▸2◂

2.2K 223 81
                                    

25.09, środa

   Gdy powiedziałam, jak bardzo oddaloną szkołę wybrałem, nikt nie uwierzył, że będę dojeżdżać. Wszyscy mówili, że nie dam rady i już po kilku tygodniach będę zbyt zmęczony półtoragodzinną drogą w jedną stronę, poddam się, a potem przepiszę gdzieś indziej. Miałem ochotę śmiać się im wszystkim w twarz. Była już końcówka września, a mi nawet przez myśl nie przeszło, żeby zmieniać szkołę, która swoją drogą bardzo mi się spodobała. Znalazłem w niej już grupkę przyjaciół, znacznie większą niż moja gimnazjalna. Po raz pierwszy od dawna czułem prawdziwą satysfakcję z życia.

   Od początku miesiąca nie zmieniły się moje godziny dojazdów, ale oprócz tego jeszcze jedna rzecz pozostała niezmienna. Dwadzieścia minut przez końcem trasy dosiadał się do mnie ten sam chłopak. Często wbiegał do autobusu z źle zapiętymi guzikami albo niedojedzoną kanapką w zębach. Siadał obok, posyłał mi krótkie spojrzenie na powitanie, choć nie towarzyszył temu żaden uśmiech, wiązał sznurówki, zakładał słuchawki, a potem jechaliśmy do samego końca w milczeniu. Słuchał muzyki strasznie głośno, na siedzeniu obok spokojnie mogłem określić pojedyncze słowa. Kilka piosenek nawet poznałem, ale nie mieliśmy podobnego gustu, on najwyraźniej lubił metalcore i podobnie ostre gatunki rocka. Ja byłem fanem Michaela Jacksona i Shakin'a Stevensa, a gdy słyszałem ryki dobiegające z jego słuchawek, aż przechodziły mnie dreszcze. Nie wyobrażałem sobie, jak można tak katować uszy i nie zdziwiłbym się, gdyby był niedosłyszący. Najlepsze było to, że nie zamieniłem z nim ani jednego słowa, chociaż siadał obok codziennie, a ja przed jego przystankiem specjalnie zdejmowałem plecak. Kilka razy mnie szturchnął, gdy zasnąłem i mogłem nie wysiąść. Nawet gdy były inne wolne miejsca, zawsze zajmował to obok mnie. Nie przeszkadzało mi to, chyba wykształciła nam się pewnego rodzaju tradycja.

   Tego dnia jadąc do szkoły, uczyłem się na sprawdzian z polskiego. Gdyby ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział mi, że będę w stanie uczyć się o szóstej rano, wyśmiałbym go. Wtedy jeszcze miałem się za nocnego marka, choć tak naprawdę chodziłem spać późno, bo nigdy nie chciałem kolejnego dnia. Żałosne czasy gimnazjum. Na szczęście już minęły, a ja odkryłem, że łatwiej mi się skupić z samego rana i od jakiegoś czasu to stała się moja normalna pora do nauki.

    Na tym charakterystycznym przystanku znowu dosiadł się do mnie (nie)znajomy rudzielec. Chwilę wcześniej w ostatniej chwili dobiegł, zanim autobus odjechał, a gdy już siedział, próbował złapać oddech. Miał opuszczoną głowę, a przydługie włosy zasłaniały mu trochę twarzy, ale widziałem, że jest zarumieniony od biegu. Miał koszulkę założoną na lewą stronę. Nawet miałem ochotę mu o tym powiedzieć, ale darowałem sobie. Pewnie już zauważył, tylko nie miał czasu zmienić, a jeśli nie, zauważy niedługo. Moje słowa nic by nie zmieniły, bo przecież w autobusie by się nie rozbierał. Gdy już trochę odpoczął, zaczął rozplątywać słuchawki. To był dopiero żmudny proces, a ja zerkałem co trochę, żeby zobaczyć, jak mu idzie. Wyglądało to całkiem zabawnie. Muzyki nie posłuchał zbyt długo, go kilka minut po tym, jak ją włączył, dojechaliśmy na miejsce. Zawsze ściągał słuchawki przed wyjściem z autobusu.

   Chyba znałem jego nawyki lepiej od własnych.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz