Jeśli nie wyjdzie za dziesięć minut, spóźni się czwarty raz w tym miesiącu.
Nigdy się nie uczył na błędach, był na to za ładny. Miał już spodnie, zapinał koszulę, nie mógł znaleźć butów, po co je zostawiać w holu? Lepiej rzucić gdziekolwiek, prawda? W środę musiał przyjść do pracy w trampkach, do nowej, ledwo zdobytej roboty w Times'ie, zwalniali tam za mniejsze przewinienia niż nieodpowiednie obuwie.
Narzucił krawat na szyję, zawiązał go pospiesznie, ale nierówno, coś poszło nie tak. Przeklął, dokonując w głowie szybkiej matematyki i uznając, że buty są teraz istotniejsze, w metrze poprawi pieprzony węzeł.
-Boże drogi, zrujnujesz mi życie.-mamrotał pod nosem, panikując.-Buty za trzy stówy, kurwa mać, gdzie je dałem?
-Szukałeś w holu?
-Nie, jestem idiotą, nie szukałem w holu.-westchnął, stając na moment, by zerknąć w stronę łóżka.-Zamierzasz wstać?
Castiel wzruszył ramionami, kończąc powoli swoją kawę. Nie ubrał się, w nocy wziął tylko prysznic i tak sobie na wpół siedział, na wpół leżał, nagi w pościeli, wciąż zaspany.
-Mam zmianę pół godziny później od ciebie.
-Pół godziny! Ja zaraz się spóźnię, a ty...-wskazał ręką w jego kierunku.-Stary, nie zdążysz, ja nie zdążę i...
-Przestań panikować.-przewrócił oczami, odstawiając kubek na stolik.-Chodź tu.
Dean pokręcił głową, śmiejąc się krótko.
-O nie, zapomnij.
-Wiesz, czemu nie masz faceta? Bo jesteś panikarą.-Castiel gestem przywołał go do siebie.-Chodź, podrzucę cię po drodze. Wybaczą ci pięć minut spóźnienia, jesteś ich najlepszym pracownikiem.
Dean znów ciężko westchnął, załamując ręce. Poszurał nogami do łóżka, usiadł na krawędzi.
-Tęsknię za czasami, gdy mogłem iść do pracy spokojnym spacerem, wiesz?-mruknął, zerkając na zegarek.-A co, jak będzie korek?
-Nie po to mam motocykl, żeby czekać w korku.-Castiel usiadł prościej, kołdra przesunęła mu się na biodrach. Uniósł dłonie, rozwiązał krzywy krawat blondyna.-A ty musisz się uspokoić. Jest piątek. Twój szef ciągle się spóźnia.
-Jest szefem. Ma prawo. A przez ciebie...
-Przeze mnie?-uniósł brwi, wiążąc zdecydowanie porządniej, niż Dean.-Zapraszałem cię wczoraj? Wprosiłeś się.
-Wydawałeś się być zadowolony.
-Byłem. Ale teraz nie jestem, kiedy zrzuca się na mnie całą winę.-skończył, zagiął ładnie kołnierz białej koszuli i przyciągnął Deana bliżej za ten głupi krawat, całując go krótko w usta.-Buty są w salonie. Wychodzimy za pięć minut.
Winchester odetchnął z ulgą, natychmiast wstając i ruszając do sąsiedniego pokoju. Castiel przeczesał rozczochrane włosy, niechętnie wydostając się z łóżka. Wsunął na nogi bokserki, znalazł spodnie i ciemną koszulę, był gotowy w mniej, niż dwie minuty, wystarczyło umyć zęby.
-Masz to od dziecka, wiesz?-zawołał, nakładając sobie pastę na szczoteczkę.-To panikowanie.
Dean był już w holu, zakładał kurtkę.
-Nieprawda!
Castiel uniósł brwi do samego siebie w lustrze, kończąc poranną toaletę. Akurat. Jakby nie pamiętał wycieczek, szkoły, delikatnych oznak paranoi. Dean wiecznie coś gubił i zamartwiał się, że już tego nie znajdzie, czy chodziło o drogie buty, czy ołówek za dwadzieścia centów. Spał za długo, biegł do szkoły, kierowca ich autobusu zawsze czekał na jego przystanku dodatkową minutę. Dean i tak biegł z plecakiem w dłoni, rozpiętą kurtką, wchodził do pojazdu zziajany i zmęczony. Sam był zdecydowanie bardziej ogarnięty.
CZYTASZ
Supernatural One Shots
FanfictionZbiór one shotów z destiela i sabriela w przeróżnych uniwersach i formach.