1: Nawiedziciel mroku

469 47 4
                                    

1971 Hogwart

- Oddaj!

- Ani mi się śni- wykrzyczał mu prosto w twarz, a nawet odważył się splunąć na szary chodnik, gdy chłopiec nie odpuścił.

- Oddaj, bo wyczaruję ci ohydny, świński ogon.

Chłopiec zaśmiał się, zataczając przy tym kilka razy na boki.

- Gdybyś chociaż wiedział jak to zrobić.

Ugodzony w samo delikatne serce młodzieniec spojrzał na oponenta zszokowany, i przełknął spokojnie ślinę. Potem poprawił szatę na ramionach i odchrząknął.

- Dobrze. Weź sobie, tylko nie płacz jak potem się odegram.

A potem spojrzał na swoje samopiszące pióro, które teraz znajdowało się w dłoniach chłopaka o niezdrowo jasnej cerze. Syriusz oczywiście będzie żałował pióra jeszcze przez wiele lat, ale była rzecz, której nie mógł stracić ponad wszystko. Honoru.

Remus nie wiedział o nim zbyt wiele, bo przecież starał się trzymać kurczowo zasady numer dwa: nie zadawaj się z niegrzecznymi chłopcami.
James Potter, był wysoki i miał mocno opaloną cerę, na nosie spoczywały mu owalne okulary, a całość dopełniał wieczny uśmiech na twarzy. James chyba wpisywał się w opis niegrzecznego, który utrwaliła mu w głowie mama. Remus obserwował go uważnie gdy siedzieli razem przy stole, czy rozrabiał na lekcjach. Zasłynął z tego, że któregoś dnia podpalił notatki Dorcas w pokoju wspólnym, a potem nie umiał opanować ognia, więc ktoś z piątego roku musiał zalać wszystko wodą i tym samym zniszczyć doszczętnie każdą książkę, która znalazła się w zasięgu zaklęcia.

W tym te Remusa, nigdy nie przyznał tego na głos, ale nie miał pieniędzy na nowe książki, więc resztę semestru musiał wypożyczać tą z biblioteki. Tak, James nadawał się do zasady numer dwa.
James miał jednak słabość i była nią Lily Evans. Niska, ruda dziewczyna, która była jedną z niewielu osób odzywających się do Remusa. I to nawet nie po to by mu dokuczać, a wręcz sprawiała wrażenie, że lubi jego obecność! Remus więc też lubił Lily i tak zamykała się ich znajomość, oraz poniekąd łączyła z niesfornym Potterem. Lily rzecz jasna nie przepadała za Jamesem, wolała spędzać czas z Severusem, który pochodził z tej samej miejscowości co ona.

James więc, jak na prawdziwego chłopaka przystało, nienawidził Severusa. Lily nienawidziła jego, to bardzo skomplikowane, Remus czasem naprawdę sam się w tym wszystkim gubił.

To zresztą nie koniec, James nie był przecież sam.

Biegał za nim krok w krok zawsze niski grubasek, pulchny mały chłopiec, którego przednie siekacze wystawały nieco poza łuk zębowy, a oczy czasem rozchodziły się na różne kierunki. Peter Pettigrew, bo tak się nazywał, pewnie zupełnie tak jak Remus nie zwróciłby na siebie uwagi, ale z jakiegoś powodu James uznał, że jest zabawny. Dołączył więc do paczki i czasem faktycznie, potrafił powiedzieć coś śmiesznego, Remus jednak nie zawsze wiedział, czy robił to naumyślnie, czy jednak nie zdawał sobie sprawy z tego jak komicznie czasem brzmi.

Został jeszcze jeden, najbardziej tajemniczy, ale jednocześnie najbardziej ciekawy.

Syriusz Black.

Miał czarne loki, które wesoło zawijały mu się na czole, nie umiał wiązać krawatu i uwielbiał zwracać na siebie uwagę. To był dla Remusa istny paradoks, bo był na ustach wszystkich, a jednocześnie nikt nic o nim nie wiedział.
Syriusz jednak nie zaczął swojej kariery tak jakby chciał, bo nie stało się się to za sprawą żadnego zabawnego wybryku, ani nawet popisu zaawansowaną magią, nie.
Remus pamiętał jednak, że cała sala zamilkła, kiedy tiara przydziału ogłosiła, że młody Black od teraz należy do Gryffindoru. Zazwyczaj wywoływało to na ustach dzieci uśmiech i wiwaty, ale nie tym razem. Młody Black zsunął się niepewnie z niewygodnego krzesła i powolnym, niepewnym krokiem schował w tłumie reszty gryfonów. Stało się tak tylko raz, bo potem Remus nie zauważył by kiedykolwiek żałował decyzji tiary, jednak gdy usłyszał to słowo, to pulchniutkie, słodkie "Gryffindor", wyglądał jakby miał zemdleć.

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz