09.04, czwartek
Byłem chory od prawie tygodnia, a co za tym idzie, długo nie miałem okazji do spotkania Mateuszem. Choć chciałem się z nim spotkać. Może to za sprawą rozmowy z Alanem. Długo myślałem o jego słowach, ale gdy zachorowałem, nie myślałem już praktycznie o niczym, oprócz o tym, jak okropnie boli mnie głowa. Dopiero dwa dni temu poczułem się na tyle dobrze, żeby w ogóle pisać z Mateuszem w miarę sensownie. Odniosłem wrażenie, że się stęsknił i całkiem mi się to podobało. Wiedziałem jednak, że w najbliższym czasie nie opuszczę domu. Gdy mu o tym napisałem, zaproponował, że tym razem spotkamy się u mnie. Nie spodobał mi się ten pomysł, bo zazwyczaj przesiadywałem u niego, żeby zapomnieć o własnym domu, a szczególnie o domownikach. U niego wszystko było jakieś lepsze. Mimo to, z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu się zgodziłem. Oczywiście wybrałem dzień, w który miało nie być taty. Nawet nie chciałem myśleć z jaką awanturę by zrobił na widok Mateusza.
Aż do momentu usłyszenia dzwonka do drzwi, nie wierzyłem do końca, że naprawdę przyjedzie. A jednak. Dlatego zmusiłem się do opuszczenia łóżka, biorąc ze sobą całą pelerynę z koca. Otworzyłem drzwi, ledwie się przywitaliśmy, a mi od razu w oczy rzucił się drobny szczegół.
— Masz aparat — zauważyłem.
Zakrył usta dłonią i spojrzał na mnie, jakbym nie powinien tego mówić.
— Co?
— Nie lubię go — odparł, jak zwykle obojętnie.
— Czemu nie? Fajnie wygląda.
Wyglądał uroczo.
— Nieprawda. Wygląda beznadziejnie.
— Pasuje ci.
— Tobie pasuje taki czerwony nos.
Wywróciłem oczami.
— Mówiłem, że jestem chory.
— Wiem. Wyrazy współczucia. Ładny dom masz.
— Wolę twój, ale dzięki.
— Mój? To taka mieszanka kiczu, przepychu i niespełnionych ambicji artystycznych mojej mamy i moich.
— Właśnie dlatego się podoba. Ten jest taki jakiś pusty.
— No, tak nowocześnie czy coś. I czysto tu, przynajmniej przechodząc nie potkniesz się o kocie zabawki.
— Od kiedy tobie zależy na porządku?
Przejechałem wzrokiem po jego pogniecionej koszulce.
— Nie zależy. Mniejsza. Prowadź do swojego pokoju.
Kazał mi prowadzić, a sam odgórnie założył, że mam pokój na górze i tam też się skierował. Chyba nie był dziś w najlepszym nastroju. Mateusz nigdy nie wyglądał na smutnego, ale dziś biła od niego taka dziwna obojętność. Zawsze taki był, zanim lepiej się poznaliśmy. Ja chyba zwyczajnie na siłę próbowałem doszukiwać się czegoś niezwykłego w jego zachowaniu.
Ledwie weszliśmy do mnie, a on podszedł do jednej z półek, na których leżało kilka nic nieznaczących zdjęć rodzinnych. Moja mama ustawiła je jeszcze w czasach, gdy miała siłę na cokolwiek, czyli z cztery lata temu. Tylko ze względu na nią jeszcze tam stały.
— Łał, jaki słodki mały Danielek — powiedział.
— Ta… Sporo od tamtego czasu się zepsuło.
— Nie zmieniłeś się za bardzo. Co to za laska obok ciebie?
Wskazał na Patrycję, która była na większości zdjęć rodzinnych.
CZYTASZ
Chłopak z autobusu
Teen FictionDaniel ciągle próbuje ukryć swoją wyjątkowość, jednocześnie burząc własną samoakceptację z każdym dniem. Tymczasem chłopak, który codziennie siada obok niego w autobusie, po prostu włącza głośno muzykę w słuchawkach i nie zawraca sobie głowy rzeczy...