11: Kolor, który spadł z nieba

304 40 15
                                    

Syriusz wiedział, że ta noc należeć będzie do ciężkich. Nie był zły, nie mógłby być. Tak naprawdę to cieszył się z kilku chwil sam na sam z przyjacielem. Szczególnie, że potrzebował jego pomocy, a Syriusz mimo trudnego charakteru i temperamentu, był zawsze pierwszy do pomocy bliskim.

Remus czuł się bardzo zabawnie. O dziwo był... pewny siebie i co chwila płaszczył się przed Syriuszem wieszając mu się na ramieniu. Szli powoli do celu, choć Remus bardzo ich opóźniał zatrzymując się, czy mamrocząc coś do przyjaciela.
Mimo nietrzeźwego stanu wciąż pilnował się, by przypadkiem nie powiedzieć zbyt wiele, choć co chwila zapominał o swoim postanowieniu przez mgłę jaka wciąż pojawiała się w jego umyśle.

- Oh Remus- westchnął rozbawiony Black wciąż podtrzymując go za ramię.

- Nie bujaj się- dodał markotnie, a potem czknął.

Syriusz zaśmiał się z tego widoku.

- Nie bujam, to ty idziesz jak paralityk. W końcu to nie ja jestem pijany, hm?

- Ja też nie jestem.

Ale jego stan mówił coś całkiem innego. Syriusz spojrzał w ciemne niebo rozświetlone gdzieniegdzie gwiazdami. Westchnął, a potem uśmiechnął się sam do siebie.

- Będziesz siebie jutro rano naprawdę za to nienawidzieć.

- Nienawidzę siebie każdego dnia- dodał uśmiechając się krzywo, ale Syriusz tego nie odwzajemnił.

Zatrzymał się i spojrzał poważnie na towarzysza widząc w jego miodowych oczach pewien skryty smutek.

- Co?

Remus tylko wzruszył ramionami.

- Mam te wszystkie blizny... i dziwny charakter. Taki bezbarwny, nie to co ty, czy nawet James.

Słowa nieco mu się plątały, ale widać było, że naprawdę mówi co myśli.

- Hej to nieprawda. Myślę, że chyba każdy w tej szkole przeżywał małe zauroczenie Remusem Lupinem- zarumienił mimowolnie i schował twarz za burzą włosów.

- Nie żartuj sobie Black- ruszył do przodu wymijając swojego przyjaciela, który przez moment nie ruszył się z miejsca patrząc na powiewający na delikatnym wietrze płaszcz Remusa.

Gdy tylko się przebudził, podbiegł by zrównać z nim chód.

- Lubię twoje blizny- powiedział po chwili ciszy. Usłyszał tylko jak w ciemności Remus śmieje się pod nosem.- To znaczy nie, nie lubię widzieć że cierpisz, ale lubię cię... z nimi. Wiesz, razem. Wyglądasz dobrze- nie umiał ubrać myśli w słowa.- Blizny są jak dowód twojej wytrzymałości. Jak takie trofeum.

- Jasne.

- Naprawdę- oznajmił pewnie.- Jesteś silny i się nie poddajesz. One są tego dowodem- zaśmiał się ze swojego tłumaczenia, ale był to rezolutny śmiech.- Jesteś najdzielniejszym człowiekiem jakiego znam.

Ale Remus nie odpowiedział ani słowem. Uśmiechnął się znowu i wszedł z pomocą przyjaciela do zamku przez tajne przejście.

Gdy byli już w dormitorium poczuł się nagle bardzo komfortowo, jakby był we własnym domu, ale nie tym gdzie zmieniał się w wilkołaka w piwnicy bez pomocy Pomfrey i przyjaciół, tylko we własnym. Takim, o jakim marzył, małym domku w lesie, gdzie nikogo nie będzie mógł skrzywdzić swoją przypadłością. Gdzie będzie miał spokój i ciszę, jego mały kąt.
Ułożył się z pomocą Syriusza na łóżko i przymknął oczy czując jak kręci mu się w głowie.

- Syriusz- szepnął spękanymi od wiatru ustami.- Muszę ci coś powiedzieć.

- Hm?- Zatrzymał się w połowie zdejmowania swetra i spojrzał na sponiewieranego Lupina.

Szczury w Murach ¤ WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz