25: Bestia w jaskini

142 23 11
                                    

Podczas świąt dla Remusa wydarzyło się tyle, że nie sądził, że kiedykolwiek zapomni o tym magicznym czasie. Już nie zwracał uwagi na kolorowe światełka, czy pięknie przybrane choinki, a swoją zdwojoną uwagę kierował na przyjaciela, który łapiąc jego wzrok posyłał mu zawsze promieniste uśmiechy.

To miła odmiana widzieć go codziennie takiego- szczerego i łagodnego. To nie tak, że zazwyczaj taki nie był, bo był i to szczególnie gdy mieli chwilę dla siebie. Ale w towarzystwie głupkowatego Glizdogona i ironicznego Pottera, nie zdarzało się to tak często.

Dlatego gdy minęły święta, uczniowie wrócili do zamku, a wszystko zdawało się wracać do normalności, Remus zaczął się bać. Czy to co stało się między nimi gdy byli sami to wyjątek? Czy może dalej będzie mógł co jakiś czas chociaż potrzymać go za rękę?
Nie przedyskutowali tego, bo Remus tak naprawdę bał się pytać. Nie wiedział na ile może sobie pozwolić, a ile dopowiedział sobie sam.

Black mieszał mu w głowie, ale każdy dotyk jego ust był tak uzależniający, że nigdy nie chciał przestawać.

- Luniu, chyba znowu liczysz kamienie.

Westchnął na te słowa, które słyszał ostatnio coraz częściej i oparł policzek o chłodne drewno. Eliksiry nie należały do jego ulubionych zajęć. Slughorn na jego szczęście był też mało wymagającym nauczycielem, więc czasem pozwalał sobie po prostu odpocząć. W dodatku po chwilach wolności ciężko było od razu wrócić do trybu pilnej nauki.

- Hej- zagadał go znowu Black.- Wszystko w porządku?

- Jasne- wymruczał we własny rękaw.

- Wyglądasz jakby...

- Jak?- Odparł nieco gwałtowniej, przez co Syriusz cofnął się na centymetr.- Jest w porządku, to pełnia.

Ale nie chodziło o pełnię. Przytłaczała go ta normalność jaka na powrót zawładnęła jego życiem. Syriusz od początku dnia nie zwracał na niego większej uwagi niż zazwyczaj i nie wymagał tego. Tylko dlaczego tak postępował? Dlaczego bawił się jego uczuciami?

Musiał się ogarnąć. Syriusz to Syriusz, jest niedomyślny i impulsywny. Na pewno nie widzi w tym żadnego konkretnego celu i Remus musiał to zaakceptować.

*

Remus nigdy nie przejmował się specjalnie meczami. Sport nie był dla niego, a latanie na miotle prędzej przyprawiało go o lęk wysokości niż radość. Chodził na rozgrywki dla przyjaciół. Wydawało się, że zarówno Jamesowi jak i Syriuszowi na tym zależy, więc nie opuścił ani jednego do tej pory.
Nie znał się na grze, ale zawsze głośno wiwatowały gdy wygrywali i tak też było tego dnia. Puchar był piękny i ogromny. James trzymał go dumnie niesiony na ramionach innych gryfonów aż do samej wieży. Już wiadome było, że szykuje się długa noc.

Remus nie był w nastroju na tego typu zgromadzenia. Siedział na fotelu przy kominku, uśmiechnął się gdy James z ekscytacją opowiadał o wygranej, ale jedyne o czym mógł myśleć, to noc gdy leżeli tu razem z Syriuszem.
Jego uśmiech zniknął w ułamku sekundy, zapatrzył się w trzaskające  płomienie opierając głowę o kolano. Wszystkie wiwaty i śmiechy nagle ucichły, jakby był za szkłem, które szczelnie oddzielało go od reszty świata. Syriusza nawet tu nie było. Zniknął jak tylko tłum wlał się do środka i znowu go zostawił.

Przecież nie uważał, że musi mieć go na wyłączność, ale od kiedy miejsce miał ten feralny pocałunek, zaczął zachowywać się dziwniej niż zwykle. Wszystko było dobrze, póki nie skończyły się święta.

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz