Rozdział 24

478 23 0
                                    

- Dzień dobry z tej strony Hermiona Snape. - odzywam się jako pierwsza. Mam nadzieje, że detektyw nie rozłączy się w pośpiechu tak jego poprzednicy.

- A tak Pani Snape. - przemawia, jakby dopiero co przypomniał sobie o moim zapowiedzianym telefonie.

- Nasze spotkanie dalej jest aktualne?

- Oczywiście, że tak. Gdzie chciałaby się Pani spotkać? - w tle słysze niewyraźny szelest i dźwięk zatrzaskującego się mebla.

- W kawiarni na ulicy Puerta del Sol. - proponuje.

- O której?

- Za pół godziny? - im szybciej to załatwie, tym lepiej. Nie wiem, czy detektyw Lopez podejmie się wyznaczonego przeze mnie zadania. Równie dobrze po usłyszeniu imienia i nazwiska mojego męża może uciec w popłochu tak, jak kilku wcześniejszych z branży.

- Dobrze. - zadowolona żegnam się z mężczyzną. Odkładam telefon na biurko i łapie za rysunki, które leżą rozwalone na drewnianym blacie. To wczorajsze prace dziewczyn, które teraz wstępnie przygotowują się do uszycia pierwszej partii odzieży. Każda z nich zajmie się uszyciem swojej sukni, a potem wspólnie zajmą się reszta, której stworzenie jest na mojej głowie. Chciałabym poświęcić troche czasu na ich szkicowaniu, ale nie moge. Powinnam już jechać, żeby się nie spóźnić na umowione spotkanie. Zabieram rysunki, skórzaną kurtke oraz torebke i wychodze z gabinetu.

- Daj to dziewczynom. - podaje Nicolasowi rysunki i zakładam okrycie. - Nie będzie mnie przez najbliższą godzine. - informuje go, na co ten w pełnym skupieniu kiwa głową. Przerzucam torebke na ramie i wychodze. Na wysokich szpilkach dobiegam do najbliższej taksówki.

- Na Puerta del Sol. - taksówkarz rusza pod wskazany kierunek. Wyciągam z torebki telefon i spoglądam na powiadomienia. Szukam połączenia bądź wiadomości od detektywa, ale nic nie widze. Chowam urządzenie i łapie za teczke, którą ukryłam we wnętrzu torebki. Otwieram ją i przeglądam jej zawartość. Sprawdzam, czy wszystko wzięłam. Chyba tak. W mojej głowie nie zapala się ostrzegawcza lampka.

- Jesteśmy na miejscu. - mężczyzna wyrywa mnie z transu. Chowam zawartość najgłębiej, jak się da i podaje podstarzałemu mężczyźnie pieniądze za kurs.

- Dziękuje i do widzenia. - zatrzaskuje drzwi od auta i podbiegam do jednej z najbliższych kawiarni. Wchodze do środka i zamawiam dwie kawy. Wyciągam telefon i wysyłam detektywowi wiadomość z nazwą lokalu.

- Pani kawa. - słodki głos kelnerki otula moje uszy. Dziękuje jej skinięciem głowy i zabieram się za upicie pierwszego łyka. Pyszna! Jeszcze przed pojawieniem się mojego gościa wyciągam z torebki teczke. Kłade ją na stole i czekam, aż mężczyzna się zjawi.

- Pani Snape. - surowy głos przemawia nad moją głowe. Unosze ją i dostrzegam mężczyzne po czterdziestce. Jego twarz pokrywa siwy zarost, a głowe tego samego koloru włosy. Przystojny, ale nie w moim typie. Jego brązowe oczy nie są tak pociągające, jak u mojego męża.

- Dzień dobry. - wstaje i witam się z nim poprzez uścisk dłoni. - Ciesze się, że zdecydował się Pan przyjść. - zachęcam go, aby usiadł i wskazuje ręką na kawe, którą dla niego zamówiłam.

- Wie Pan, kim jestem? - pytam na samym stracie. W przypadku poprzedni detektywów pominęłam to pytanie, ale już nie popełnie tego błędu.

- Domyślam się. W tym mieście jest tylko jeden człowiek o tym nazwisku. - odpowiada chłodno.

- Twoi poprzednicy uciekli w popłochu. Zrozumie, jeśli ty też to zrobisz. - mrucze niechętnie. Ku mojemu zaskoczeniu mężczyzna odsuwa krzesło do tyłu i siada po przeciwnej stronie. Układa dłonie na małym stolik, a jego palce łączą się w jedność.

Powiew Świeżości [Sevmione] 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz