Rozdział 13

2.1K 76 2
                                    

Po przesłuchaniu, siedzieliśmy w kilka osób w oczekiwaniu na to aż odbiorą nas rodzice.

Kiedy tylko policjant oznajmił, że sprawa została skierowana do sądu, myślałam, że po prostu się rozpłaczę.

To miała być przecież tylko zwykła impreza z odrobiną piwa dla rozluźnienia... a teraz?

Siedzielismy na komisariacie, wiedząc, że najgorsze jest dopiero przed nami.

Nie wiedziałam, czy policja zadzwoniła po moją matkę... czy zjawi się James, ale jednego byłam pewna...

Oboje spuszczą mi takie manto, że popamiętam je na długo.

Mimo to naprawdę chciałam już stąd wrócić do domu... żeby było już po całej aferze, i żebym mogła już zakopać się pod koldrą i pójść spać.

Mijał czas, kolejni zawiedzeni rodzice odbierali swoje dzieci, a ja siedziałam, patrząc załzawionymi oczami w podłogę wyłożoną błękitnymi kafelkami.

Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zobaczyłam mamę.

Widziałam po jej oczach, że była pod wpływem, ale zaraz za nią do środka wszedł James.

Wstrzymałam oddech i cała się spięłam, widząc w jego oczach rozczarowanie, wymieszane ze złością.

O dziwo... ten widok naprawdę mnie zabolał... Bo w końcu ja nie zrobiłam nic złego...

- Państwo są rodzicami?

- Tak - potwierdziła moja matka. - Coś trzeba podpisać? - Zachowywała się, jakby przyjechała po prostu to odbębnić.

Nie wyglądała na zaskoczoną, zmartwioną... po prostu chciała mieć z głowy aferę, wyrzyć się na mnie i wrócić do picia.

- Możemy dowiedzieć, co się stało? Co zamierzacie zrobić? - Do akcji wkroczył James.

- Państwa córka została złapana pijana, na zakłócaniu porządku publicznego oraz w trakcie dokonywania aktów wandalizmu. Z racji charakteru sprawy zostaje ona skierowana do sądu. Natomiast za zakłócanie porządku została nałożona grzywna.

- Czy nie można tego załatwić bez sądu? Przecież ona jest niepełnoletnia.

- Przykro mi. Trzeba było lepiej pilnować córusi, żeby pijana nie niszczyła mienia publicznego - odparł masywny szatyn, na co James jedynie zacisnął usta w wąską kreskę.

- Możemy ją już zabrać?

- Tak. Informacje o sprawie przyjdą pocztą. A tu mandat. Opłaca pan od razu?

- Opłaci to ze swoich pieniędzy - mruknął James, posyłając mi krótkie spojrzenie, po czym przepuścił mamę, żeby podpisała co trzeba.

- Na razie możecie państwo iść. Mandat można opłacić w ciągu 7 dni, potem będą naliczane odsetki za zwłokę...

- Do widzenia - rzycił James, a następnie podszedł do mnie, chwycił moją rękę i zaczął prowadzić mnie do wyjścia.

- Co ty sobie wyobrażasz gówniaro!? - Mama od razu rzuciła się na mnie, gdy tylko wyszliśmy z budynku.

- Opamiętaj się. - James chwycił jej ręce, broniąc mnie przed ciosami z jej strony.

Byłam zaskoczona tym faktem, ale spodziewałam się, że po prostu chciał dać mi lanie samodzielnie.

- Spełniłaś swoją rolę - mruknął. - Odwiozę was do domu - rzucił, po czym wszyscy wsiedliśmy do samochodu.

Czułam potrzebę wytłumaczenia się... że ja wcale nic nie zniszczyłam, ani nie zakłócałam żadnego porządku, i że to wszystko było nieporozumieniem, ale jakoś bałam się odezwać.

W powietrzu unosiło się tak intensywne napięcie, że bałam się nawet oddychać.

Byli wściekli. Oboje. A ja nawet nie miałam pewności kogo bałam się bardziej.

Jamesa, czy mamy...

Jechaliśmy w ciszy przez długi czas, aż do chwili, gdy mama znów się uruchomiła.

Zaczęła wyzywać mnie od głupich gówniar, pijaczek, dziwek, mówiąc w skrócie, że wolałaby, żebym się nie urodziła.

James milczał. Ani jej nie powstrzymywał, ani nie dołączał się do tej pięknej wiązanki, a ja już tylko płakałam, bo nie wiedziałam, co też innego mogłam zrobić.

Kiedy samochód zatrzymał się, mama wysiadła i nie czekając na nas od razu poszła w kierunku odpowiedniej klatki.

Spojrzałam na ułamek sekundy na Jamesa, bo nie wiedziałam, czy miałam również wysiadać, czy tylko odwieźliśmy mamę do mieszkania... w ogóle już nic nie rozumiałam.

W końcu wszyscy mieliśmy przeprowadzić się do Jamesa, a tymczasem mama dalej mieszkała w starym mieszkaniu.

Po chwili jednak odpalił znów samochód i ruszył dalej. Nic nie mówił, więc ja postanowiłam coś powiedziećna swoją obronę.

- Ja nic nie zniszczyłam. To oni robili graffiti na elewacjach budynków...

James spojrzał na mnie w lusterku, na co cała się spięłam.

Już chyba wolałabym, żeby też mnie skrzyczał, zwyzywał... ale on wciąż nic nie mówił.

- Ja tylko chciałam się trochę zabawić...

- Zabawić?! - Prychnął nagle, na co od razu ucichłam. - Widzę, że kompletnie nie rozumiesz, powagi tej całej sytuacji. I na dokładkę próbujesz zrzucić winę na innych...

- Nie zrzucam na nikogo winy. Ja naprawdę nie zrobiłam nic złego! - powiedziałam już totalnie zdesperowana, że mnie nie słuchał.

- Nic złego!? - wrzasnął, a ja cała zamarłam. - Pogadamy w domu - warknął, parkując pod domem.

Cała się spięłam, czując w kościach, że czeka mnie lanie jak nigdy.

Mów mi ,,Tatusiu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz