem, żeby nie było wyraźnych granic z czystą skórą.

   Usłyszałem pukanie.

   Poczułem mocny ucisk w żołądku, a moje serce przyspieszyło. Debil ze mnie. Siedziałem w łazience z zapalonym światłem nad ranem, gdy jeszcze było ciemno. Robiłem sobie spokojnie pedalski makijaż we własnym domu. Sam się prosiłem o bicie. Musiałem jakoś opanować własny organizm, żeby szybko ukryć gdzieś kosmetyki, w czym trzęsące się dłonie na pewno nie pomagały. Pukanie się powtórzyło. Zrobiło mi się słabo, musiałem oprzeć się o umywalkę. Spojrzałem na siebie w lustrze. Baza na twarzy nie była bardzo widoczna, a szybkie mycie jej mogło źle się skończyć, więc pozostało mi ufać, że ciemność i późna pora zrobią swoje. Klamka się poruszyła, ale byłem zamknięty na klucz. Przypomniało mi się, że powinienem był odpowiedzieć na pukanie.

   — Z-zajęte — wyjąkałem cicho.

   — Co ty, kurde, zasnąłeś na tym kiblu?!

   — J-już wy-wychodzę!

   — No okej... Odpowiada się.

   To był głos Patrycji. Przeniosłem cały ciężar ciała na umywalkę i zamknąłem oczy, oddychając z ulgą. Potrzebowałem chwili na uspokojenie, bo już czułem łzy gromadzące się w kącikach moich oczu. Zgarnąłem tylko mój zestaw małej kosmetyczki i wcisnąłem go do szafki, a potem otworzyłem drzwi siostrze. Miała na sobie starą piżamę w kaczki i wyglądała na zaspaną, a zarazem wściekłą. Chyba nie zwlekałem aż tak długo z otwarciem...

   — Co ty masz na twarzy? — zapytała. Więc jednak widać. Dobrze, że nie była tatą.

   — Eee... Bazę?

   — Co?

   — Próbuję jakoś zakryć tego siniaka... — szepnąłem, chociaż szanse, że rodzice by mnie usłyszeli, były nikłe.

   — Przezroczystą bazą? Dobrze ci idzie.

   Wyminęła mnie w progu. Czekałem na korytarzu, aż wyszła. Zastanawiałem się, czy dalej chciałem robić makijaż. To było zbyt duże ryzyko. Gdyby mój tata się dowiedział... Nie chciałem nawet o tym myśleć, bo zaczynało mi się kręcić w głowie. Po prostu zmyłem bazę, wziąłem wszystkie kosmetyki i schowałem je zawinięte w jakiś stary sweter na dnie szafki z rzadko używanymi ubraniami. To był szczyt mojej kreatywności.

   Skoro już wstałem, nie opłacało mi się nawet kłaść znowu. Byłem całkiem rozbudzony po akcji w łazience, więc postanowiłem odespać dodatkowe czterdzieści minut później, w autobusie.

   Moje myśli znowu mimowolnie powędrowały do wczorajszej sytuacji. Uśmiechnąłem się do siebie.

   W ramach zaoszczędzonego czasu postanowiłem zrobić jakieś inne śniadanie niż kanapki, które zwykle jadłem. Padło na naleśniki. U mnie w domu panowała zasada, że jedynie kobiety są odpowiedzialne za posiłki, więc moje umiejętności gotowania nie były najlepsze, ale coś tam umiałem. Znalazłem przepis w internecie i najciszej jak mogłem, zacząłem robić naleśniki. Nie mogłem włączyć miksera, więc ciasto wymieszałem widelcem. Nie trzepaczką. Dopiero później mama zdała mi sprawę z istnienia tego narzędzia. Smażenie okazało się najtrudniejsze. Spaliłem pięć. Wyszło mi sześć. Smakowały okropnie, więc zakryłam je folią, na której położyłem karteczkę z napisem: „Smacznego, Pati" i koślawym serduszkiem.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz