2: Człowiek z kamienia

405 50 24
                                    

1977

Pełnia.

To słowo od lat przynosiło Remusowi strach. Mówi się, że człowiek do wszystkiego może się przyzwyczaić, że to kwestia czasu i podejścia, ale to nieprawda. Przynajmniej nie dla Remusa, bo on miał wrażenie, że nigdy nie przywyknie. Nie da się przecież pogodzić z tym, że co miesiąc zmienia się na jedną noc w krwiożerczą bestię, która zabija wszystko co pojawił się w jego zasięgu wzroku.

Remus się za to nienawidził, a wręcz uważał, że nie powinien znajdować się w szkole, gdzie stawał się zagrożeniem dla reszty. Z drugiej jednak strony chciał w końcu poczuć się jak człowiek, zostać tu z nowymi kolegami, bo w końcu mógł powiedzieć że ich miał.

Pamiętał dokładnie dzień, w którym Syriusz zmienił się w psa po raz pierwszy. Nigdy nie czuł od nikogo podobnej troski, ale nigdy też nie był nikomu równie wdzięczny. Wspominał to zawsze gdy czuł się nieco gorzej, jak na przykład dzisiaj, gdy nie szły mu zaliczenia, James nie miał czasu przez treningi, a Syriusz... Syriusza zawsze było wszędzie pełno, tylko nie tak jak potrzeba.

Siedział wpatrzony w przemijające za oknem lato, bo choć lubił słoneczne dni pełne śpiewów ptaków, to cieszył się z powrotu do szkoły, a to zawsze oznaczało nadejście jesieni. Westchnął zadumany nad swoim losem i patrzył jak szyba zaczyna parować.
Nie zawsze był taki uszczypliwy, po prostu zaczęliśmy jego historię od naprawdę złego dnia.
Ostatnio coraz częściej jednak myślał o swoich przyjaciołach i ich więzi. Problem był taki, że choć ich kochał to... Nie wszystkie było takie proste i jasne jak by tego chciał. Nie byli już tylko dzieciakami, a dorastali i wyraźnie to czuł.
Lily coraz częściej przestawała opierać się staraniom Pottera, a to był ogromny ewenement.

Cóż, dalej żartowała sobie z jego śmiesznych popisów, ale ostatnio nawet zgodziła się pójść z nim na spacer po wygranym meczu. Remus się cieszył, miło było na to patrzeć. Lubił widzieć, że ktoś toruje sobie prostą drogę do szczęścia, bo sam nie wiedział jak to osiągnąć. Nie widział swojego miejsca poza Hogwartem, nie widział się z nikim innym niż z własnymi przyjaciółmi.

- Remus?

James zwrócił na siebie jego uwagę niskim, chropowatym głosem. Uśmiechnął się na widok przyjaciela i poprawił rozwiane włosy.

- Już po treningu?

Zeskoczył zwinnie z parapetu na pustym korytarzu i udał, że wcale nie kontemplował właśnie nad całym swoim życiem.

- Tak, nie trwało to zbyt długo, ale... Co ty tu robisz?

- Ja... myślę. Obserwuję tylko- wzruszył ramionami.- Czytam książkę- dodał gdy dostrzegł na twarzy Jamesa wahanie.

- Czytasz? Co takiego?

- Mugolskie, nudne książki, nic ciekawego i na pewno nie znasz.

- Liczysz kamienie- westchnął.

- Wcale nie- odgroził się i odwrócił wzrok zbierając się do powrotu do wieży.

- Liczysz je, znowu się wszystkim martwisz.

Remus przywykł już do tego, że nikt nie rozumie jego idealnej koncepcji plecaka pełnego kamieni. Naburmuszony zaczął wracać, ale James szybko go dogonił.

- To idealny system szufladkowania własnych myśli.

- Może gdybyś przestał je szufladkować, to nagle większość by zniknęła, hm?

- To tak nie działa- westchnął. Chciałby żeby działało, nie jego wina, że jest po prostu wielkim pechowcem.

- Co nie działa?- W zasięgu wzroku pojawił się Syriusz, który również zmierzał w tym samym kierunku, wciąż w stroju sportowym i o rozwianych włosach.

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz