Wciąż pociągając nosem, czytałam na głos tę głupią książkę, ku uciesze Jamesa, który wrócił do swoich zajęć.
Nie mogłam uwierzyć, że znów to zrobił. Że znów posunął się do tego, żeby podnieść na mnie rękę.
I jeszcze to jego gadanie, że robi to dla mojego dobra i ta głupia propozycja, że może mnie przytulić, jeśli to pomoże mi się uspokoić...
Było z nim coś bardzo nie tak.
Najpierw bił, a potem proponował przytulasa na otarcie łez?!
Choć sama się nie poznawałam. Zaczęłam naprawdę tęsknić za mieszkaniem z mamą. Przynajmniej się nie czepiała, i gdy nawzajem się ignorowałyśmy... było nawet znośnie.
Nagle James podniósł się, kierując się w moją stronę. Przerwałam czytanie, przerażona, że zdenerwowało go moje pociąganie nosem i znów chciał mnie zbić.
Mama robiła tak często, gdy byłam mała. Po tym jak mnie zbiła nienawidziła słuchać mojego płaczu. Oczywiście to przynosiło odwrotny skutek, do czasu, aż nauczyłam się płakania w poduszkę, żeby nie być głośno i jej nie denerwować.
- Już nie szlochaj. - Westchnął, po czym przysiadł na krawędzi kanapy i objął mnie.
- Puszczaj! - Momentalnie smutek, przyćmił przypływ złości.
Jak on mógł udawać, że wszystko było w porządku i śmiał mnie obejmować!
Nie reagował, mrucząc tylko pod nosem: ,,Ciii...".
- Jeśli próbujesz zrobić ze mnie swoją little, to wiedz, że nigdy nią nie zostanę! Nie będę spełniała twoich chorych fantazji!
James puścił mnie. Nie krył zaskoczenia moimi słowami, ale jego zmieszanie, wywołało we mnie niemałą konsternację.
Wyglądało... jakbym trafiła w punkt.
- Nie wiem o czym mówisz - rzucił, starając się zachować spokój, ale słabo mu się to udawało.
- Widziałam książki o DDlg... - Dopiero, gdy to powiedziałam, dotarło do mnie, co najlepszego zrobiłam.
- Grzebałaś w moich rzeczach?
- Zobaczyłam je przypadkiem...
- Są w szafce w mojej sypialni...
- Nie zmieniaj tematu! Teraz zaczyna do mnie docierać, dlaczego tak bardzo ci ,,zależy". - Zrobiłam cudzysłów palcami. - Kręcą cię małe dziewczynki, więc uczepiłeś się mnie, żeby w końcu zrobić sobie ze mnie swoją little, tak? Bo starasz się mnie od siebie uzależnić? Te zasady, kary... Jara cię dawanie klapsów?!
James był zbyt zszokowany. Nic nie mówił. Ale w końcu otrząsnął się, przybierając wrogi wyraz twarzy.
- Popierwsze związek DDlg to żaden przymus i nie ma na celu wyrządzania komukolwiek krzywdy. - Parsknęłam, słysząc to.
- Tak, tak... klapsy to żadna krzywda.
- Dostałaś, bo zasłużyłaś. Próbowałem metody pokojowej. Nie jeden raz, ale odmawiałaś współpracy. Nie miałem zatem wyboru. Czasami stare metody, są po prostu najlepsze i wbrew temu, co mówisz, nie była to żadna wielka krzywda.
- Żadna wielka?! Wykorzystujesz moją nienajlepsza sytuację i to, że jesteś silniejszy.
- Dobrze. Tak. Lubię DDlg. - Przyznał w końcu. - Lubię opiekę, troskę... zawsze chciałem mieć własną little, którą mógłbym tulić, ubierać w urocze ubranka i patrzeć jak robi dziecinne rzeczy, typu kolorowanie kolorowanek, albo zabawa jakimiś... lalkami. I tak. Wykorzystuję niektóre metody do pracowania z tobą i dyscyplinowania cię, ale robię to w dobrej wierze. Już ci to mówiłem. Matka nie poświęciła dużo uwagi wychowaniu ciebie. Nadszedł wreszcie czas, żeby ktoś się za ciebie wziął. To jak nasz współpraca będzie przebiegać zależy jedynie od ciebie. Wcale nie musisz dostawać klapsów. Wystarczy, że będziesz traktowała mnie z szacunkiem i przestrzegała zasad. Uwierz mi, że zdecydowanie bardziej wolę przytulać, masować plecki, niż przekładać cię przez kolano, a potem słuchać jak płaczesz.
- Wystarczy, żebyś mnie nie bił. A najlepiej... w ogóle się odczepił.
- Mówiłem, że się nie poddam. Pomogę ci, nawet jeśli na razie tego nie chcesz. Zastanów się tylko, co opłaca ci się bardziej. Robienie mi wciąż na złość, czy może jednak ulegnięcie.
- Wszystko będzie lepsze od ciebie! - powiedziałam, patrząc mu w oczy.
Przez chwile milczał z tak zbolałą miną, że nawet przez moment żałowałam tych słów.
- Idź do pokoju. I rób co chcesz - wymamrotał pod nosem, więc natychmiast skorzystałam z okazji i poszłam do pokoju.
***
Po tamtej rozmowie między mną i Jamesem było dość sztywno. Mało ze mną rozmawiał, ale rzecz jasna nie mógł sobie odmówić wypytywania, czy zrobiłam wszystkie lekcje.Okłamałam go, że tak. A gdy uparł się, że mam mu ją pokazać.
Jednak nie był zbyt sprytny, bo dał się zbyć starą pracą domową.
I może to brzmiało nieco dziwnie, ale... zaczęło mi brakować tego jego natręctwa. Wymuszonych przytulasów, które jednak były całkiem fajne... i...
Jakoś wydawało mi się, że wbrew temu, co mówił wcześniej... przestało mu zależeć.
- Będę po ciebie o szesnastej - rzucił, a gdy tylko wysiadłam... odjechał, nie czekając, żeby sprawdzić, czy na pewno weszłam do szkoły.
- Cześć, Suzie - odezwała się jedna z moich kumpeli. - Idziesz zapalić? - zapytała, kiwając głową wstronę toalet.
- Nie mam. - Wzruszyłam ramionami.
- Chodź. Poratuję cię - rzuciła, więc poszłam za nią.
Nie mogłam w zasadzie nazwać Diany swoją przyjaciółką. Utrzymywałyśmy w zasadzie kontakt jedynie w szkole i to też sporadycznie, bo ja wolałam bardziej siedzieć, gdzieś na uboczu.
Weszłyśmy do kabiny, po czym Diana wydobyła ze swojej czarnej torby papieros elektryczny i podała mi go pierwszej.
Paliłam bardzo rzadko. I chyba, gdyby nie to, że zawsze brakowało mi pieniędzy, może popadłabym w ten nałóg na dobre.
- Ralph robi dziś domówkę, bo jego starzy jadą do dziadków pomóc roboć altanę. Może byś wpadła? - zapytała.
Nie wiedziałam, co się ze mną działo, ale po fali szoku, że dostałam zaproszenie, pomyślałam o tym, że powinnam zapytać Jamesa.
Pokreciłam głową, próbując odzyskać dawną siebie.
Zaczynałam bać się sama siebie, gdy jakaś cząstka mnie, ciekawa tego całego DDlg, chciała go spróbować z Jamesem.
- Będę.
- Jak chcesz, to ja idę tylko szybko skoczyć się ogarnąć po szkolę i idę, więc możesz się dołączyć.
- Jasne. Dzięki. - Uśmiechnęłam się lekko, oddając jej papierosa.
CZYTASZ
Mów mi ,,Tatusiu"
RomanceTo nie będzie normalne opowiadanie... Historia z motywem DDlg. Suzie ma niecałe 17 lat. Od maleńkości wychowywała się tylko z matką, która bez przerwy piła i pojawiała się z nowymi mężczyznami na jedną noc. Jednak jej sytuacja ulegnie zmianie, gdy j...