Rozdział 4

3K 75 1
                                    

Przeglądałam Internet, walcząc z bólem głowy, a przez to chęcią wczesnego pójścia spać, gdy drzwi pokoju otworzyły się, a w nich znów stanął James. W ogóle nie zareagowałam na jego obecność, ale czułam, że patrzył na strzępki kartki z tymi jego chorymi zasadami, których nie wyrzuciłam do kosza z premedytacją.

- Zrobiłaś już lekcje? Dlaczego nie dałaś mi znać? - zapytał, ale ignorowałam go. - Mówię do ciebie.

- Nie miałam nic zadane - odparłam na odczepnego, na co zmarszczył brwi.

- Chwilę przed rozmową mówiłaś, że masz dużo lekcji. - Zauważył.

Miał mnie.

- To prace na przyszły tydzień.

- Nic nie szkodzi. Im wcześniej je zrobisz, tym szybciej będziesz miała z głowy.

- To prace dla chętnych. Ale już nie jestem chętna... dzięki tobie.

- Wiem, że mnie okłamujesz. - Westchnął cięzko. - Widziałem, że w dzienniku miałaś kilka powiadomień o zadanych pracach. Dlaczego mówisz nieprawdę i nie robisz lekcji? - zapytał, krzyżując ręce na piersiach.

- Możesz dać mi spokój?

- Suzie. Uwierz mi, że bardzo się staram być cierpliwym, ale bardzo mi to utrudniasz. Liczę na jakieś wyjaśnienia. - Milczałam. - Chcesz dostać szlaban?

- Nie jesteś moim ojcem, żeby dawać mi szlaban. W ogóle to nie jest twoje mieszkanie! Jesteś tu tylko gościem mojej mamy, więc się w końcu odczep! - powiedziałam już naprawdę zdenerwowana.

Nie miałam pojęcia, dlaczego tak bardzo się mnie czepił i nie dawał spokoju! Czy on naprawdę już czuł się tu jak u siebie.

Jason popatrzył na czubki swoich palców i przez chwilę nic nie mówił.

- Masz rację. To nie moje mieszkanie. Właśnie... zamierzałem o tym z tobą porozmawiać.

Skołowana podniosłam na niego wzrok.

- Twoja mama straciła pracę i zalega z czynszem za to mieszkanie. Zdecydowaliśmy, że przeprowadzicie się do mnie, a ja założę za was czynsz i ogłosimy wynajem tego mieszkania, żebyście miały z czego żyć.

Na samym początku byłam w ogromnym szoku, który zaraz stłumił cichy głosik w głowie, mówiący, że ona zawsze musiała wszystko spieprzyć.

Ale dopiero po kilku chwilach dotarło do mnie pełne znaczenie jego słów.

- C-co?

Jeszcze kilka dni temu... może naprawdę bym się ucieszyła z przeprowadzki do innego mieszkania, ale dziś... gdy James pokazał jaki jest?
Nie miałam zamiaru znosić jego zachowania.
Głowa rozbolała mnie na samą myśl, że będzie mógł wykorzystywać szantaż pieniędzmi, abym przestrzegała tych jego chorych zasad.

- Moje mieszkanie jest większe. Będziesz miała własny pokój i...

- Ale ja nie chcę się wyprowadzać!

- Suzie... nie rób scen, proszę. Chociaż tu nie kłóć się dla samego kłócenia.

- Nie zamierzam zamieszkać z tobą pod jednym dachem!

- Nie rozumiem, dlaczego jesteś do mnie tak wrogo nastawiona, Suzie. Co ci zrobiłem, że tak bardzo robisz mi na złóść i mnie ranisz?

- Nie dajesz mi spokoju. To wystarcza.

- Robię to, bo się martwię. Potrzebujesz pomocy i im szybciej to zrozumiesz, tym w zasadzie jest lepiej.

- Myli sie pan. Niczego nie potrzebuję. Nigdy nie mogłam liczyć na własną matkę! Jedyne za co mogę być jej wdzięczna, to jedynie za ten kąt. - Wskazałam ręką na pokój. - Do póki nie znajdę pracy zamierzam korzystać ze swojego prawa, a jej obowiązku zapewnienia mi schronienia, ale od ciebie ani nie chcę ani nie potrzebuję nic! - powiedziałam zacięcie, gdy w moich oczach zaczynały błąkać się łzy.

Zawsze zazdrościłam koleżankom mam, które były dla nich niczym przyjaciółki. Chodziły razem na zakupy... plotkowały... a ja wracając do domu miałam tylko nadzieję, że nie oberwę, albo nie zastanę jej kopulującej na kanapie.

- I znów kłamiesz, Suzie. - Pokręcił głową. - Potrzebujesz troski, ale wypierasz to, bo boisz się rozczarowania. - Uśmiechnął się. - Przy mnie nie musisz się o to bać. Wystarczy, że mi zaufasz.

- Nie zamierzam. I nie zamieszkam z tobą. Znajdę coś... - Podniosłam się, chcąc wyjść, skoro on nie miał zamiaru opuścić mojego pokoju.

Jednak wtedy niespodziewanie, objął mnie przyciskając do swojej piersi.

- Puszczaj! - Instynktownie zaczęłam się miotać, byle tylko mnie puścił, choć w rzeczywistości... byłam raczej zagubiona i czułam się nieswojo.

- Ciii... Rozluźnij się - mruknął, ale wcale nie zamierzałam go słuchać. - Wiem, że masz wiele żalu do matki, ale ja ci nic nie zrobiłem, więc nie musisz być dla mnie wredna, co?

Darowałam sobie szarpanie, gdy nicto nie dawało.

- Już dobrze, Suzie. Zajmę się tobą. Tylko już bądź grzeczną dziewczynką i daj sobie pomóc, okej? Zapomnimy o wszystkim i zaczniemy od nowa, tak jak należy? - zaproponował, a ja wyrwałam się w końcu z jego rąk.

- Zgłoszę na policję, że mnie molestowałeś! - powiedziałam, po czym natychmiast wyszłam z pokoju, a potem domu, żeby naprawdę uwierzył, że byłam do tego zdolna.

Mów mi ,,Tatusiu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz