▸39◂

1.7K 175 213
                                    

24.04, piątek

Nie dość, że Mateusz nie wysłał mi zdjęcia z nowym kolorem włosów, to jeszcze cały tydzień nie przychodził do szkoły. Nie miałem okazji zobaczyć go ani razu, a byłem naprawdę ciekawy, jak teraz wyglądał. Tak, nie mogłem się doczekać, aż się spotkamy tylko dlatego, że chciałem zobaczyć te włosy. O nic więcej nie chodziło. Wydawał się dość niechętny na to spotkanie i martwiłem się trochę, że to wina tego, jak ostatnim razem wszystko zepsułem, ale pisał ze mną normalnie. Z jakiegoś powodu uparł się, że spotkamy się na mieście, a nie u niego. Zgodziłem się, chociaż brzmiał jakoś podejrzanie.

W szkole przed matematyką siedziałem, usilnie próbując odciągnąć myśli od Mateusza choć na moment, żeby na ostatnią chwilę nauczyć się czegoś przed sprawdzianem, na który nie umiałem nic. Wtedy do klasy weszła Milka.

- Chodź, zwijamy się - powiedziała.

Uniosłem brwi.

- Gdzie?

- Nie wiem, na jakieś piwo? Gdziekolwiek. Ja nic nie umiem, ty tak samo. Nie musimy marnować naszego czasu na pisanie jakichś głupot, a potem czasu nauczycielki, która musiałaby to sprawdzać.

Zaśmiałem się.

- Dzwonek jest za dwie minuty, naprawdę chcesz iść?

- Tak.

Zgarnęła mi podręcznik sprzed nosa i wcisnęła krzywo do plecaka, który niedokładnie zapięła. Wziąłem go od niej. Wyszliśmy na korytarz, przed czym Milka jeszcze odpowiedziała kilku osobom, które coś do nas gadały. Przeszliśmy na około, żeby w razie czego nie wpaść na nauczycielkę od matematyki.

Kilkanaście minut później siedzieliśmy już w jednym z jej ulubionych miejsc do picia z kilkoma piwami. Był to opuszczony budynek, z którego została jedynie część zniszczonych ścian. Jak to zwykle z Milką bywało, cztery piwa, które kupiliśmy, okazały się niewystarczające. Niedługo później poszliśmy po kolejne, a do tego po żelki, bo zgłodniała. Zamiast zrobić porządne zakupy raz, łącznie do sklepu poszliśmy trzy razy i już planowaliśmy czwarty, gdy nagle przypomniałem sobie o pewnym szczególe.

- Ty! Ja jestem z kimś umówiony!

Spojrzałem na zegarek. Powinienem być na przystanku za dwie minuty. Milka upychała właśnie puste butelki do plecaka i nawet nie podniosła na mnie wzroku.

- Z kim? - zapytała.

- Z nikim, kogo znasz. Kurde, będzie na mnie czekał...

- To kupimy dwa piwa więcej i zaproś go do nas.

- Niee... Wolałbym się spotkać z nim sam...

Uśmiechnęła się lekko i czułem, że świdruje mnie wzrokiem.

- Ładna jest?

- Ta... - przerwałem w połowie słowa. - To mój przyjaciel, nie żadna laska.

Wyraźnie się zawiodła.

- To nie czaję, czemu nie chcesz mnie z nim zapoznać. Ale jeśli ci zależy, to dobra. Pospiesz się, bo będzie czekać. I wywal to do jakiegoś kosza.

Podała mi dwie puste butelki. Wstała, zatoczyła się i przytuliła do mnie. Nie byłem pewien czy to na pożegnanie, czy po prostu nie umiała złapać równowagi, ale się zaśmiałem.

- Nie odprowadzić cię może?

- Niee, no co ty! Nie jestem aż tak pijana, żeby nie dać rady dojść do domu!

Szturchnęła mnie w ramię mocniej niż zazwyczaj.

- Mogę nawet zrobić jaskółkę, patrz!

- Nie, wierzę ci na słowo - powiedziałem i złapałem ją za ramiona, zanim zdążyła się wychylić na jednej nodze. Na ziemi leżało za dużo rozbitego szkła i innych śmieci, żeby tu się wywaliła. Naburmuszyła się strasznie, bo niby wątpiłem w jej umiejętności. Później rozeszliśmy się w dwie różne strony. Nie mieszkała daleko, ale na wszelki wypadek kazałem jej napisać, gdy już będzie w domu.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz