20: Wyrzutek

148 25 2
                                    

Do świąt zostały dwa tygodnie. Remus oznajmił niż rodzicom, że tym razem musi nadrobić niektóre przedmioty do zaliczeń końcowych, a w domu byłoby to niemożliwe.

Nie mógł pokazać po sobie tego jak bardzo cieszy się na tydzień samotności z Syriuszem, nawet jeśli on nie chciał tylko zostać sam w zamku. Chociaż kiedy zostawał sam nie mógł czasem pohamować uśmiechu na ustach gdy rozmyślał o tym, że już niedługo spędzą razem jeszcze więcej czasu niż dotychczas.

Siedział w bibliotece wpatrzony w książkę, choć tak naprawdę w ogóle jej nie czytał. Pomyślał akurat o poranku świątecznym, o prezentach jakie da Syriuszowi, może będzie mógł poczuć się jak...
Wiadomo, że Syriusz tak nigdy nie pomyśli, ale pozwoliłby sobie po cichu, jedynie w myślach na chwilę rozmarzyć. Wyobrażać sobie, że nie jest już uczniem, a nauczycielem w tym zamku. On i Syriusz. Nie muszą martwić się nauką, nie muszą wyjeżdżać i zaczynać samotnego życia, za to zostają tu w zamku, gdzie ich przyjaźń się zaczęła i zostanie na zawsze.

Hogwart zawsze już był Remusa bezpiecznym miejscem, do którego wracał.

- Znowu rozmyślasz o Syriusza lśniących lokach?- Zironizował wykrzywiając twarz w sztucznym uśmiechu.

Remus oderwał się od zadumy w prędkości światła. Prawie spadł z krzesła widząc Jamesa pod swoim nosem. Opierał się nonszalancko o jeden z regałów zakładając ręce na piersi.

- James! Nie zauważyłem jak przyszedłeś.

- Jasne, że nie- zaśmiał się.- Byłeś totalnie w swoim świecie.

James nagle skoczył do jego stolika i usiadł na wolnym krześle podpierając twarz dłońmi.

- No to jak- zatrzepotał rzęsami.- Syriusz?

Remus nie miał absolutnie ochoty na żarty. Szturchnął go w rękę przez co prawie uderzył brodą o stolik.

- Bardzo jesteś zabawny.

- Nie zaprzeczę jedynie z grzeczności.

- Nie masz tu publiki, która zacznie się śmiać z tych nędznych żartów, odpuść James- mruknął znów błądząc wzrokiem po kartkach książki od wróżbiarstwa.

James też starł uśmiech z twarzy nie widząc zapału przyjaciela. Oparł się luźno o krzesło biorąc duży wdech.

- Co się stało Remus? Co cię ugryzło?

- Po prostu nie bawią mnie wasze żarty James- przewrócił stronę.

- Sami dajecie mi materiał na nie! Ale jesteś spięty, na początku to olałem, ale ty dalej uparcie trzymasz się swojej filozofii.

Remus zamknął książkę z głośnym stukiem, James zdziwił się na tyle, że odsunął się nieco, czując na twarzy delikatny powiew wiatru.

- To nie filozofia, to moja opinia- wstał i odłożył książkę na półkę, po czym wrócił do Jamesa i wyjrzał mu przez ramię kończąc zdanie.- Subiektywna.

A potem wyszedł.

James musiał przyznać, że tego kompletnie nie rozumiał.

*

Minęły kolejne cztery dni, a Remus myślał już, że James sobie odpuścił. Nie zaczepił go ani razu, wrócił do obsesji na punkcie Lily, a nawet wydawało się, że trochę się uspokoił. Oczywiście Remus nie był głupi, dobrze wiedział, że musiał stać za tym większy powód, ale szukanie go na siłę nie miało sensu.

Aż nie podsłuchał jednej z rozmów.

Umówmy się, Remus nie był ciekawski, ani nie lubił śledzić swoich przyjaciół.
Przebierał się akurat w ich dormitorium, był przekonany, że wszyscy są jeszcze na kolacji i w kilka minut zdąży się przebrać w piżamę. Był okrutnie zmęczony i naprawdę chciał już jedynie wskoczyć do ciepłego łóżka.
Jak na złość, usłyszał na korytarzu dźwięki żywej rozmowy. Spanikował, bo był niemal nagi, a jedyne co dostrzegł w zasięgu ręki to peleryna niewidka Jamesa. Nie myśląc wiele, zarzucił ją sobie na plecy i zasłonił się od stóp do głów. Skulił się w kącie mając głęboką nadzieję, że oboje szybko wejdą i szybko wyjdą.

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz