▸3◂

1.9K 211 95
                                    


07.10, poniedziałek

   Od mojego przystanku powtarzałem biologię i musiałem przyznać, że ten przedmiot w liceum z niezwykle wymagającą nauczycielką to była katorga, a jeszcze nawet nie zaczęły się rozszerzenia. Moje oceny to były głównie trójki z pojedynczymi dwójkami, ale mierzyłem znacznie wyżej, więc postanowiłem się naprawdę postarać. Już około godziny czytałem te same głupoty o genach.

   — Można? — usłyszałem melodyjny głos, więc szybko poderwałem głowę.

   Obok mnie stała kobieta, na oko licząca trzydzieści lat. Zapatrzony w nią z lekko otwartymi ustami, szybko wziąłem plecak. Musiałem przyznać, że taka piękna osoba po godzinie patrzenia wyłącznie na litery i naukowe ilustracje, wprawiła mnie w niemały zachwyt. Usiadła obok, uśmiechając się do mnie miło.

   — Ma pani szminkę na zębach… — powiedziałem.

   Przetarła szybko dłonią swoje idealnie równe zęby, pozbywając się brzoskwiniowego śladu na rzecz śnieżnej bieli.

   — Tak się spieszyłam rano, że zamiast śniadania zjadłam szminkę.

   Zachichotała uroczo i założyła blond pasmo za ucho. Jej włosy lekko się falowały, wyglądały na miękkie. Albo ona była aż tak oszałamiająco piękna, albo mi już odbijało po za długiej nauce genetyki, ale nie mogłem oderwać od niej wzroku. Myślałem, że takie kobiety istnieją tylko na filmach, a właśnie z jedną rozmawiałem na żywo.

   — Rano musiałam się wyrobić w jakieś czterdzieści minut, a wierz mi, że kiedy chcesz zrobić pełny makijaż, to zdecydowanie zbyt mało — zaczęła mówić dalej.

   Zazywczaj, gdy ktoś się dosiadał w autobusie, po prostu zajmował miejsce i nic nie mówił, ale nie ta kobieta. Nie wiem, gdzie mi uciekło kolejne dziesięć minut. Wciągnąłem się z nią w miłą pogawędkę. Gdyby nie to, że była dobre czternaście lat starsza, poprosiłbym ją o numer telefonu. Opowiedziała mi, dlaczego jechała tego dnia wyjątkowo autobusem. Całkiem nie interesowała mnie ta historia z zepsutym samochodem, ale ona mówiła tak, że człowiek aż sam chciał słuchać. No może nie słuchałem zbyt uważnie, bardziej wsłuchiwałem się w jej przyjemny dla uszu głos, całkiem ignorując przy tym sens słów. Miałem szczęście, że o nic nie pytała.

    Na jednym z przystanków do autobusu wsiadł rudowłosy chłopak. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o naszej małej tradycji. Zajął pobliskie miejsce, obok śpiącego staruszka. W pierwszym momencie myślałem, że nawet nie zwróci uwagi na tę drobną zmianę, ale jego spojrzenie wyprowadziło mnie z błędu. Przez kilka dobrych sekund wpatrywaliśmy się w siebie, a ja widziałem w jego oczach coś na pograniczu zawiedzenia i zazdrości. To dziwne, że nawet go nie znałem, a jednak zacząłem czuć się winny. Ten zwyczaj siadania obok siebie w sumie nic nie znaczył. Utrzymywał się nam już ponad miesiąc, ale przecież nie rozmawialiśmy. Nie znaliśmy się. Ale gdy tak na siebie patrzyliśmy, miałem ochotę przeprosić. Chociaż pewnie tylko mi się wydawało, a on zwyczajnie patrzył na mnie, bo ja patrzyłem na niego. Nieważne, który zaczął.

   Tego dnia pani od biologii mnie przepytała i dostałem cztery.

Chłopak z autobusuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz