16: Popioły

226 33 14
                                    

Remus przygotowywał się na spędzenie pełni samotnie. Wciąż nie rozmawiał z resztą, więc gdy poczuł, że nadchodzi czas, udał się całkiem sam tunelem pod bijącą wierzbą prosto do wrzeszczącej chaty. Dużo większą część życia spędzał jednak pełnie w pojedynkę, teraz też sobie poradzi. Uśmiechnął się krzywo idąc przez przegniłe korytarze obskurnego domu. Pod pachą dzierżył gruby koc, nie ten Syriusza niestety, a swój własny, przypominający bardziej sprany dywan, ale nie narzekał. Przeszedł go dreszcz kiedy znalazł się w pokoju, który tak dobrze znał i którego nienawidził.

Nerwowo usiadł na drewnianym łóżku, w którym brakowało materaca i westchnął przeciągle. Wiele dałby teraz żeby byli z nim przyjaciele. W innym przypadku martwił się o obrażenia, czy rany jakie może sobie zadać z desperacji podczas likantropicznego stanu.
Odgarnął z czoła jasne włosy i przykrył się kocem chcąc przeczekać tak chłodną noc aż do przemiany. Jednak bezczynność sprowadzała na niego jego własne myśli. Przypominał sobie wszystkie razy, gdy to po przemianie Syriusz opowiadał mu o wspólnie spędzonych nocach w skórach zwierząt. Zawsze starał się sumiennie zapamiętać szczegóły i przekazać je przyjacielowi, wiedział ile to dla niego znaczy i jak bardzo nie lubi dziur w pamięci.

Leżał tak w chłodzie otoczony skrzypieniem i świętami wiatru, aż nie usłyszał czegoś co brzmiało jak... kroki. Zerwał się do siadu i poczuł wtedy przeszywający ból wzdłuż kręgosłupa, zupełnie jakby jego kości łamały się na pół.

- Proszę, jeszcze nie teraz- wyszeptał próbując zwlec się z łóżka by zobaczyć kto postanowił jednak go odwiedzić.

Chciał wierzyć, że to Syriusz, nawet jeśli w głębi wiedział, że tak nie jest. Pragnął by przyjaciel był przy nim, a rankiem opowiedział mu o najgłupszych rzeczach jakie robili całą noc. Reszty nocy nie pamiętał.

*

Obudził się sam, dokładnie tak samo jak gdy stracił przytomność. Podniósł się obolały do siadu i odruchowo zakrył starym kocem jaki przyniósł poprzedniego wieczora. Nie lubił być nagi, nienawidził tego uczucia. Wszystko go bolało, a to oznaczało, że znowu nie wyszedł z chaty i z desperacji wyrządził sobie dużo krzywdy.

Syriusz nie przyszedł.

Zmęczony miał ochotę jedynie położyć się w ciepłym łóżku, zapomnieć o lekcjach czy wszystkich problemach z przyjaciółmi, potrzebował ciszy i spokoju. Bolała go głowa i to do tego stopnia, że czuł jakby odbierał o połowę zmysłów mniej niż zazwyczaj. Brakowało mu jego przyjaciół. To nie tak, że lubił stawiać się w roli ofiary, absolutnie, ale jednocześnie potrzebował by ktoś przy nim był, tak bezinteresownie, że lubi jego obecność i troszczy się. Każdy potrzebuje troski.

Teraz był jednak całkiem sam, chwiejnym krokiem wtoczył się więc do tunelu, a z niego wprost na szkolne korytarze. Było pusto i cicho, miał szczęście, że budził się na tyle wcześnie by nie zastać korytarzy pełnych uczniów. Chciał szybko przemknąć do dormitorium, w rękach trzymał ubłocone buty ze związanymi ze sobą sznurówkami, a bosymi stopami stukał niewinnie o schody, aż będąc na niemal ostatnim, usłyszał za sobą głos.

- Wiedziałem.

Jedno słowo. Nie spodziewał się, zaledwie jedno słowo może być tak przesiąknięte jadem i nienawiścią. Zastygł w miejscu, a po długiej sekundzie ciszy odwrócił się na pięcie w stronę głosu. U podnóża schodów stał Severus Snape, z rękami założonymi na piersi. Jego czarne włosy zakrywały pół jego twarzy, a oczy zdawały się pałać do Lupina czystą nienawiścią.

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz