Na szczęście w szpitalu okazało się, że kostka była jedynie silnie stłuczona i podejrzewali naderwane ścięgna, ale przynajmniej nie musieli mi jej nastawiać.
Choć nałożenie stabilizatora mnie nie ominęło.
- Najlepiej niech przez jakiś czas leży, a porusza się jedynie o kulach - oznajmił lekarz, który wręczał mi wypis. - Proszę też wykupić te leki i za tydzień przyjść na kontrolę.
- Oczywiście - odparł James, biorąc od niego kwity.
Zaczęłam kuśtykać w stronę wyjścia, gdy nagle poczułam jak wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.
Zawstydzilam się potwornie i chciałam z niego jak najszybciej zejść, ale James przytrzymał mnie.
- Nie wierć się. Już prawie jesteśmy - mruknął i zaraz potem otworzył drzwi od samochodu, aby wsadzić mnie na miejsce pasażera.
Zapiął mi pasy jak małemu dziecku, a zaraz potem zajął miejsce kierowcy.
Wtem ni stąd ni z owąd mój brzuch wydał głośne burczenie, domagając się w ten sposób jakiegoś posiłku.
James spojrzał na mnie kątem oka, ale nic nie powiedział.
Oczywiście mój brzuch nie mógł wybrać lepszego momentu...
Kiedy tylko ruszyliśmy, zaczęłam uważnie przyglądać się trasie, próbując się zorientować, czy jechaliśmy do mamy, czy do niego.
Ciężko było opisać słowami moje rozczarowanie, gdy okazało się, że wróciliśmy tam, skąd mnie zabrał.
Czyżby to oznaczało, że odwiózł mnie z powrotem i znów planował zostawić?
Poczułam w oczach łzy i nawet, gdy wyjął mnie z samochodu, już nawet nie stawiałam oporu, starając się wyciągnąć jak najwięcej z tej chwili bliskości.
Oparłam głowę na jego ramieniu, a następnie zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak się mną bawił.
Weszliśmy do domu, ale matka nie zdążyła schować butelki, nim weszliśmy.
- Co ona? Chodzić nie umie? - wybełkotała.
Specjalnie spojrzałam na Jamesa i po tym jak zamarł, zaciskając usta w wąską kreskę, domyślałam się, że się wkurzył.
Najwyraźniej był bardziej naiwny ode mnie. Naprawdę myślał, że rzuci? Że przestanie pić?
Bez słowa poszedł do mojego pokoju, gdzie zostałam przez niego położona w łóżku z zakazem ruszania się, gdziekolwiek.
Sam jednak wyszedł z pokoju i od razu rozpoczął wymianę zdań z mamą.
- Zostawiłem ją u ciebie na dwa dni. Na dwa dni! Miałaś jedno zadanie, obiecywałaś mi, że dopilnujesz, żeby rano wsiadła w autobus i wróciła punktualnie busem zaraz po lekcjach, a tymczasem zabrałaś jej rzeczy, nie dałaś pieniędzy na autobus i wróciłaś do picia?
- Ona i tak wydałaby te pieniądze na jakieś bezużyteczne rzeczy...
- Były jej. Okradłaś własną córkę, żeby mieć na alkohol? W każdej chwili może zjawić się kurator, wiesz co zrobi?
- A niech ją zabiera! Myślisz, że ja się prosiłam o gówniarę?!
Zrobiło mi się przykro. Choć nie słyszałam tego pierwszy raz.
- Przypomnę, że mówisz o własnej córce.
- Daj mi spokój!
- Obiecywałaś mi skończyć z alkoholem. Chodzisz na spotkania AA?
- Daj mi spokój!
- Nie wiem jakim cudem, ona jeszcze w ogóle żyje pod twoją ,,opieką". - ostatnie słowo było przepełnione drwiną.
- Co tak się nią przejmujesz?! Ruchasz ją?!
- Widzę, że popełniłem błąd, wierząc, że chcesz się zmienić. Nie potrafisz się nią w ogóle zajmować i może faktycznie będzie lepiej, gdy odbiorą ci prawa rodzicielskie. Może jak kompletnie stoczysz się na dno, to coś do ciebie dotrze.
- To skoro ty się nią tak umiesz zajmować to ją zabieraj! Myślisz, że będę płakała! Było ją zabrać ze sobą w te delegację! Nie musiałbyś sobie zabierać sekretarki do ruchania!
- Widzę, że naprawdę źle się czujesz. Zabiorę zatem Ninę do siebie. Tak będzie lepiej.
- Jasne! Bo to zawsze ja jestem ta zła! A ty?! Wygląda to tak jakbyś umawiał się ze mną, tylko po to, żeby latać za tą gówniarą!
James nic nie odpowiedział, ale ja już zaczynałam mieć totalny mętlik w głowie.
Delegacja? To on wcale nie chciał mnie zostawić... tylko musiał pojechać... w delegacje!!!
Poczułam się okrutnie oszukana. Zabawił się moimi uczuciami! Udawał specjalnie, żebym...
Drzwi otworzyły się, a James zaczął zbierać moje rzeczy do torby.
Odezwał się dopiero jak skończył mnie pakować.
- Zaniosę torbę do samochodu i po ciebie wrócę - rzucił i tak jak powiedział, tak zrobił.
Choć od razu miałam ochotę rozkręcić awanturę, za bardzo się bałam tego, że James jednak pod wpływem złości postanowi mnie tu jednak zostawić, więc na wszelki wypadek trzymałam buzię na kłódkę. Zwłaszcza, że ewidentnie był wściekły.
Zabrał mnie do samochodu i przez długi czas jechaliśmy w ciszy. Aż w końcu nie wytrzymałam.
- Czyli byłeś w delegacji?
James nic nie powiedział, ale zacisnął dłonie na kierownicy.
- Fajnie tak narażać osobę zależną od siebie na stres i inne niebezpieczeństwa...
- Myślałem, że właśnie tego chcesz. Żebym dał ci wreszcie spokój - odparł zdenerwowany.
Nie chciałam z nim igrać, gdy był taki wkurzony, ale słowo się rzekło.
- Dzwoniłeś do Christine... Nie zamierzałeś dać mi spokoju, tylko mnie nastraszyć i wrócić po kilku dniach jako wybawiciel, prawda?
James milczał. To była dla mnie wystarczająca odpowiedź.
Znów poczułam w oczach łzy.
A ja zaczynałam za nim naprawdę tęsknić... gdy on miał sprytny plan przekonania mnie do siebie.
CZYTASZ
Mów mi ,,Tatusiu"
RomanceTo nie będzie normalne opowiadanie... Historia z motywem DDlg. Suzie ma niecałe 17 lat. Od maleńkości wychowywała się tylko z matką, która bez przerwy piła i pojawiała się z nowymi mężczyznami na jedną noc. Jednak jej sytuacja ulegnie zmianie, gdy j...