Rozdział 17

2.2K 83 12
                                    

Kiedy się obudziłam, od razu poczułam za sobą czyjąś obecność.

Na samym początku... nawet mi się to podobało, a wręcz byłam zafascynowana tym przyjemnym uczuciem ciepła, bezpieczeństwa, gdy James przyciskał mnie do swojego torsu stanowczo, tak jakby chciał czuć całe moje ciało przy swoim.

Dopiero po chwili otrzeźwiałam, przypominając sobie, za co ostatnio byłam na niego zła.

Chciałam się od niego odsunąć, ale on zareagował natychmiastowo, przyciskając mnie z powrotem do swojego umięśnionego torsu.

- Puść mnie - warknęłam, po czym spróbowałam wyswobodzić się z jego rąk.

Dopiero kiedy się obudził i zobaczył moją niezadowoloną minę, rozluźnił uścisk, dając mi trochę przestrzeni.

- Nie pozwalasz sobie przypadkiem na zbyt dużo? - zapytałam zdenerwowana.

Naprawdę już zaczynałam mieć mętlik w głowie, przez to jak mnie traktował.

- Zasnąłem. Z resztą tak jak ty - odparł cicho, gdy zaczęłam się gramolić, bo poczułam, że przez ten ruch upłynęło ze mnie sporo krwi.

Poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć, a kiedy z niej wyszłam, James już krzątał się po kuchni, przygotowywując jedzenie.

Podeszłam do stołu, a w moje oczy od razu rzuciła się ta kartka z jego głupimi zasadami.
Wpatrzyłam się w nią, a gdy James to zauważył, oznajmił:

- Weź sobie nową kartkę oraz długopis i przepisz je.

- Po co? - Nie powstrzymałam się.

James spojrzał na mnie ze złością, ostrzegawczo, ale zaraz odezwał się dość opanowanym głosem:

- Mówiłem, że jeśli chcesz, żebym uwierzył w twoją dobrą wolę i chęć poprawy, to masz przepisać zasady oraz stosować się do nich.

- A co jak ich nie przepiszę? - Chęć dopiekania mu była silniejsza ode mnie.

- Wystawianie na próbę mojej cierpliwości, działa na twoją niekorzyść. Wiesz o tym.

- Znów mnie zbijesz?

James westchnął ciężko.

- Wyjaśnij mi, dlaczego to robisz? Myślałem, że po tym jak odebrałem cię z komisariatu dotarło do ciebie, że przeginasz i chcesz się poprawić. A zaraz potem znów jest to samo. Naprawdę staram się być wyrozumiały oraz zapewnić ci wszystko czego potrzebujesz, ale wcale mi niczego nie ułatwiasz. Bez przerwy masz do mnie o coś pretensje i do każdgo polecenia masz ,,ale". Zaczynam tracić do tego siły - przyznał z westchnięciem bezsilności.  Oparł się o blat kuchenny i opuścił wzrok. - Coraz częściej zaczynam wątpić, że robię dobrze i że może powinienem pozwolić ci żyć tak jak chcesz. Może faktycznie nasze drogi powinny się rozejść... - Zapanowała chwila ciszy, a bicie mojego serca przyspieszyło.

Znów mówił, że chciał mnie zostawić samą?

Znów zaczynałam żałować, że spierałam się z nim dla samego spierania.

Wcale nie zależało mi na tym, żeby go do siebie zrazić, po prostu... badałam granice, które teraz bałam się, że przekroczyłam.

- Tak chyba zrobimy... - mruknął jakby do siebie, po czym odbił się od blatu i poszedł do swojego pokoju.

Tymczasem ja przez kilka chwil stałam jak wryta, nie wiedząc co mam   zrobić.

W moich oczach zaczęły kręcić się łzy.

W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, żeby jakoś ubłagać go, żeby zmienił decyzję, a głupie myśli pobudziły wspomnienia, żeby zrobić to samo, co wtedy gdy był taki wściekły za to, że poszłam na imprezę... ale szybko to odrzuciłam.

Pomimo, że naprawdę miałam wrażenie, jakby poszedł do siebie demonstracyjnie, oczekując, że zachowam się tak jak wtedy, zdecydowałam, że może przebłagam go jak przepiszę te głupie zasady.

Tak też zrobiłam. Wzięłam czystą kartkę oraz długopis i za raz zaczęłam przepisywać zasady, bojąc się coraz bardziej, że odwiezie mnie do matki.

Tu, porównując to jak traktował mnie James, a jak matka... to były dwie różne metody.

James bywał irytujący i co prawda mnie bił, ale nie robił tego jak mama.

Co prawda kiedy urosłam, nie biła mnie już tak często, ale ona potrafiła nie mieć w tym umiaru. Przestawała, gdy zdołałam uciec... i zawsze mnie wyzywała oraz nie okazywała zainteresowania tym, co się u mnie działo. Jej nie przeszkadzało, że zimą potrafiłam wracać do domu po osiemnastej, przemarźnięta, przypominając bałwanka.

A James... choć nie pochwalałam przemocy i nie chciałam, żeby mi to robił... zawsze... jakoś tak bardzo się go nie bałam.
Nawet czasem potrafił być miły, troskliwy oraz słodki.
Poza tym miał pieniądze, bez względu na to, jak bardzo źle to brzmiało.

Nie chciałam go stracić.

Kiedy skończyłam, wzięłam kartkę z zasadami w ręce i chciałam pójść mu pokazać, że zrobiłam jak chciał, ale gdy tylko weszłam do pokoju, oznajmił, że chce pobyć sam. Nawet nie zareagował w żaden sposób, gdy mu powiedziałam, że zasady są przepisane.

***
- Zbieraj się - rzucił James, na co posłałam mu zaskoczone spojrzenie.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam lekko zaniepokojona, bo nie wyglądał na radosnego.

- Zobaczysz - odparł, na co od razu pojawił się we mnie niepokój, ale zdecydowałam, że będę posłuszna, żeby James zmienił zdanie i znów zachowywał się jak wcześniej.

Zdecydowanie bardziej wolałam, gdy mówił, że jest zdeterminowany i mi nie odpuści, niż gdy był taki obojętny oraz oschły.

Kiedy tylko ruszył od razu zaczęłam obserwować drogę, którą jechał, żeby móc oszacować, gdzie mnie wiózł.

Gdy poznałam drogę do domu mamy, łudziłam się jeszcze, że może tylko to był zbieg okoliczności i James wcale nie chciał mnie do niej odwieźć i u niej zostawić.

Może był to jedynie straszak?

,,Chciał mnie nastraszyć... prawda?" - myślałam.

Ale kiedy wysiadł pod blokiem mamy i wyjął z bagażnika jakąś torbę, aby zaraz potem kazać mi wysiąść, po prostu się rozpłakałam.

Teraz żałowałam, że zprowokowałam go do tego, żeby odwiózł mnie do matki, której potwornie się bałam.

James westchnął ciężko, a ja nie przestając szlochać, zaczęłam go prosić, żeby mnie u niej nie zostawiał.

Mów mi ,,Tatusiu"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz