Rozdział 22

2.2K 91 14
                                    

Przez kilka chwil panowała cisza.

Byłam wściekła. To było jednym z powodów, dla którego nie chciałam powiedzieć wprost, że niczego nie pragnęłam bardziej jak tego, żeby wreszcie znów się mną zajął.

Drugim był wstyd, a trzecim... obawy. Skoro od tak mnie zostawił... czy naprawdę dalej mu zależało? A może od teraz nie kryłby się z tym, czego oczekiwałby w zamian. Może chciał być Daddym, ale trochę innym.

- Przed moim odejściem, byłaś bardziej wylewna w tej kwestii - oznajmił z chorym uśmiechem. - Ale dobrze, wrócimy do tego, gdy zobaczę, co jest nie tak z twoją nogą - rzucił i zaraz potem znów spróbował dobrać się do mojej nogi.

- Nic mi nie jest. Przejdzie mi.

- To nic ci nie jest? Czy jednak, coś jest, skoro musi przejść? - Uniósł pytająco brew. - Nie chcę się z tobą siłować, po prostu daj mi zerknąć - powiedział, ale ja i tak nie zamierzałam mu na to pozwolić.

Nawet nie wiedziałam dlaczego. Chyba po prostu ze złośliwości, żeby mu jeszcze bardziej dopiec.

- Naprawdę chcesz dostać klapsa z tak głupiego powodu? - Stracił cierpliwość.

Już miałam rzucić, coś w rodzaju, że nie ma do tego żadnego prawa, choć ten argument i tak nigdy go nie przekonywał, ale w chwili mojego zamyślenia, chwycił mocno moją nogę i spróbował podwinąć nogawkę; co nie wyszło mu zbyt dobrze, zważywszy na to jak bardzo dopasowane spodnie miałam na sobie.

- Zdejmij spodnie.

- Słucham?

- Naprawdę zaraz się doigrasz - mruknął, a że znałam ten ton doskonale, choć wcale nie chciałam, żeby widział mnie w samych majtkach... w dodatku zakrwawionych, to zaczęłam rozpinać spodnie  i już miałam je zsunąć, gdy przypomniałam sobie o... śladach na udach.

Przerwałam, kręcąc głową, żeby dać mu do zrozumienia, że się rozmyśliłam.

Nie mógł ich zobaczyć, a tym bardziej wysnuć wniosku, że zrobiłam to ze względu na niego.

- Suzie, naprawdę nie masz się czego wstydzić. Jeśli to dla ciebie jest aż tak krępujące, możesz je zdjąć i zaraz zasłonić się kołdrą - zaproponował, więc żeby nie ryzykować, że dodatkowo mi się oberwie, bo to, że zdejmie ze mną te spodnie choćby siłą byłam pewna, schowałam się pod kołdrą i zdjęłam je powoli.

Odłożyłam je na bok i wystawiłam w kierunku Jamesa ranną nogę.

Wzdrygnęłam się, gdy jej dotknął i też sama wreszcie na nią spojrzałam.

- Nie wygląda to zbyt dobrze - rzucił i nie mogłam zaprzeczyć.

Noga była spuchnięta i już nabierała fioletowego koloru.

James podciągnął odrobinę kołdrę, a potem dotknął mojego kolana. Syknęłam, cofając natychmiast nogę.

- Widzę, że kolanko też ucierpiało - mruknął, przyglądając mu się przez chwilę, a zaraz potem złożył na nim delikatny pocałunek.

Znów się wzdrygnęłam, o mały włos nie przywalając mu w nos tym cierpiącym kolankiem.

- A to co? - zapytał, po czym pozwolił sobie bezczelnie podciągnąć kołdrę jeszcze wyżej i choć natychmiast się cofnęłam, zdążył zauważyć.

Znów zaczął się ze mną siłować, ale ostatecznie jak zwykle dopiął swego.

Unieruchomił moje ręce i całkowicie zdarł ze mnie kołdrę, dzięki czemu miał moje dolne partie ciała jak na tacy.

Poczułam w oczach łzy, ale już ich nawet nie powstrzymywałam. Rozpłakałam się znów na dobre... ze wstydu, bezsilności i próbowałam go kopnąć, gdy tylko dotknął dłonią mojego uda.

- Boże... Ty sobie to zrobiłaś? - zapytał cicho.

Nawet na moment nie spuszczał wzroku z miejsc, w które wbiłam sobie cyrkiel. Każdego punktu dotykał i delikatnie głaskał, jakby chyba liczył, że to okaże się tylko jakąś plamą brudu.

Tymczasem ja dalej płakałam. Przestałam go odpychać, siłować się z jego rękami, po prostu pozwalałam mu już na wszystko.

Niespodziewanie James położył się obok mnie, a zaraz potem przycisnął do swojego torsu z całej siły.

Oczywiście od razu pierwszą myślą było, żeby go odepchnąć. Przez wściekłość, za to że narobił mi nadziei, a potem brutalnie ją odebrał, ale kiedy z tym swoim opanowaniem, ciepłem i spokojem, tulił mnie do swojego torsu, głaskał po plecach i całował w czubek głowy, jakoś odeszła ode mnie cała ta wściekłość.

- Już nigdy więcej... - szeptał między pocałunkami.

Zdążyłam się uspokoić oraz poczuć zdecydowanie lepiej, gdy w końcu James znów się odezwał.

- Pójdziesz do łazienki i doprowadzisz się trochę do porządku, dobrze. - Chciał się podnieść, na co spanikowana chwyciłam się go mocniej. - Z twoją nogą nie jest dobrze. Musimy pojechać do szpitala.

- Nie chcę - mruknęłam płaczliwie.

- Wiem. - Pogłaskał mnie po włosach, po czym złożył na nich pocałunek. - Zrobią ci prześwietlenie i wrócimy do domku, okej? - zaproponował.

- A możemy nie jechać? - zapytałam niepewnie.

- Nie, Suzie. Gdyby nie chodziło o twoje zdrowie, moglibyśmy o tym dyskutować, a teraz chodź. - Wziął mnie na ręce. - Zmienisz majteczki i pojedziemy do szpitala.


Mów mi ,,Tatusiu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz