-Jakbyś poczuł się słabo, miał zawroty głowy lub nudności, najlepiej do mnie zadzwoń. Jeśli byłoby bardzo źle, jedź prosto do szpitala.
-Tak jest, szefie.
-Dean.-uniósł brwi.-Ja nie żartuję.
Blondyn uśmiechnął się delikatnie, poprawiając kurtkę.
-Ja też. Mam twój numer, nie?
Rodzina czekała na niego na korytarzu.
Miesiąc. Miesiąc leżał w tym cholernym szpitalu, odkąd się obudził. Przecierpiał swoje na kolejnej chemioterapii i dziesiątkach różnych badań, po trzech rezonansach i ośmiu konsultacjach, Castiel stwierdził, że pozwoli mu wyjść do domu.
Rak się cofał. Znał takie przypadki, nagła poprawa w krytycznym momencie. Zazwyczaj oznaczała niedługą śmierć, ale nie teraz. Dean żył. Dalej.
-Chemioterapia co dwa tygodnie.-przypomniał mu brunet, ignorując jego flirt.-Jeśli chociaż raz się nie stawisz, spadniesz w liście.
-Wiem, doktorku. Kiedy nasza randka?
Castiel uniósł na niego poważny wzrok.
-Przestań. Za trzy tygodnie masz rezonans, jeśli twoje wyniki nie spadną...
-Nie pytałem o grafik badań, Cas.-Dean uśmiechnął się lekko, wsuwając dłonie do kieszeni. Torba z jego rzeczami leżała u jego stóp, wracał do domu. Był w świetnym humorze. I w czapce z daszkiem.-Jeśli masz wolny weekend...
-Nie możemy tak rozmawiać.
Dean przechylił głowę.
-Mówiłeś, że jak stąd wyjdę...
-Dalej jesteś moim pacjentem.
Zignorował zawód w jego oczach.
Nie mogli.
Powiedział mu kiedyś, że kiedy stąd wyjdzie, może, może się zgodzi-wybrał miejsce, wyobrażał to sobie, ale to były głupie marzenia przed zaśnięciem, nie plany. Dean był jego pacjentem. Złamał wiele zasad, nie powinien jednak przeginać.
Ocalił go. Wciąż pamiętał wdzięczność w tych zielonych oczach, nie zapomni jej do śmierci. Był jedyną osobą w otoczeniu blondyna od miesięcy, którą ten mógł się zainteresować. Nie chciał tego faktu wykorzystywać. Nie chciał wykorzystywać Deana.
-Cóż, to...-Dean wzruszył ramionami. Udawał pogodnego, zawsze.-Dam ci parę dni, nie? Pewnie jesteś...zajęty.
Wziął torbę z ziemi. Wyszedł na korytarz, Castiel za nim.
Powiedział kilka słów rodzinie. Nie patrzył na blondyna. Pożegnał się, jak zwykle, życzył zdrowia i poszedł do swojego gabinetu. Czuł, że Dean wbija wzrok w jego plecy.
Nie stracił pracy, nikt go nie pozwał, Dean nie był wściekły, a przede wszystkim żył. Ale to i tak był koszmarny miesiąc. Kolejny do kolekcji.
Odratowali go. Nie wiedział, na jak długo, nie był pewny, czy słusznie. Może Dean wróci za pół roku, znów wyniszczony, zmęczony, umierający.
Dwa dni temu podjął decyzję.
Koniec z tym.
Szukał mu innego lekarza, rozpaczliwie potrzebował kogoś, kto zajmie się dwudziestotrzylatkiem, tak, jak należało. Kogoś, kto będzie profesjonalistą. Nie mógł go leczyć, jeśli drżał ze strachu na myśl o jego śmierci.
Odwiedzał go niemal codziennie, kiedy Dean wrócił na jego oddział, dwa razy podczas dyżuru. Dean wracał do sił. Uspokajał się. Znów z nim flirtował, znów prosił o kawę i krzyżówki, jakby nic się nie stało.
CZYTASZ
Supernatural One Shots
FanfictionZbiór one shotów z destiela i sabriela w przeróżnych uniwersach i formach.