▸55◂

1.3K 110 128
                                    

17.06, środa

   Od nocy z Mateuszem nie wracaliśmy do tematu schizofrenii ani próby samobójczej. Starałem się nie traktować go inaczej, tak jak prosił, ale momentami było to cięższe, niż sądziłem. Miałem w głowie dużo myśli na temat jego objawów, czasem próbowałem sobie wyobrazić, jak to jest słyszeć bzyczenie, gdy w pobliżu nie ma owadów albo czuć lęk przed zjedzeniem zwyczajnego posiłku. Mimo to, nie chciałem zadawać pytań, póki Mateusz sam nie zaczynał tematu. Rankiem zachowywał się zwyczajnie. Przemilczał fakt, że obaj płakaliśmy, chociaż musiał to zauważyć. Powrót do domu był ciężki. Gdy staliśmy wspólnie na przystanku i zbliżał się do nas autobus, do którego miałem wsiąść, czułem trudne do opisania napięcie. Jakby miało się wydarzyć coś złego, ale nic takiego się nie wydarzyło, zwyczajnie się pożegnaliśmy, a napięcie się nie rozładowało. Malało stopniowo i bardzo wolno, gdy jechałem autobusem. Męczyło mnie całą drogę.

   Gdy otworzyłem drzwi swojego domu, pierwszym, co zobaczyłem, był mój ojciec stojący tuż przed nimi i patrzący prosto na mnie. Cały podskoczyłem i odruchowo już miałem mu zamknąć drzwi przed twarzą. Ale tego nie zrobiłem, to nie był moment na okazywanie strachu, choć wewnętrznie całkiem mnie ogarnął.

   — Wystraszyłeś mnie — powiedziałem. — C-co tak stoisz?

   Wszedłem do środka i zacząłem zdejmować buty. Oparłem się o szafkę, żeby nie stracić równowagi. On patrzył na mnie groźnie, to nie zapowiadało niczego dobrego.

   — Gdzie ty ostatnio nocujesz? — padło pytanie, którego niby się spodziewałem, a jednak w tym momencie wydało mi się całkiem niespodziewane. Serce podeszło mi do gardła.

   — U kolegi.

   — „Kolegi"? Poważnie? Teraz, gdy mama wreszcie wróciła na terapię i powoli wraca do zdrowia, ty znajdujesz sobie „kolegów"?

   Przygryzłem wargę. Wiedziałem, że to ja w gimnazjum przyczyniłem się do załamania psychicznego mamy, a jego słowa wyraźnie tworzyły aluzję na temat tamtych czasów.

   — To nie... tego typu kolega — odparłem.

   — Więc czemu u niego śpisz?

   — Bo on... — Przez chwilę szukałem jakiekolwiek sensownej wymówki, ale w głowie miałem kompletną pustkę, a ręce zaczynały mi się trząść. Dlaczego nie przemyślałem tego wcześniej?! — On jest po próbie samobójczej... Nie chcę go zostawiać samego...

   Odwróciłem wzrok, nie chciałem patrzeć na ojca. Wiedziałem, co sobie myśli. Myśli, że ten kolega musi być słaby i żałosny, bo w jego wizji świata tylko tacy mężczyźni mają problemy psychiczne. Myśli, że nic dziwnego, że to właśnie takich kolegów sobie znajduję. Naprawdę nie chciałem widzieć jego oceniającego wzroku. Byłem w stanie znieść ciągle krytykowanie mnie, ale bałem się, że jeśli powie choć jedno złe słowo na temat Mateusza, nie wytrzymam i wywrzeszczę mu wszystko, co o nim myślę.

   — Więc zależy ci na zdrowiu psychicznym tego kolegi bardziej niż na zdrowiu psychicznym twojej własnej mamy? — zapytał.

   But wypadł z mojej dłoni.

   — W-wiesz, że to nieprawda...

   — To jaka jest prawda?

   Milczałem. Widziałem, jak próbował mną manipulować, ale nie miałem pojęcia, jak na te próby odpowiedzieć. A on wiedział dokładnie, jak pokierować rozmową, żebym odpowiedział to, co chce usłyszeć.

   — Nic nie powiesz? Dobrze. To ja ci powiem, jaka jest prawda. Trzy lata temu, jak samolubny gówniarz, nie potrafiłeś zrozumieć, że twoja mama przeżywa trudny czas po śmierci swojego ojca i leczy traumę przez to, w jaki sposób umarł. Zamiast ją wspierać, jedynie ją dobiłeś, bo nie potrafiłeś opanować własnych zboczeń i całowałeś się z „kolegą", robiąc przy tym aferę na całe miasto. Teraz, gdy twoja mama powoli próbuje wrócić do zdrowia, ty robisz dokładnie to samo. I do tego wszystkiego tłumaczysz się tym, że martwisz się o jakiegoś tam „kolegę". Mam rację?

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz