▸26◂

1.3K 142 62
                                    

25.02, wtorek

   Może gips miał jakieś małe plusy. Nie musiałem ćwiczyć na W-F-ie, a co za tym idzie, nie musiałem się przebierać w koszulkę z krótkim rękawem. Nie było więc opcji, że Tymek zobaczy moje siniaki i będzie o nie wypytywał. Z drugiej strony, gdyby nie gips, nie potłukłbym talerza, nie wkurzyłbym ojca i nie miałbym posiniaczonej prawej ręki. Poza tym wreszcie bym się wyspał w nocy.

   Była czwarta nad ranem, a jedyne (i przy okazji dość marne) źródło światła stanowiły dwa papierosy. Nie lubiłem ciemności, ale mama uparła się, że mam nie włączać światła, bo chce zobaczyć gwiazdy. Siedziała na barierce i właśnie się w nie wpatrywała. Było cicho. Ostatnio mówiła coś do mnie, gdy proponowała mi papierosa. Pierwszy raz od dawna się zgodziłem, ale nawet tego nie skomentowała.

   — Jak ręka? — zapytała po dłuższym czasie.

   Wreszcie. Cisza zaczynała mi już przeszkadzać. Atmosfera była taka senna, ale nie w ten przyjemny sposób. Zaczynało mi się kręcić w głowie.

   — Która?

   Mama chwilę zwlekała z odpowiedzią. Zaciągnęła się w tym czasie papierosem.

   — Obie — odparła.

   — Lewa mnie irytuje, ale da się wytrzymać. Prawa boli, gdy dotykam.

   Słyszałem jej głośny oddech. Czułem się senny, a jednocześnie wiedziałem, że nie zasnę, gdy się położę.

   — Przepraszam za niego.

   Przez to jedno zdanie, które wypowiedziała bardziej do siebie, zrobiło mi się nagle niesamowicie smutno. Poczułem lekkie ukłucie w sercu. Miałem wrażenie, że zaraz zbiorą mi się łzy w oczach, ale to się nie stało.

   — Nie przepraszaj — powiedziałam tylko to, bo co więcej mogłem powiedzieć?

   To nie wina mojej mamy ani nawet taty. To moja wina. To ja nie potrafiłem utrzymać w palcach tego jebanego talerza.

   — Nie jest ci zimno? — zmieniłem temat.

   — Jest trochę... Ale chciałam zapalić jeszcze jednego papierosa.

   Chciałem sprawdzić godzinę na telefonie, a ekran błysnął mi po oczach jaskrawym światłem. Biała tapeta to zły pomysł. Szybko go wygasiłem, bo mama spojrzała w moją stronę.

   — Już po czwartej — powiedziałem. — Powinnaś wracać do łóżka.

   — Ty też.

   — Nie opłaca mi się, bo już się rozbudziłem, a i tak bym musiał za godzinę wstawać. Pouczę się jeszcze czy coś.

   — Nie będziesz zmęczony w szkole?

   Zawsze jestem.

   — Nie. Pośpię w autobusie, a potem kupię kawę w automacie.

   Skinęła głową i schowała paczkę papierosów do kieszeni. Nie widziałem, kiedy ją wyjmowała, ale najwyraźniej zrezygnowała z palenia kolejnego. To dobrze. Jej lekarz dość jasno dał do zrozumienia, że powinna to rzucić.

   — Idziemy do środka?

   Znowu skinęła głową, po czym obróciła się na drugą stronę, zamiast normalnie zejść z barierki i ją obejść. Coś jej strzeliło w kolanie, ale chyba nie zwróciła na to uwagi. Ciągle siedząc, przytuliła mnie do siebie. Odwzajemniłem uścisk, chociaż wcale tego nie lubiłem. Nawet w kurtce czułem, że jest niezdrowo chuda. Pocałowała mnie w czoło. Lubiłem spędzać poranki z nią, choć za każdym razem czułem się dziwnie przybity po tym.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz