▸32◂

1.3K 139 111
                                    

18.03, środa

   Siedzieliśmy z Patrycją na podłodze w jej pokoju. Obok nas leżała spora ilość książek, w tym jej podręczniki z dwóch lat i jakieś repetytoria, a do tego kilka zeszytów i luźnych kartek. Patrycja co chwilę narzekała, że nienawidzi matmy, a potem robiła zadania jeszcze szybciej niż ja. Byłem na humanie, nie mam pojęcia, co ja robiłem z nią. Uparła się, że egzamin ósmoklasisty napisze na co najmniej dziewięćdziesiąt procent i naprawdę ambitnie się uczyła.

   — Osiemdziesiąt dwa... — powiedziała, gdy, skończyła liczyć procenty z próbnego, który wcześniej rozwiązywała.

   — Ładnie.

   — Nieprawda. Jezu, jestem beznadziejna z matmy...

   — Daj spokój. Ja matmę napisałem na jakieś pięćdziesiąt procent.

   — I wylądowałeś na humanie. Jesteś dumny?

   — Przypomnę ci, że najpierw dostałem się na biol-chema.

   — Ja chcę mieć rozszerzoną matmę.

   — Od jakiejś godziny mówisz, jak to strasznie jej nie lubisz...

   — No wiem, bo jest jakaś głupia. Ale jestem zajebista z wszystkiego, więc zrobię ze sobą, co chcę. — Patrycja od trzech dni znowu przeklinała. — Wiesz, mogę też iść do zawodówki, żeby jak najszybciej znaleźć jakąś pracę i się wyprowadzić.

   — Nieźle byś wyglądała ze swoimi ocenami w zawodówce.

   — Uczę się dla stypendium. A teraz skup się na tym.

   Stuknęła długopisem w repetytorium. Przez kilka minut naprawdę myślałem nad zadaniami, ale potem mi się znudziło, więc znowu ją zacząłem zagadywać.

   — Jak ty to zrobiłaś, że namówiłaś rodziców, żeby wspólnie wyszli? To się nie zdarzało od kilku miesięcy.

   — Normalnie. Chciałam mieć spokój, żeby się pouczyć, a z nimi ostatnio ciągle są jakieś spiny.

   — Na ich miejscu bym prędzej płakał i wytykał sobie największy błąd życia, niż świętował...

   — Niech chociaż przez jeden dzień sobie poudają, że są razem szczęśliwi. Jeśli tu jest kąt prosty to tu musi być czterdzieści pięć stopni, więc tu wyjdzie sto trzydzieści pięć...

   — Wiesz, że nic z tego nie czaję?

   — Wiem. Ale miło mi się uczy, jak do kogoś gadam, dlatego proszę, skup się jeszcze przez chwilę. Dokończymy tą stronę i idziemy coś zjeść.

   — No okej.

   Znowu przez chwilę skupiliśmy się na zadaniach, aż nie zadzwonił jakiś jej znajomy, który podobał jej się, odkąd zerwała ze swoim chłopakiem. Gadała z nim przesłodzonym głosem następne dziesięć minut, a ja po prostu siedziałem, gapiąc się na trójkąty, bo swojego telefonu nawet nie miałem w jej pokoju, ładował się u mnie.

   — Dobra, nie chce mi się już uczyć — powiedziała, gdy wreszcie skończyła gadać z nim.

   Poszliśmy w stronę kuchni.

   — Nie dało się gadać dłużej?

   — Opowiadał mi historię o tym, co się działo w tramwaju. Nie zrozumiesz. Weź mi oddaj ładowarkę, mam dziesięć procent.

   — Mój telefon się ładuje. Było oszczędzać baterię, a nie.

   — Ale to moja ładowarka. Nie moja wina, że swoją zgubiłeś, geniuszu.

   — Nie zgubiłem, dobrze wiem, gdzie jest.

   Na tym skończyliśmy rozmowę, bo trzeba było wybrać, jakie zupki chińskie zjemy dzisiaj na kolację. Później siedzieliśmy razem przy stole, jedząc je. Dawno nie jadłem nic w kuchni.

   — Pamiętasz Alana? Tego, który się wyprowadził do Norwegii w gimnazjum.

   Moje serce zabiło mocniej i przez chwilę milczałem. Jak mógłbym nie pamiętać o człowieku, przez którego miałem przejebane przez większość gimnazjum? Tylko przez te trzy lata już prawie zdążyłem o nim zapomnieć (a przynajmniej bardzo się starałem) i nie rozumiałem, czemu Patrycja tak nagle o nim wspomniała.

   — No... Co z nim? — zapytałem dziwnie wysokim głosem.

   — Wrócił do Polski.

   Aż mnie żołądek zabolał. Straciłem jakoś apetyt, ale udawałem bardzo zajętego jedzeniem, żeby nie patrzeć na nią.

   — Nie chciałbyś się z nami spotkać czy coś? Bo w sumie to on...

   — Nie, dzięki — przerwałem jej.

   Nawet nie zdążyłem się zastanowić. Nie widziałem go prawie trzy lata. To mogła być jedna z nielicznych okazji na odnowienie kontaktu, który swoją drogą rozpadł nam się przeze mnie. I chociaż częściowo byłem ciekawy, co u niego słychać, na samą myśl bolał mnie brzuch ze stresu. To spotkanie nie mogło skończyć się dobrze.

   — No okej, nie będę naciskać... Ale pytał ostatnio o ciebie. Jakbyś zmienił zdanie, to mi powiedz.

   Skinąłem głową, a potem odsunąłem miskę na bok.

   — Za ostra — powiedziałam. — Idę na górę.

   Patrycja przyglądała mi się, jakby nie do końca rozumiejąc, ale nic nie mówiła.

   Potem znalazłem jego profil na Facebooku. Kiedyś usunąłem go ze znajomych. Teraz jakoś głupio było mi wysłać zaproszenie. Miał kilkutygodniowe zdjęcie profilowe. Nie zmienił się za bardzo. Już wcześniej był wysoki, ale teraz miał jeszcze całkiem spore mięśnie. Skrócił włosy, ale niedużo. Twarz miał prawie taką, jaką zapamiętałem. Przejrzałem też życzenia, jakie ludzie wstawiali mu na urodziny. Większość nie była po polsku. Znalazłem kilka głupich zdjęć grupowych i aż zrobiło mi się przykro, że na żadnym nie stałem obok niego. Zacząłem myśleć o tym, jak by teraz wyglądało moje życie, gdyby Alan się nie wyprowadził. Pewnie chodziłbym do szkoły gdzieś bliżej domu. Byłbym z nim w klasie, jeśli bym się dostał. Nieważne, na co by poszedł, ja poszedłbym za nim. To było wygodne tak się przyczepiać do popularnych ludzi. Najpierw Alan, teraz Tymek. Gimnazjum już mi udowodniło, że bez nich sobie nie radziłem.

   Tę nostalgiczną chwilę przerwało mi pukanie do drzwi. Patrycja weszła.

   — Ładowarka — powiedziała tylko.

   — Weź sobie.

   Wzięła i wyszła, a ja napisałem do Mateusza. „Jak długo można nie chodzić do szkoły? Potrzebuję mojej ładowarki". Odpisał zwykłym „XD".

▾▴▾▴▾
Mówiłam jakieś jutro albo za pół roku. No to jest jutro.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz