Fight For Me || Destiel

664 56 31
                                    

Rodzice wymyślali różne rzeczy na urodziny dzieci-zapraszali ich przyjaciół do parku rozrywki, robili przyjęcie w domu, grilla z sąsiadami i ich dziećmi, później kupowali nowe telefony, laptopy, płyty, ubrania, w końcu dawali im pieniądze, bo nie znali ich na tyle dobrze by wiedzieć, czego chcą-mama Deana zawsze starała się upiec mu ciasto. Dostawał prezenty, oczywiście, ale co roku inne, a ciasto było zawsze-tak samo, jak to, że co roku opowiadała mu o nocy, podczas której się urodził.

Była burza, lało jak z cebra, pioruny rozdzierały ciemne niebo, a ona krzyczała przy porodzie pierworodnego syna-John trzymał ją za rękę przez wszystkie długie godziny. Zawsze mówiła, że ta burza była znakiem od Boga, że urodził się ich mały wojownik, chociaż nie oddychał przez pierwszą minutę, odkąd pielęgniarka wzięła go na ręce.

Wspominała swój strach w tamtym momencie, wrzaski, płacz, błagania, by uratowano jej dziecko-lekarz zabrał Deana od pielęgniarki, obrócił go i uderzył dłonią w plecy, ale chłopczyk wciąż milczał. Próbowali przez kilkadziesiąt sekund, a każda była na miarę złota-zbyt długie niedotlenienie mózgu mogło doprowadzić do jego obumarcia, jeśli noworodek by przeżył, mógł być poważnie niepełnosprawny.

W końcu jednak Dean zapłakał, a Mary stwierdziła, że to był najpiękniejszy dźwięk, jaki w życiu usłyszała. Opadła bez sił na łóżko, John otarł własne łzy paniki, gdy lekarze coś im tłumaczyli-zabrali chłopca do inkubatora, by obserwować jego funkcje życiowe. Rodzice nie spali całą noc, wciąż słuchając burzy, czekając na wiadomości, a gdy nad ranem pielęgniarka przyszła z wynikami badań, znów popłakali się żałośnie-płuca Deana ledwo nadawały się do utrzymania go przy życiu.

Służba zdrowia była paskudna w ich kraju, każda godzina w szpitalu kosztowała ich duże pieniądze, ale Mary uparła się, że zostaną tak długo, jak będzie to konieczne. Dean leżał podpięty do respiratora kolejne trzy tygodnie, a kiedy wypisali ich do domu, lekarz podał im listę wydatków, które ich czekały.

Dean spał z maską tlenową, inaczej się dusił-zbyt głębokie oddechy sprawiały, że nie miał siły znów wciągać powietrza, nie był w stanie nad tym zapanować. To było jego pierwsze wspomnienie, plastikowy zapach maski, dłonie matki, która pomagała mu ułożyć się w tym do snu, włączała urządzenie i siedziała przy nim, aż zasnął. Momentami bał się, że kiedy zamknie oczy, już ich nie otworzy-pół dzieciństwa Mary spała razem z nim, by mogła mu w razie czego szybko pomóc. Do narodzin Sama obwiniała się, że to jej wina, że nie była dość silna, by nosić w pełni zdrowe dziecko, ale tak nie było-matka mogła być w stu procentach zdrowa i pełna sił, a z noworodkiem i tak mogło się coś stać. Sammy był zdrowy, urodził się w południe, krzycząc donośnie, gdy tylko pojawił się na świecie-tylko Dean tak ich wystraszył.

Drugim najważniejszym wspomnieniem z dzieciństwa były leki-gorzki smak tabletek, które łykał przed śniadaniem i na wieczór, a później mdły inhalator, który nosił ze sobą wszędzie. Nie do końca rozumiał, co było nie tak, dlaczego czasem ciężko mu się oddychało i dlaczego tak dużo wszystkich kosztował-ojciec wielokrotnie przeklinał nad rachunkami za lekarstwa i kolejne wizyty, sądząc, że Dean go nie widzi. Widział. Słyszał. I nie rozumiał.

Sam biegał za piłką, odkąd nauczył się chodzić, on po wejściu na schody musiał odpoczywać-kiedy biegł na autobus do szkoły i zaczął się dusić na przystanku, sprzedali telewizor, by kupić butlę z tlenem medycznym. Nosił to cholerstwo wszędzie, nie potrafiąc odpowiedzieć ludziom, po co-na co chorujesz, co ci jest? Kurwa, a co mu nie było? Lista wydłużała się z każdą kolejną wizytą u lekarza.

Jego płuca nie były w pełni rozwinięte, gdy się rodził-przeszedł z piętnaście operacji, które miały mu pomóc, ale nic nie dały. Nie mógł się przemęczać, nie mógł spać bez maski, nie mógł uprawiać seksu na poważnie, nie mógł zwyczajnie, kurwa, oddychać. Jeśli wyciągał z nosa plastikowe przewody, dostarczające mu tlen, czuł pieczenie, a później zaczynał kaszleć, kilka minut mijało i już się dusił-jego życie zależało od tego, co mogli zakupić rodzice, a z roku na rok mieli coraz mniej pieniędzy.

Supernatural One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz